Na marginesie "Quo Vadis"

JP2, #pamiętamy i szlus?

Reklama

Telefon. Siostra dzwoni. Siostrzenica potrzebuje „Quo Vadis”. Na już!. - Macie to? A może jest u mamy? I najważniejsze pytanie: - Ile to ma stron? Co?! 454 drobnym drukiem? Ło matko…

No i zaczął się nam ten nowy rok szkolny na dobre. Lektury poszły w ruch. Wszelkie koronawirusowe mutacje też. Ale i skojarzenia, czy wspomnienia.

Które „Quo Vadis” jest mi bliższe? To zekranizowane przez Kawalerowicza w 2001 roku, którym jednak trochę żyło się na studiach (ówczesna kampania reklamowa robiła wrażenie – sam film niestety już mniej)? To oryginalne, powieściowe? A może to pierwsze. Moje pierwsze. Bo jednak to klasyczny film Mervyna LeRoya z 1951 roku, oglądany wielokrotnie w dzieciństwie w tv i na kasetach VHS, wrył mi się w pamięć najbardziej. Ten szarżujący Ustinov w roli Nerona… - kreacja aktorska wszech czasów?

A jest tam jeszcze inna ważna rola. Ta, którą odgrywa Finlay Curry. To nazwisko niewiele nam dziś może mówi, a przecież grał też m.in. i w „Ben Hurze”, i w „Kleopatrze”, i w „Upadku Cesarstwa Rzymskiego”…  W „Quo Vadis” wciela się w św. Piotra, a gdy przemawia w rzymskich katakumbach, streszcza właściwie cały sens chrześcijaństwa. W niezwykle poruszający sposób opowiada zgromadzonym o Chrystusie, jego cudach, błogosławieństwach i przykazaniach. Co za scena!

Stare dobre Hollywood? Magia kina? Tricki szpeców i fachmanów złotej ery Fabryki Snów zrobiły swoje? No nie wiem, bo przecież potem, w latach ’80 i ’90, oglądaliśmy to samo, tyle tylko, że na żywo. Za sprawą Jana Pawła II. Nowego, kolejnego Piotra.

Dopiero po latach człowiek uświadamia sobie, jak wielkie miał szczęście, że mógł uczestniczyć w tego rodzaju (wiekopomnych – nie bójmy się tego słowa), wydarzeniach. Znowu zasłuchane tłumy wiernych, znowu słowa żywota, znowu, ktoś, kto opowiada nam o Nim. Znowu. Jak 2000 lat temu tam, w Palestynie, tak teraz tu – na Muchowcu, na Błoniach, na Kaplicówce…

I teraz pytane: co z tym zrobimy? Co z tym robimy? Wrzucamy od czasu do czasu w internety #pamiętamy i szlus? Dorzucamy do listy szkolnych lektur kolejne tomy z „Dzieł zebranych” papieża-Polaka, myśląc, że to załatwi wszystko? A może to kolejny, i kolejny, i kolejny gwóźdź do trumny Jana Pawła II?

Jest nad czym myśleć. Więc przez najbliższy tydzień obiecuję intensywnie pomyśleć i w następnym felietonie wrócę do tematu. A teraz, na koniec, do posłuchania filmowo-muzyczna klasyka. Kilka utworów ze ścieżki dźwiękowej „Quo Vadis” z 1951 roku, skomponowanych przez Miklósa Rózsę, czyli coś i do pomedytowania i do pomaszerowania. Do tańca i do różańca:

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama