Ksiądz idzie za daleko

"Pon Bóg stworzył świat nie dlo sprawiedliwości, ale dlo miłości", mówił ks. Józef Tischner góralom, gdy jego chorobę uznali za niesprawiedliwe zrządzenie Boskie. Właśnie mija 10 lat od jego śmierci

Reklama

Pułapka miłosierdzia
Często przywoływał osobę prefekta seminarium ks. Jana Pietraszkę, późniejszego biskupa. Najbardziej zapadły mu w pamięć jego słowa o Panu Jezusie, do którego miano pretensje, że zadaje się ladacznicami i grzesznikami. „Zawsze zarzucano mu – cytował Pietraszkę Tischner – że idzie za daleko. Kiedy będziecie księżmi, doświadczycie tego samego. Zawsze będą wam mówili, że idziecie za daleko. Nie bójcie się takich zarzutów. Od tego jesteście, żeby iść za daleko”. Tak Tischner rozumiał m.in. swoje spotkania, a nierzadko również przyjaźnie ze środowiskami laickiej opozycji oraz intelektualistami o lewicowych rodowodach. Oskarżano go o bratanie się z „wrogami Kościoła” i wspieranie tzw. polityki grubej kreski. I tu dochodzimy do najtrudniejszego momentu w życiorysie Tischnera. Bo o ile dzięki Tischnerowi niejeden sceptyk zaczął określać się przynajmniej jako poszukujący, a jego intuicje dotyczące obecności chrześcijanina w demokratycznym społeczeństwie były najczęściej słuszne, podobnie jak krytyka upartyjnienia Kościoła i wiązania się z jedną tylko opcją polityczną – prorocza, to z czasem sam uległ takiej pokusie, wiążąc się zbyt mocno z politykami Unii Wolności i wspierającym ją środowiskiem. Stał się niejako zakładnikiem „wyższości” przebaczenia nad sprawiedliwością.

Oskarżając innych o tworzenie podziałów, sam niejako odmawiał dobrej woli tym, którzy domagali się rozliczenia z przeszłością. Nie zauważył w porę, że środowiska zainteresowane „grubą kreską”, chrześcijańskie miłosierdzie traktują jako świetne uzasadnienie swojej bezkarności. Zdaniem Zbigniewa Stawrowskiego, spór o dekomunizację „okazał się dla ks. Tischnera intelektualną, a także i ludzką porażką”. Później najwyraźniej żałował trochę swojego zbyt jaskrawego zaangażowania po jednej stronie sporu. W książce „Drogi i bezdroża miłosierdzia” pisał m.in., jakby odcinając się od tego epizodu: „Zasada sprawiedliwości rządzi społecznym współżyciem ludzi, natomiast zasada miłosierdzia rządzi bezpośrednimi relacjami osobowymi”.

Lenin, wolność i mercedes proboszcza
Specyficznym środowiskiem był tzw. Kościół Tischnera. Jak mówił krytycznie Dariusz Karłowicz, był to po prostu „krąg towarzystko-polityczny” lub coś „w rodzaju politycznej sekty”. Sam Tischner bronił się często w ten sposób, że krytykuje się go nie za to, co mówi, tylko za to, obok kogo się pojawia. Faktem jest, że niektóre środowiska właśnie Tischnerem próbowały uderzać w „zaściankowy” polski katolicyzm. Chętnie przywoływano zwłaszcza jego słowa, że nie spotkał jeszcze człowieka, który straciłby wiarę po przeczytaniu Marksa czy Lenina, za to spotkał wielu, którzy stracili wiarę po spotkaniu ze swoim proboszczem. Jednocześnie, zapytany kiedyś przez dziennikarza o proboszcza, który kupił sobie drogiego mercedesa, odpowiedział: „Jestem tak tolerancyjny, że jednocześnie podzielam dobry gust proboszcza i zdanie tych, którzy się mu sprzeciwiają”. Dziennikarz na to: „Nawet gdy ludzie przestają chodzić do kościoła?”. Tischner: „W takim wypadku okazuje się, że kościół nie był dla nich tym, czym być powinien. Przecież w kościele nie czcimy ani proboszcza z mercedesem, ani proboszcza bez mercedesa, tylko Pana Jezusa”.

Nie był wrogiem tzw. pobożności ludowej, tylko katolickiego integryzmu. „Dla integrysty nie ma większego skandalu niż wolny człowiek”, pisał. Tym bardziej – człowiek, który tkwi w błędzie. Mówił, że integrysta chce zbawić innych na siłę. Dla Tischnera wolność była centralnym punktem jego filozofii, a także rozumienia chrześcijaństwa. Czasem mawiał wręcz, że Pan Bóg jest największym liberałem. Nie zgadzał się na chrześcijaństwo, które boi się wolności. Bo tylko wolny wewnętrznie człowiek może odpowiedzieć na zaproszenie Boga. Pod koniec życia fascynował się już tylko dwiema postaciami: teologiem Hansem Urs von Balthasarem i Faustyną Kowalską. Długo zmagał się z rakiem krtani. Zaczął jednak uczyć się mówienia przełykowego. Zapytany przez doktora o motywację, napisał na kartce: „Chciałbym jeszcze kiedyś powiedzieć góralom w Łopusznej »Pan z wami«”. Zmarł 28 czerwca 2000 roku. W ręku trzymał różaniec, na stoliku miał obrazek Jezusa Miłosiernego.

Korzystałem m.in. z książek W. Bonowicza „Kapelusz na wodzie”, „Tischner” oraz z artykułów Z. Stawrowskiego „O pewnej fundamentalnej iluzji”, „Między miłością a sprawiedliwością”

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama