Jak twierdzą ci, którzy byli przy Prymasie do końca, po zamachu na Papieża nie miał on już żadnych wątpliwości, że umiera. Ale nie bał się śmierci.
– Osłabienie wyraźnie narastało, pojawiły się zaburzenia oddychania – wspomina ks. Bronisław Piasecki. Jak twierdzą ci, którzy byli przy Prymasie do końca, po zamachu na Papieża nie miał on już żadnych wątpliwości, że umiera. Ale nie bał się śmierci. Jak wszystko w życiu, tak i chorobę, a potem nadchodzącą śmierć, przyjmował ze spokojem. Nigdy też się nie skarżył, nie narzekał, że cierpi.
– A gdy ktoś z nas pytał Ojca, jak się czuje, odpowiadał, że jego choroba nic nie znaczy w porównaniu z cierpieniami Ojca Świętego, który leży po zamachu w szpitalu – wspomina Barbara Dembińska.
15 maja złożył przed swoim spowiednikiem wyznanie wiary. 16 maja przyjął sakrament namaszczenia chorych. Do domowników mówił prawie szeptem:
„Jestem całkowicie uległy woli Ojca, który i tak mi dał dużo lat Wam służyć…. Moja droga była zawsze drogą Wielkiego Piątku. Jestem za nią Bogu bardzo wdzięczny”.
Potem pożegnał się z najbliższymi współpracownikami. „Przyjąwszy sakrament Chorych – odnotował ks. Kazimierz Romaniuk, późniejszy biskup – ks. Prymas wygłosił przemówienie, które trwało dobre ponad pół godziny. Dość szczegółowo przedstawił zarówno przeszłość, jak i przyszłość Kościoła w Polsce, poświęcając niemało czasu naszym relacjom z Rosją. Mało kto zdołał się powstrzymać od łez. Ja nie. Ciężki dzień. Trwa przedziwna agonia Prymasa Tysiąclecia. Niezwykle przytomny, ciągle pełen tego samego patriotyczno-duszpasterskiego zatroskania o Polskę”.
18 maja, w dzień urodzin Papieża, Prymas Wyszyński i wszyscy Polacy usłyszeli pierwsze błogosławieństwo Ojca Świętego „Urbi et Orbi”. Papież powoli wracał do zdrowia, tymczasem Prymas z dnia na dzień słabł. 19 maja do pokoju chorego Prymasa zostaje przyniesiony wędrujący po parafiach Obraz Matki Bożej Częstochowskiej.
„Dziękuję Ci Matko, że jeszcze raz przyszłaś do mnie” – mówił Wyszyński.
22 maja Prymas pożegnał się z biskupami. Mówił ledwie słyszalnym głosem:
„Każdemu z was mam wiele do zawdzięczenia. Same uczucia wdzięczności. Do nikogo – najmniejszego żalu. Padam z pokorą Prymasa Polski do waszych biskupich stóp i je całuję. Służyłem Kościołowi 35 lat, na tym stanowisku 33. To jest dość. Bóg wam zapłać. Bóg wam zapłać, żeście chcieli przyjść i żeście chcieli być świadkami mojej nieudolności”.
Kardynał poruszał się już wtedy na wózku inwalidzkim. Kiedy na niego siadał, mówił ze śmiechem do siostry Józefy Kozieł, szarytki, która służyła Prymasowi jako pielęgniarka: „Proszę, nie mówicie panu kierowcy, że mam taki nowy pojazd, bo będzie mu przykro!”. Jeszcze poprosił zakonnicę, by zawiozła go do ogrodu, a tam zerwał konwalię i długo delektował się jej zapachem. To był ostatni jego spacer. – Wkrótce Ksiądz Prymas nie wstawał już z łóżka. Ale umysł zachował jasny – wspominał lekarz pełniący przy Wyszyńskim dyżury, dr Marek Kośmicki. Gdy zobaczył, jak do jego pokoju wjeżdża aparatura medyczna i jakiś sprzęt - stolik przyłóżkowy czy drabinka do podtrzymywania poduszek, komentował to ze śmiechem: „Niedługo będę miał tak zagracony dom, że przejść nie będę mógł!”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).