Abp Tadeusz Kondrusiewicz, metropolita mińsko-mohylewski, wspomina najważniejsze momenty swej misji na Wschodzie.
Andrzej Grajewski: 30 lat temu Ksiądz Arcybiskup został biskupem mińskim i administratorem apostolskim dla katolików obrządku łacińskiego na Białorusi. Po raz pierwszy od blisko 70 lat Mińsk miał legalnie działającego biskupa. W jakich okolicznościach nastąpiła nominacja?
Abp Tadeusz Kondrusiewicz: Od lutego 1988 r. byłem proboszczem dwóch parafii w Grodnie – Matki Boskiej Anielskiej i św. Franciszka Ksawerego. 25 lipca 1989 r. wezwał mnie naczelnik ds. wyznaniowych w Mińsku i zakomunikował, że zostanie ogłoszona moja nominacja biskupia. Stolica Apostolska grzecznościowo poinformowała o niej władze Białorusi.
Ale Ksiądz Arcybiskup musiał wyrazić zgodę na nominację?
Oczywiście, taką rozmowę wcześniej ze mną przeprowadzono. Odbyło się to podczas mojej wizyty w Warszawie.
Nie obawiał się Ksiądz Arcybiskup konsekwencji tej decyzji?
Nie. Napoleon ponoć mówił, że najważniejsze to rozpocząć wojnę, a później jakoś się potoczy. Miałem wielkie zaufanie do Jana Pawła II i wierzyłem w opiekę Opatrzności Bożej.
Jak sowieckie władze odniosły się do nominacji?
Przyjęły ją do wiadomości. W trakcie rozmowy ze mną urzędnik ds. wyznaniowych zauważył, że biskup powinien mieć swoją katedrę. Ponieważ jego zdaniem w Mińsku nie było żadnych katolików i otwarty był tam tylko niewielki kościółek kalwaryjski, zaproponował, abym katedrą uczynił kościół parafialny w Rakowie, miejscowości oddalonej o 25 km od Mińska. Jest tam duży kościół pw. Matki Bożej Różańcowej i św. Dominika. Gdy odwiedzam parafię w Rakowie, wspominam, że to jest moja katedra z nominacji władzy państwowej. Po tej rozmowie poszedłem do dawnej katedry mińskiej pw. Imienia Maryi, która w tym czasie była zamieniona na halę sportową. Cała jej przestrzeń była podzielona na trzy piętra. Nie bardzo chcieli mnie tam wpuścić. W końcu wszedłem i zobaczyłem trenujących sportowców. Ten widok zapamiętałem i dlatego mówię, że w tej chwili ta katedra nadal jest miejscem ćwiczeń, ale już duchowych. Nominacja natomiast została tego dnia oficjalnie ogłoszona w kościele pw. Nawiedzenia NMP w Gudogaju (obwód grodzieński). Pojechałem tam od razu z Mińska, aby uczestniczyć w obchodach jubileuszu 50-lecia święceń kapłańskich miejscowego proboszcza ks. prał. Alojzego Tomkowicza.
Jakie były początki posługi nowego administratora?
Zaczęło się od wielkiego skandalu. Jeszcze przed nominacją porozumiałem się ze śp. bp. Edwardem Kisielem, administratorem apostolskim w Białymstoku, i jego biskupem pomocniczym Edwardem Ozorowskim, aby przyjechali na Białoruś i w niektórych parafiach udzielili sakramentu bierzmowania. Gdy władze się o tym dowiedziały, wybuchł skandal. Pytano, dlaczego ich zaprosiłem bez zezwolenia władzy, kto ich tu wpuścił itd. Sprawa trafiła do Moskwy, gdzie rozstrzygano wszystkie ważne kwestie.
To było jeszcze przed konsekracją biskupią?
Tak, kilka dni po ogłoszeniu mojej nominacji. Władze w Moskwie groziły, że na bierzmowanie nie udzielą zgody. Ale akurat przyszła wiadomość o nominacji na biskupa, więc wyjaśniłem, że sprawa bierzmowania należy do kompetencji biskupa miejsca, a biskupi z Polski będą mi jedynie pomagać. Była to taka gra. Straszono, że odbiorą mi paszport, aby uniemożliwić wyjazd do Rzymu. Wtedy powiedziałem, że znajdzie się biskup na Litwie, który mnie konsekruje. Watykan jednak nalegał, abym przyjechał, i władze ostatecznie nie przeszkodziły. Konsekracja w Watykanie (20.11.1989 r.) czasowo to zamieszanie zakończyła. Władze przyjęły do wiadomości moją nominację, ale jeszcze pod koniec 1989 r. i na początku 1990 nie chciały mnie uznawać za prawowitego biskupa. Twierdziły, że nominacja nie była z nimi uzgodniona. Dopiero później pretensje się skończyły.
Do kwietnia 1991 r. Ksiądz Arcybiskup pracował na Białorusi. Co było wtedy najważniejsze?
Był to okres wytężonej pracy, ale jednocześnie czas błogosławiony. Istniał jeszcze Związek Radziecki, ale był czas pierestrojki. Stary system już mocno się chwiał i władze nie bardzo wiedziały, jak mają postępować i co będzie z nimi jutro. Nie przestrzegano więc wszystkich zakazów i ograniczeń, które nadal formalnie obowiązywały. Dlatego udało się załatwić zwrot 97 kościołów wspólnotom parafialnym na Białorusi. Problem polegał na tym, że władze mówiły, że oddadzą kościół, gdy będzie w nim proboszcz, a księży na Białorusi brakowało. Prawie każdy kapłan musiał opiekować się kilkoma parafiami. Jeden z księży w okolicach Mołodeczna obsługiwał aż 17 wspólnot.
Wtedy pomoc przyszła z Polski?
Nie było to proste, gdyż trzeba było ze wszystkimi władzami załatwić pozwolenie na pobyt kapłanów tutaj. Ważną rolę w tym odegrał Gorbaczow, gdyż najważniejsze sprawy były rozstrzygane w Moskwie. Najpierw otrzymałem zgodę na przyjazd 50 księży, a później następnych. Udało się także utworzyć wyższe seminarium duchowne w Grodnie, przygotować i wydrukować 95 tys. egzemplarzy katechizmów i 50 tys. „Obrzędów Mszy św.” w języku białoruskim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.