Jak się ma tęcza do wojny

W najbardziej dramatycznych sytuacjach definiowanie roli, ale i tożsamości tak mężczyzn jak i kobiet jest koniecznością naszej natury.

Reklama

Ile to my teraz płci mamy? A tak w ogóle, jakie znaczenie ma słowo „płeć”? Ma swoje znaczenie. Odnosi się do zewnętrznych, biologicznych ale też wewnętrznych, psychiczno-duchowych cech człowieka, które odznaczają się biegunowością. Cechy owe są złożone, intuicyjnie definiowane od dzieciństwa. Od przysłowiowych samochodzików dla chłopców po laleczki dla dziewczynek. Cywilizacje – od bliskowschodniej cywilizacji semickiej, poprzez cywilizację indyjską, po środkowo wschodnie cywilizacje mongolskie i dalej aż do wysp japońskich i wyspiarskich ludów Pacyfiku, aż po tubylcze plemiona kontynentu zwanego Ameryką. No i Europa. To w uproszczeniu. Otóż wszystkie te cywilizacje opierają się na dychotomii czyli dwoistości płci mężczyzny i kobiety. A u podłoża przekazywanie życia. Tu zresztą płeć odgrywa istotną rolę. U orłów, u polnych myszek i u człowieka.  Twardy, nieustępliwy, bezwzględny dychotomizm.

To już prawie rok, jak oglądaliśmy relacje z granicznych przejść z Ukrainy. Morze uchodźców z tobołkami, walizami, wózkami. Kobiety, dzieci – od osesków po podlotki. Tu i ówdzie pies albo i kot w klatce. Mamy, babcie, dziadkowie… Zaraz, a gdzie mężczyźni? Owszem, dziadkowie się trafiają, ale ojców, mężczyzn jak na lekarstwo. W natłoku wrażeń – od samego wybuchu wojny, poprzez ucieczkę, sprawną i perfekcyjną pomoc ze strony Polaków, organizację od szczebla lokalnego po centralne urzędy oraz organizacje pomocowe, które na taką skalę nigdy nie miały okazji działać… Otóż to wszystko czyniło wrażenie na nas – tak pomagających, jak i obserwujących. Wrażenie tak silne, że nie pozwalało zatrzymać myśli na wszystkich wątkach wydarzeń.
Jeden z wątków kryje się za pytaniem, które wielu z nas po tygodniu, dwóch sobie stawiało. Pytanie, które kilka zdań wyżej sformułowałem: Zaraz, a gdzie mężczyźni? Pytanie brutalne.  Odpowiedź równie brutalna: mężczyźni są na wojnie. A wielu już nie żyje, polegli. Wojna, zwłaszcza jej militarna warstwa, zdecydowanie weryfikuje problematykę płci. Owszem, są kobiety w mundurach, są żołnierki w sztabach i pomocniczych służbach, w administracji i łączności. W szpitalach i w służbie sanitariuszek. Ale ściśle wojenny trzon od wieków był i jest męski. Dlatego na czołgach nie powiewają tęczowe flagi. Bo na wojnie koniecznie potrzebne męskie, a więc i siłowe oddziaływanie i postawa. Niczego nie ujmując płci pięknej (wszak używamy tego określenia), wojna piękną nie jest. A na pytanie, jak się ma tęcza do wojny, odpowiadam: ma się nijak. Innymi słowy tęczowego rozmycia płci nie można brać pod uwagę w teatrze wojny. Czy z tego stwierdzenia coś wynika? Owszem, wynika. To mianowicie, że w najbardziej dramatycznych sytuacjach definiowanie roli, ale i tożsamości tak mężczyzn jak i kobiet jest koniecznością naszej natury i naszej psychofizycznej struktury. I niechby to definiowanie było szanowane zawsze, nie dopiero w sytuacjach dramatycznych. A każdy człowiek, czy to mężczyzna, czy kobieta, był przygotowany do tej roli, jaką mu natura przeznaczyła.

Przede mną zawieszony portret mojej Stryjenki. Artystyczna grafika jej przyjaciółki z roku 1938. Piękna kobieta, z oczyma zda się patrzącymi dalej i głębiej. Pamiętam to jej spojrzenie… W czasie wojny zaangażowana w walkę z najeźdźcami jednymi i drugimi. Przestrzeń między Lwowem i Warszawą wiele razy przemierzała jako łączniczka. W torebce lewe papiery i rewolwer. „Materiały” gdzieś tam pozaszywane w ubiór. Opowiada o tym rewolwerze z takim swoim poczuciem humoru… Wiem, że nigdy go nie użyła, nawet nie wyjęła. Jaką ona miała broń, która była skuteczna? Swoją kobiecą powierzchowność? Zdolność reagowania humorem? Modlitwę? (tę miała głęboką). Wszystkiego i jeszcze więcej miała po trochu. Ten rewolwer nie pasował zwłaszcza do jej wręcz dziewczęcej urody, do jej lekko kpiących słów, modlitwy nie było widać, ale była w niej zanurzona. Potem drugi wróg, ten wschodni, zafundował Cioci Fulli 10 lat Syberii… Jej opowieści – i te mówione, i te z książki (pt. «Niewidzialni») odsłaniają postać autentycznej kobiety walczącej – ale nie militarnie, lecz jakąś wewnętrzną siłą. I tą siłą tak wiele zdziałała na zesłaniu a i potem po powrocie do Polski. Ludzie szukali kontaktu z nią, wręcz zamęczali. Dalej i wciąż walczyła – inaczej, o inne, choć tożsame wartości. I ciągle była tą uroczą Ciocią z Zakopanego.

Jak się ma tęcza do wojny? – pytałem. Odpowiedziałem, że nijak. W walce, każdej – i tej zbrojnej, i w dyspucie, i w pojedynku na słowa, i w polemice medialnej… Otóż w tym wszystkim, i jeszcze innych sposobach walki czy wojny, tylko zdecydowana, nie rozmazująca własnej tożsamości postawa może być siłą prawdy, dobra, wolności.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama