Nie milknie sprawa oskarżeń wysuniętych wobec Jeana Vaniera, który miał przez wiele lat wykorzystywać seksualnie sześć dorosłych kobiet, będąc ich kierownikiem duchowym.
Przyznam się, że mój pierwszy odruch emocjonalny to było zaskoczenie połączone z bólem i głębokim smutkiem, gdyż oto znowu runął kolejny katolicki autorytet. Nie był to jednak ten rodzaj szoku i rozczarowania, jaki wyrażały publicznie takie osoby jak choćby Zbigniew Nosowski, Wojciech Bonowicz czy ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski, które znały go od dziesiątków lat i były członkami ruchów religijnych, powołanych przez niego do życia. Osobiście nigdy nie miałam kontaktu czy to z Arką, czy to ze wspólnotą „Wiara i Światło”. Znałam jednak te ruchy religijne i ich działalność ze słyszenia, wiedziałam, kim jest Jean Vanier, podziwiałam jego pracę, czytałam jego książki, byłam pod wrażeniem jego biografii.
Jean Vanier bowiem to postać nietuzinkowa na mapie współczesnego katolicyzmu. Zaznaczył się w powszechnej świadomości jako niezwykły społecznik, inicjator powołania wspólnot L’Arche i „Wiary i Światła”, w których wraz z niepełnosprawnymi dzielą życie ludzie pełnosprawni. Ruchy te kierują się tymi samymi założeniami - z tą różnicą, że "l’ Arche" tworzy domy, gdzie mieszka się na stałe, zaś „Wiara i Światło” gromadzi osoby mieszkające osobno, systematycznie się spotykające. Vanier żył we wspólnocie z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie przez 52 lata i intensywnie angażował się w ich obronę oraz promocję w społeczeństwie. Ks. Adam Boniecki pisał o nim: „Był dla mnie i dla wielu ludzi mistrzem i przewodnikiem, także na drogach wiary. Jest jednym z tych, którzy gruntownie zmienili stosunek do osób z upośledzeniem umysłowym. I nie tylko to. Jego dzieło, „l’Arche” i jego liczne książki uświadomiły nam, wierzącym, że – to jego słowa – „wiara, religia czy kultura znajdują swój najgłębszy wyraz w tym, jak bardzo pozwalają nam związać się z Bogiem. Bogiem miłości i współczucia, który daje nam mądrość, by poznać innych od nas ludzi jako osoby”.
I taka opinia o nim jako o „świętym z sąsiedztwa”, jak określił go papież Franciszek, trwała niemal do jego śmierci w maju 2019 roku. Co się zatem stało, że tę opinię dość nagle i diametralnie zmieniono? Dlaczego autorytet, jakim był założyciel „l’Arche”, został nagle oskarżony o bycie „cynicznym łobuzem” wykorzystującym seksualnie bezbronne kobiety? Redaktor naczelny „Więzi” Zbigniew Nosowski w swoim artykule „Najtrudniejsza wiadomość świata” jakże przekonująco i pięknie pisze o Vanierze: „Dlaczego Jean Vanier był dla nas tak wielkim autorytetem? Nie dlatego bynajmniej, że traktowaliśmy go jak bezgrzeszny ideał, półboga czy cokolwiek podobnego.
Powiedziałbym raczej, że szczęście płynące z tego, że on jest (używam czasu teraźniejszego, aby opisać minione doświadczenie), płynęło ze spotkania z człowiekiem integralnym i spójnym – który żyje tym, co głosi, bo nie tylko mówi o ubogich, ale z nimi żyje na co dzień; który jest chętnie słuchanym nauczycielem właśnie dlatego, że pozostaje autentycznym świadkiem; który jest prorokiem współczesnego chrześcijaństwa, ale prorokiem cichym, pokazującym nie na siebie, lecz na Jezusa i ubogich; który mówi o życiu „serce w serce” z Jezusem – bo tak żyje; który jest taki po prostu zwyczajny, pokorny, szczery i autentyczny”.
I tak Vanier jest postrzegany przez redaktora Nosowskiego, ale nie tylko przez niego, niemal przez cztery dekady. Sądzę, że słusznie, bo przecież przez większość swojego życia Jean Vanier dawał świadectwo życia prostego, czystego, uczciwego, poświęconego niepełnosprawnym braciom, żyjąc z nimi od 1964 roku w niewielkiej francuskiej miejscowości Trosly-Breuil, nie wzbudzając w nikim żadnych podejrzeń. Tymczasem prawie rok po jego śmierci wybuchł skandal, który „zszokował” i „zaskoczył” niemal cały świat katolicki, a zwłaszcza jego współpracowników i członków wspólnot. Jego naśladowcy są głęboko zranieni pisząc, że „Autorytet runął z tak wielkim hukiem właśnie dlatego, że jego moc opierała się na wyjątkowej (tak to spostrzegaliśmy) zgodności życia ze słowami. Nagle zrozumieliśmy, że Jean Vanier zdradzał nas i oszukiwał, bo systematycznie przez długi czas zaprzeczał głoszonym wartościom” (Z. Nosowski).
Wyznam, że właśnie tego typu komentarze zwolenników, uczniów, kontynuatorów jego działań dały mi do myślenia i skłoniły do głębszej analizy okoliczności oskarżenia. Postanowiłam więc przeprowadzić własną „kwerendę”, aby zrozumieć ów fenomen oskarżenia. Zwłaszcza, że ani w polskich mediach, ani w zagranicznych, oprócz jednego francuskiego, nie znalazłam ani cienia wątpliwości wyrażanej przez kogokolwiek. Wątpliwości, że może mamy do czynienia z nie do końca sprawdzonymi oskarżeniami, że być może część zarzutów jest „wyssana z palca”, a może sformułowana po to, aby celowo oskarżyć Jeana Vaniera i zniszczyć jego autorytet jako katolika w oczach opinii publicznej oraz zdezawuować pracę na rzecz niepełnosprawnych. Oczywiście nie jestem w stanie ustalić prawdy, nie przesądzam, lecz pragnę jedynie wyrazić moje niepokoje, rozterki, wątpliwości - względem tych oskarżeń, które stawiają mnie jednak po stronie oskarżonego Jeana Vaniera.
Jean Vanier – oskarżony święty
Jean Vanier urodził się w znakomitej kanadyjskiej rodzinie, w której odebrał solidną formację intelektualną i wykształcenie – został doktorem filozofii na podstawie dysertacji „Szczęście jako zasada i cel etyki arystotelesowskiej”, którą w 1962 obronił w Institut Catholique w Paryżu. Był też oficerem marynarki wojennej i wykładowcą filozofii w prestiżowym kanadyjskim college’u.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).