Nie wszystko da się naprostować słowami. Bo mamy niekiedy takie nie wiedzieć czemu przekonanie, że jeśli tylko coś komuś wytłumaczymy, powiemy, zamkniemy mu usta celną metaforą – to się zmieni, ogarnie, problem się rozwiąże. Nasze słowa jednak zwykle takiej mocy nie mają.
Korek na autostradzie. Najpierw irytujący, a potem, kiedy mija się zrolowany prawie samochód, budzący ciche dziękczynienie, że tym razem nie my. Matka z głębokim wózkiem, prowadząca za rękę kilkuletnią dziewczynkę, z drugą, starszą drepczącą tuż obok. Westchnienie, że to nie my (z radością, że było nam dane? z wstydliwą nieco ulgą, gdy w okamgnieniu dostrzegamy ubytek własnych sił?). A może ptaki za oknem, wyraz czyjejś twarzy, garść przeczytanych zdań… To wszystko co zauważamy w przelocie, jakby mimochodem – i co kieruje naszą uwagę w przestrzeń (do nieba?), w rejony skupienia, nagłego zrozumienia, wdzięczności.
Być może nie zawsze to musi być coś wielkiego – ten znak, na który czasem tak czekamy. Drogowskaz przy naszej drodze stoi z boku, nawet nie bardzo rzuca się w oczy. Ot, jakieś banalne zdarzenie, widok zarejestrowany kątem oka i już wiemy: skręcić w prawo czy w lewo, skorygować linię lekko, jakby jednym pociągnięciem. Minimalna korekta, a wskakujemy oczko, dwa oczka wyżej, nawet nie do końca wiedząc o tym.
Stracone okazje też niewielkie być potrafią. Tak, marzymy o tych spektakularnych szansach, zwrotach akcji, ekscytacji, niejakiej nutce tryumfu. Ale czasem to drobiazgi: kwiaty w wazonie, mocny uścisk ręki, pięciominutowe spotkanie – gdy nic z tego się nie stało, choć mogło się stać. Bo mieliśmy tamte pięć minut, mogliśmy podejść pierwsi czy wykonać jakiś drobny gest. Stracone okazje to czasem nic znaczącego, a jednak. Umieć zbierać takie okruchy jak dobra gospodyni ostatnią łyżkę ciasta wygarnia z makutry – bo przecież w cieple urośnie, nada się do zjedzenia.
*
Nie wszystko da się naprostować słowami. Bo mamy niekiedy takie nie wiedzieć czemu przekonanie, że jeśli tylko coś komuś wytłumaczymy, powiemy, zamkniemy mu usta celną metaforą – to się zmieni, ogarnie, problem się rozwiąże. Nasze słowa jednak zwykle takiej mocy nie mają.
Ale drobne igiełki deszczu na twarzy, kto wie? Albo terkot tramwaju, w którym wszyscy tak samo znużeni i pełni nadziei u progu dnia? Albo ten klocek lego, na który się znienacka, boleśnie nadepnie, choć dziecko już dawno drzwi zamknęło?
Światło wciska się w szczeliny zasłony, prześwituje. Ciepło słońca dociera do nas nagle z innej strony, mimo tych burzowych chmur na niebie, które gromadzą się ponad nami. Widzimy jasno w półmroku – bo zapałka, świeca, latarka w komórce… Strach pierzcha. Albo zyskuje właściwą miarę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).