Nam chodzi o wolność wyboru – mówią pro choice. Nam chodzi o ludzkie życie – mówią pro life. Klasyka.
Czy łatwo jest postępować dobrze? Różnie to bywa, prawda? Jedni mówią, że tak, bez problemu, inni twierdzą, że trzeba się starać, wyrzekać, zaciskać zęby. Bierze się to nie tylko z tego, że chodzi o różne nieraz sprawy. Także z tego, że jednym dobro przychodzi łatwiej, a innym trudniej. W zależności od tego, czy są cnotliwi, choćby tylko w jakieś jednej dziedzinie, czy takiej czy innej cnoty nie tylko nie mają, ale raczej są obarczeni wadami.
Czym jest cnota? Najprościej można powiedzieć, że to łatwość w czynieniu dobra, pewna skłonność do jego czynienia. „Jest habitualną (czyli będącą pewną sprawnością) i trwałą dyspozycją do czynienia dobra (KKK 1833). Lub szerzej (1804)
Cnoty ludzkie są trwałymi postawami, stałymi dyspozycjami, habitualnymi przymiotami umysłu i woli, które regulują nasze czyny, porządkują nasze uczucia i kierują naszym postępowaniem zgodnie z rozumem i wiarą. Zapewniają one łatwość, pewność i radość w prowadzeniu życia moralnie dobrego. Człowiek cnotliwy to ten, który dobrowolnie czyni dobro.
Cnotliwy postępując dobrze nie zaciska więc zębów. Jemu przychodzi to łatwo, zupełnie naturalnie, jakby inaczej postąpić w ogóle nie wchodziło w grę. Zajmujący się tematem wyszczególniają wiele różnych cnót, ale cztery z nich w odnoszeniu się do ludzi, uważa się najbardziej podstawowe. Mówi się, że to cnoty „kardynalne”, czyli „zawiasowe”, zawierające wszystkie inne. To roztropność, sprawiedliwość, męstwo i umiarkowanie. Prócz nich mamy cnoty odnoszące się do Boga (czy głownie do Boga): to wiara, nadzieja i miłość.
Jak stać się cnotliwym? Nie wchodźmy w próbę rozróżniania, co jest w człowieku wynikiem jego pracy nad sobą, a co efektem działania w nim Bożej łaski. Powiedzmy najogólniej: cnotliwym staje się człowiek, który, zapewne nie bez pomocy łaski Bożej, otwiera się na to, co dobre, piękne i szlachetne. Często nazywa się to pracą nad sobą. Pojęcie to jednak kojarzy się z jakimś trudem mozołem. Dlatego chyba sensowniej byłoby mówić tu o jakimś nawracaniu się na dobro; jakimś zmianie sposobu myślenia, o tym co w życiu jest dobre i piękne, co z perspektywy wieczności warto, a co nie.
... a obarczonemu wadami trudniej
Na przeciwległym biegunie stoją wady. Czyli stałe skłonności do złego postępowania. Człowiek nimi ogarnięty zło jakby miał we krwi; łatwo mu przychodzi, jakby było czymś zupełnie naturalnym. Ot, kłamstwo. Ogarnięty wadą nieprawdomówności będzie kłamał nawet wtedy, gdy nie musi, gdy nic na tym nie zyskuje, a może wręcz stracić. Taki nawyk po prostu. Wad też oczywiście jest cała masa. Najczęściej wymieniamy te, które związane są z tzw. grzechami głównymi: pycha, chciwość, zazdrość, gniew, nieczystość, łakomstwo, lenistwo (także znużenie duchowe).
Wada powstaje przez grzeszne życiem, zwłaszcza przez grzech często się powtarzający. Trochę jak z kołpakiem na samochodowym kole. Jak raz, drugi spadnie, nawet jeśli go znowu założyć, będzie dalej spadał. Wada nie jest jeszcze sama w sobie grzechem, ale łatwo do grzechu prowadzi. Ot, pycha. Może być tylko czymś, co czyni człowieka śmiesznym. Ale gdy w konkretnej sytuacji człowiek pyszny zaczyna postępować zgodnie ze swoją wadą i np. zaczyna ubliżać tym, którzy rzekomo naruszyli jego godność, pojawia się już konkretne zło. Albo człowiek zazdrosny: wada ta może go pchnąć do kradzieży czy zabójstwa. O uprzykrzaniu życia żonie przez zazdrosnego męża już nie mówiąc.
A grzech? Czym jest grzech? Pamiętacie, kiedy w poprzednim odcinku cyklu pisałem o złu pozamoralnym? Złu niezależnym od człowieka? Ot, chorobach. No właśnie: o grzechu mówimy, gdy chodzi o zło właśnie zależne od człowieka, zależne od jego woli. Definicje grzechu w katechizmie są oczywiście głębsze, ale przez to jednak bardziej skomplikowane.
Grzech jest wykroczeniem przeciw rozumowi, prawdzie, prawemu sumieniu; jest brakiem prawdziwej miłości względem Boga i bliźniego z powodu niewłaściwego przywiązania do pewnych dóbr. Rani on naturę człowieka i godzi w ludzką solidarność. Został określony jako „słowo, czyn lub pragnienie przeciwne prawu wiecznemu” (1849) .
Grzech jest obrazą Boga: (...) przeciwstawia się miłości Boga do nas i odwraca od Niego nasze serca. Jest on, podobnie jak grzech pierworodny, nieposłuszeństwem, buntem przeciw Bogu spowodowanym wolą stania się „jak Bóg”, w poznawaniu i określaniu dobra i zła (Rdz 3, 5). Grzech jest więc „miłością siebie, posuniętą aż do pogardy Boga”. Wskutek tego pysznego wywyższania siebie grzech jest całkowitym przeciwieństwem posłuszeństwa Jezusa, który dokonał zbawienia (1850).
Zło, grzech, potrafi wkraść się w każdą dziedzinę ludzkiego życia. Sam ma więc różnorakie oblicze. Zabójstwo, kradzież, kłamstwo... O tym szerzej w następnej katechezie. Trzeba jednak zauważyć, że zło, grzech, miewa też różna wagę. Czasem chodzi o rzeczy drobne, nie warte rozdzierania szat, a czasem bardzo poważne. Stąd mówimy o grzechach ciężkich i grzechach lekkich. Nazywanych też grzechami śmiertelnymi i grzechami powszednimi. Te nazwy wskazują już na skutki grzechu: śmiertelny, czyli ciężki, „niszczy miłość w sercu człowieka wskutek poważnego wykroczenia przeciw prawu Bożemu; podsuwając człowiekowi dobra niższe, odwraca go od Boga, który jest jego celem ostatecznym i szczęściem” (KKK 1855). Kto go popełnia nie może przystępować do komunii bez wcześniejszej spowiedzi. I gdyby człowiek w stanie grzechu ciężkiego umarł, do końca nie wyrażając skruchy, grozi mu wieczne potępienie. Grzech powszedni natomiast, „pozwala trwać miłości, chociaż ją obraża i rani” (KKK 1855).
Kiedy mówimy, że grzech jest ciężki, śmiertelny? Jeśli spełnione są jednocześnie trzy warunki. „Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.