Pamięć o ofiarach Czerwonych Khmerów wciąż jest bardzo żywa.
Kościół w Kambodży zrodził się z krwi męczenników i nawet w coraz bardziej zsekularyzowanym społeczeństwie pozostają oni wzorem do naśladowania dla dzisiejszych chrześcijan. Wskazuje na to ks. Paul Chatsirey Roeung, który jest postulatorem w procesie beatyfikacyjnym kambodżańskiego biskupa męczennika Josepha Chhmara Salasa i jego 34 towarzyszy. Prowadzenie procesu jest bardzo trudne, ponieważ oprawcy z komunistycznego ugrupowania Czerwonych Khmerów zniszczyli wszystkie przydatne dokumenty.
Postulator podkreśla, że Kościół w Kambodży jest maleńki a siłę do dawania świadectwa czerpie wciąż od swych męczenników, którzy zginęli w czasie komunistycznych prześladowań. Kapłan wyraża nadzieję, że mimo ogromnych trudności związanych z poszukiwaniem materiałów, w roku Jubileuszu 2025 uda się zakończyć etap diecezjalny procesu o męczeństwo. Wskazuje, że pamięć o ofiarach Czerwonych Khmerów wciąż jest bardzo żywa. Przypomina, że w czasie ich rządów w latach 1975-79 Kościół stracił wszystko: nie było biskupów, księży, zakonnic, ani katechetów a jeszcze długie lata po upadku reżimu lokalni chrześcijanie ukrywali się w obawie o swe życie.
Czas prześladowań przetrwało 2 tys. chrześcijan, którzy w stołecznym teatrze w 1990 roku po raz pierwszy spotkali się publicznie na wielkanocnej liturgii. Stopniowo zaczął się rozwijać „Kościół o kambodżańskiej twarzy”, który dziś liczy ok. 25 tys. wiernych, 14 lokalnych księży oraz 100 misjonarzy i zakonników, którzy przybyli z zagranicy. Kościół katolicki wciąż jednak nie ma osobowości prawnej i uważany jest za organizację pozarządową, która promuje dzieła społeczne. Co dwa lata każda wspólnota musi prosić o nowe pozwolenie na sprawowanie kultu. Mimo trudności w minioną Wielkanoc 185 młodych ludzi przyjęło w wikariacie apostolskim Phnom Penh chrzest, bierzmowanie i pierwszą komunię. W wyższym seminarium duchownym jest czterech młodych Kambodżan. Studiują w tym samym miejscu, gdzie swe życie za wiarę oddał kambodżański biskup męczennik.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).