Spór z klapkami na oczach

Niestety, często nie o prawdę w sporach chodzi, ale o to, by pognębić adwersarza.

Reklama

O. Celestyn Napiórkowski napisał przed laty, że bardzo by się zdziwili niektórzy uczestnicy sporów o usprawiedliwienie przez wiarę czy przez uczynki, gdyby przeczytali pierwszy kanon trydenckiego dekretu o usprawiedliwieniu. „Gdyby ktoś mówił, że człowiek może być usprawiedliwiony przed Bogiem przez swoje własne czyny, dokonywane siłami natury ludzkiej albo i z pomocą nauki Prawa, ale bez łaski Bożej przez Jezusa Chrystusa – niech będzie wyklęty”. To czysty protestantyzm – krzyknęliby obrońcy wiary katolickiej, a protestanci zapytaliby, dlaczego w takim razie katolicy mówią o potrzebie uczynków?

Prawdą jest, że choć sobór ten odbył się wieki temu, przez wieki też po obu stronach sporu występowali zażarci „obrońcy prawdy” głoszący, że ich adwersarze to heretycy. Katolicy, podkreślając znaczenie uczynków, protestanci, twierdząc, że sama wiara wystarczy. Głos tych, którzy z obu stron przypominali, że „wiara działa przez miłość”, to znaczy, że nie wystarczy pusta deklaracja, ale trzeba i opowiedzenia się za Jezusem życiem, ginął wśród wojowniczych okrzyków i zagrzewających do boju bębnów obrońców najświętszych racji. Nawet przyjęcie 21 lat temu wspólnej, katolicko-luterańskiej deklaracji o usprawiedliwieniu nie wygasiło do końca tych sporów: odżywają czasem wśród „obrońców prawdziwej wiary” na internetowych forach. Jeśli jednak już wiadomo, że nauka katolików i protestantów w tej kwestii jakoś zasadniczo się nie różniła, to jak nie spytać o to, jak to możliwe, że przez wieki się o to spieraliśmy?

Niedorzeczną jest opinia owych „obrońców prawdziwej wiary”, że to heretyccy ekumeniści zdradzili Kościół. Gdy czyta się ten niełatwy dokument, widać, że obie strony zostały przy swoim, ale okazało się, że się nie rozumieliśmy. Bo logika sporu przyćmiła szczere poszukiwanie prawdy; w dyskusji nie prawdy szukaliśmy, ale pognębienia adwersarzy. Dlatego z tylko inaczej rozłożonych akcentów, wznieśliśmy fortyfikacje zarzutów o niewierność objawieniu Bożemu.

Niedawno papież Franciszek wspominał opublikowaną 25 lat temu encyklikę Jana Pawła II „Ut unum sint”. Jedną z tych uznawanych za fundamentalne dla pontyfikatu Jana Pawła II, o działalności ekumenicznej; tę samą, w której zaproponował, by dla odbudowania jedności nie obawiać się przemyślenia na nowo kwestii prymatu papieskiego.  Internetowi „obrońcy prawdziwej wiary” pewnie jej nie skojarzyli, więc ich czujność obudzona przez słowo „ekumenizm”, przejawiła się tym razem w przypomnieniu zarzutów wobec Franciszka, a dotyczących słynnej deklaracji z Abu Zabi. Papież – twierdzą jego przeciwnicy – uznał w niej wszystkie religie za równe. I przytaczają zdanie, w którym rzekomo miał tak stwierdzić.

A jak brzmi inkryminowany fragment dokumentu?

Wolność jest prawem każdej osoby: każdy korzysta z wolności wiary, myśli, słowa i działania. Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie. Ta boska Mądrość jest źródłem, z którego wywodzi się prawo do wolności wiary i wolności do bycia różnymi. Dlatego odrzuca się wszelkie próby zmuszania ludzi do przyjmowania określonej religii oraz kultury, podobnie jak narzucenie jednego modelu cywilizacji, którego inni nie akceptują.

Przyznaję, że czytam i zarzutów pod adresem papieża Franciszka nie rozumiem. Przecież to nie jest stwierdzenie, że wszystkie religie są równe, bo wyrastają z jednej woli Boga, ale że tą wolą Boga jest wolność człowieka! Jak można tego nie widzieć? Jak można się z tym nie zgodzić, skoro bez tej prawdy nie da się zrozumieć, dlaczego Bóg pozwolił, by człowiek w Edenie zgrzeszył?

Jestem przekonany, że w tym i wielu innych przypadkach dotyczących zarzutów wobec papieża czy innych „modernistów” nie o prawdę chodzi, ale o pretekst, by móc innych oskarżyć o herezję. Tak jak we wspomnianym wcześniej sporze usprawiedliwienie. Z jakichś powodów niektórzy ludzie mają po prostu potrzebę, by się kłócić; z jakichś powodów mają potrzebę widzenia w sobie samych jedynych obrońców prawdy, sprawiedliwości i uczciwości. Z rozumem ma to tyle wspólnego, że pozwala on wynaleźć coś, co można przeciwnikowi zarzucić. Ale z prawym rozumem, szukającym prawdy nie ma to wspólnego nic.

To dość częste zjawisko w różnych sporach. Podobnie było z teologicznymi poglądami zmarłego wczoraj księdza profesora Wacława Hryniewicza. Nie ujmując poglądom tych teologów, którzy z nim rzeczowo polemizowali, trzeba powiedzieć, że część jego krytyków albo nie znała, albo kompletnie nie rozumiała jego argumentów. Smutne to o tyle, że głosząc nadzieję (nie wiarę!) powszechnego zbawienia, był przecież Profesor piewcą potęgi Boga, który pokonał grzech, prawda? Ale o tym i o samej postaci więcej już w innym komentarzu.

Jestem przekonany, że także te spory, które dziś obserwujemy na arenie politycznej, w mediach, także społecznościowych,  często nie mają wiele wspólnego z racjonalnym oglądem spraw, a są wyrazem niechęci do adwersarzy. Rozum nie służy w nich poznaniu prawdy, ale jest na usługach z góry przyjętych założeń: ma dostarczyć argumentów, że ja i tylko podobnie jak ja myślący mamy rację. Jeśli pamiętamy, że taki spór o usprawiedliwienie mimo braku racjonalnych powodów trwał przez niemal pięć wieków, źle to politycznej przyszłości Polski wróży.  

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama