Kto ratuje jedno życie – cały świat ratuje. Dziękuję Mamie, ale dziękuję także bezimiennemu dla mnie lekarzowi ze Lwowa. I bądźmy dociekliwi.
Nie zawsze Wigilia trafia się w niedzielę. Co jakiś czas taka zbieżność się zdarza. Także tego roku. Tak samo było w roku 1944. Nie wiem, jak udało się mojej Mamie dotrzeć do Lwowa przed ową wigilią. Bo mieszkaliśmy daleko, w Karpatach. Rodzina była w rozsypce, we Lwowie już tylko Babcia się ostała. Wojna, sowiecka okupacja, zrujnowana sieć kolejowa, a drogi nie lepsze.
Lwowska klinika na Piekarskiej. Wtedy wojenny, zafrontowy szpital. Z porodówką, gdzie trafiały kobiety z ciążowymi powikłaniami. Zwyczajne przypadki rozwiązywano w domach z pomocą akuszerki. „Matka czy dziecko” krzyknął lekarz. Jakiej nacji był? Po jakiemu zawołał? Te pytania mogły być trudne, w czasie, gdy wróg czyhał na każdym kroku. Mnie się udało. Mama narobiła krzyku, że i matka, i dziecko. Od niej wiem. Chwilę potem już ja sam narobiłem wrzasku zachłyśnięty pierwszym wdechem szpitalnego i wojennego powietrza. Była niedziela, była Wigilia. Nikt z kwiatami nie czekał. Zresztą – przychodzić na świat w krwawy, wojenny czas? Przecież to straszny nietakt. W polskiej uniwersyteckiej klinice wcielonej do okupacyjnej machiny kierowanej przez sowietów narodowości różnej… Ale dziadek i stryj byli blisko! Po drugiej stronie cmentarza łyczakowskiego jest (i był wtedy) wojenny cmentarz obrońców Lwowa z roku 1918. Jakiś tajemniczy krąg zamknął się w ową niedzielną Wigilię.
A dziś? W naszych czasach?
A za naszych dni poczęcie dziecka jest coraz rzadszym wydarzeniem. Nieraz oczekiwanym, bywa że upragnionym. „Wie ksiądz – rozmawiam przez telefon z mamą zaprzyjaźnionej rodziny. „Wie ksiądz, narozrabialiśmy trochę”. Nie wyobrażam sobie, jak to oni, matka i ojciec czwórki dzieci, rozrabiają. Odpowiedziałem milczeniem. Ona kontynuuje: „Poszłam do lekarza, a on mi wystawił piątą kartę ciążową…” Zaniemówiłem. Nie ze zdziwienia, bo oni mają poukładane w życiu i głowie. Zaniemówiłem z radości. Z jej tonu głosu i dalszej rozmowy przebijała troska, ale przede wszystkim radość. Ciężko było, ale już dawno jest po chrzcinach. To „coraz rzadsze wydarzenie” stało się faktem. Jedna rodzina z piątką dzieci… Zaraz, dlaczego jedna? Wśród zaprzyjaźnionych rodzin mam trochę takich liczniejszych. Jak nie 5+ to co najmniej 3+. I wcale nie są to przypadki. Może kolejna karta ciążowa jest jakimś zaskoczeniem, ale nowe życie, nowy człowiek, nowe zadania i nowe radości już zaskoczeniem nie są.
Tymczasem przez Polskę przewala się burzowa fala. Fala sporu o życie, o istnienie nowych ludzi. A jeśli nawet nie o istnienie, to co najmniej kalkulacja, że ta ciąża to nie teraz! Tak, z wykrzyknikiem, ale bywa i z błyskawicą. I hasła zupełnie niepojęte. Aborcja. I to nie „zwyczajna” aborcja, a na życzenie. A komuś przychodzi do głowy (i do czynu) abortowanie człowieka już dorosłego. Tyle, że nie mówi się wtedy o aborcji, a o eutanazji. Czy to nie zabójstwo? To słowa, istota jest ta sama: pozbyć się drugiego, bo jakoś mi niewygodny. I jeszcze legalizacja owego pozbywania się dzieciątka do dwunastego tygodnia życia bez powodów. Trudno taką logikę pojąć. Zresztą czy pozbywanie się ludzi może rządzić się jakąkolwiek logiką?
Inny jeszcze problem, uczenie nazwany, wciąż wraca. Dopiero co zyskał kolejną odsłonę. Straszne, że ubrany został w dekoracyjne hasło służby życiu. Skrótowo zwany „in vitro”. Co dosłownie znaczy „w szkle”. Tak, chodzi o poczęcie nowego życia w laboratoryjnych warunkach, czyli w przysłowiowej szklanej probówce. Nawet prezydent ostatnio podpisał stosowną ustawę. Argumenty? No przecież kreujemy nowe życie, ile par będzie się mogło cieszyć dzieckiem – i podobne tezy. W Auschwitz za karę co dziesiąty szedł do gazu. W „in vitro” na jedno życie przypadają nawet setki do laboratoryjnego naczynia z odpadami. Mnie, w przyfrontowym szpitalu, sowiecki lekarz uratował. A kto ratuje jedno życie, to cały świat ratuje. Dziękuję Mamie, ale dziękuję także owemu, dla mnie bezimiennemu lekarzowi ze Lwowa. Bo mogłem skończyć w wiaderku.
Nie mówcie, że nieodpowiednich słów używam. One są tylko odbiciem prawdy. I prawdy o życiu oczekujemy w świąteczną Wigilię. Po świętach także. Obawiam się, że na ten temat i na wiele innych raczej kłamstwa usłyszymy. Bądźmy co najmniej dociekliwi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).