Prof. Ewa Budzyńska, śląska socjolog, której grupa studentów zarzuciła "promowanie poglądów radykalno-katolickich", wydała oświadczenie w sprawie policyjnych przesłuchań tychże studentów oraz stanowiska, jakie wydał w tej sprawie prorektor Uniwersytetu Śląskiego, a jednocześnie jej rektor elekt prof. Ryszard Koziołek.
Studenci byli przesłuchiwani na polecenie prokuratury, która sprawdza, czy podczas toczącego się na uczelni postępowania dyscyplinarnego w sprawie prof. Budzyńskiej nie doszło do fałszowania dowodów. Reprezentujący ją prawnicy z instytutu Ordo Iuris uważają, że rzecznik dyscyplinarny Uniwersytetu Śląskiego prof. Wojciech Popiołek dopuścił się szeregu rażących uchybień proceduralnych, m.in. w postaci udostępniania protokołu zeznań poprzedniego świadka kolejnemu świadkowi w toku przesłuchania, by następnie ze zbieżnych zeznań świadków, wyprowadzić wniosek o ich prawdziwości. Według policji, zawiadomienie o domniemanych nieprawidłowościach zostało złożone przez osobę prywatną, która nie jest w żaden sposób związana z żadną ze stron toczącego się postępowania dyscyplinarnego. Choć studenci zeznawali na policji jako świadkowie, w prasie ich przesłuchania były przedstawiane jako rodzaj represji. Prorektor Uniwersytetu Śląskiego prof. Ryszard Koziołek, który został wybrany na rektora kolejnej kadencji, pospieszył z publicznym zapewnieniem, że "każdy członek wspólnoty naszej uczelni może liczyć na wszelkie dostępne i zgodne z prawem formy wsparcia i pomocy".
Na to właśnie zdanie zareagowała w swym oświadczeniu prof. Budzyńska. Stwierdziła, że w ciągu toczącej się od półtora roku sprawy nigdy nie doświadczyła żadnego wsparcia i pomocy ze strony uczelni, z wyjątkiem stanowiska jej bezpośredniego przełożonego prof. Wojciecha Świątkiewicza. Wyliczyła natomiast wiele przykładów złego traktowania przez przedstawicieli uniwersytetu.
Jej zdaniem, prowadzone przeciw niej postępowanie dyscyplinarne dotknięte jest tak poważnymi wadami, że powinno zostać uznane za nieważne, zaś alarm wszczęty przez uniwersytet w obronie studentów jest przejawem ich instrumentalnego traktowania, a tak naprawdę jest próbą przeniesienia punktu ciężkości sprawy poza jej sedno, którym jest naruszenie przez uczelnię jej wolności akademickiej. - Odbieram to jako próbę nieetycznej obrony ze strony Uniwersytetu Śląskiego - podkreśliła. Stwierdziła też, że nie ma pretensji do studentów. Im zresztą - jak zauważyła - postępowanie prokuratorskie nie zagraża. Ona sama natomiast ma w nim status pokrzywdzonej.
Pełny, obszerny tekst oświadczenia prof. Budzyńskiej znajdziesz w pliku PDF.
Sprawa prof. Budzyńskiej toczy się od około półtora roku. Zaczęło się od tego, ze grupa studentów socjologii w skardze do władz uczelni zarzuciła jej narzucanie słuchaczom wykładów "ideologii anti-choice, poglądów homofobicznych, antysemityzmu, dyskryminacji wyznaniowej, informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową oraz promowanie poglądów radykalno-katolickich". Chodziło m.in. o nazywanie człowieka w prenatalnej fazie rozwoju dzieckiem. Krytyka dotyczyła także zaprezentowania badań wskazujących na negatywny wpływ posyłania dzieci do żłobków na ich rozwój, a przede wszystkim samego zreferowania przez wykładowcę definicji rodziny jako podstawowej i naturalnej komórki społeczeństwa opartej o związek kobiety i mężczyzny. Nie do przyjęcia okazało się także zaprezentowanie publikowanych w prasie naukowej wyników badań na temat skutków wychowywania dzieci przez osoby pozostające w relacjach homoseksualnych. Skarga dotyczyła także krytycznych wypowiedzi na temat eutanazji i rzekomego antysemityzmu prof. Budzyńskiej.
Rzecznik dyscyplinarny Uniwersytetu Śląskiego prof. Wojciech Popiołek odrzucił część powyższej skargi, w tym zarzuty nienaukowości i antysemityzmu. Skierował jednak sprawę do uczelnianej komisji dyscyplinarnej. Zarzucił prof. Budzyńskiej, że "formułowała wypowiedzi w oparciu o własny, narzucany studentom, światopogląd, o charakterze wartościującym, stanowiące przejaw braku tolerancji wobec grup społecznych i ludzi o odmiennym światopoglądzie, nacechowane wobec nich co najmniej niechęcią, w szczególności wypowiedzi homofobiczne, wyrażające dyskryminację wyznaniową, krytyczne wobec wyborów życiowych kobiet dotyczących m.in. przerywania ciąży".
Prof. Budzyńska w geście protestu zrezygnowała z pracy na uczelni. Jej postępowanie dyscyplinarnej jednak trwa, choć zostało odroczone z powodu pandemii.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.