W każdym procesie chodzi o prawdę. Także wtedy, gdy siedzi ona na ławie oskarżonych.
Wyrok „winien” zapadł, zanim ks. Adam Rucki stanął przed sędziami. Wcześniej, zanim go zamknęli, pracował z młodzieżą. Do kościoła w Jabłonkowie ściągali młodzi z całej okolicy. W komunistycznych Czechach to była rzecz nie do przyjęcia. Miarka się przebrała, gdy 33-letni wtedy kapłan ochrzcił syna komunistki. Szpicel wszystko doniósł. Ksiądz Adam trafił za kratki. W roku 1985 odbył się proces. Trwał dwa dni. Wreszcie przyszedł czas na ostatnie słowo oskarżonego. Ksiądz Adam przygotował sobie przemowę, ale…
– Duch Święty wszystko mi wygumował – opowiada. – Nie wiedziałem, jak się nazywam. Zacząłem mówić, jak Jezus nauczył mnie kochać. Także tego człowieka, który mnie wydał. Powiedziałem sędziom: „On nie wie, co czyni. I wam tu, z tego miejsca z serca przebaczam”. A potem nie wiem już, co mówiłem. Pamiętam ostatnie zdania. Popatrzyłem na sędziów i powiedziałem: „Ja tu stoję przed wami, ale pewnego dnia wszyscy staniemy przed sędzią sędziów. Ja chciałbym wtedy spojrzeć Mu w twarz z uśmiechem. Dlatego róbcie, co musicie, panowie”. Ludzie płakali, sędziowie byli bladzi jak ściana. Duch Święty na sali sądowej wiał jak tajfun, atmosfera była niesamowita. Potem pomyślałem: „Po co się przygotowywałem? Przecież Pan Jezus powiedział, że w takiej chwili Duch waszego Ojca będzie przez was przemawiał”. Teraz zobaczyłem, jak te słowa Ewangelii się wypełniły.
Ustawianie wyroku
Jest coś mistycznego w sytuacjach, gdy prawda ściera się z kłamstwem. „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” – powiedział Jezus, stojąc przed sądem Piłata. „A cóż to jest prawda?” – zapytał cynicznie namiestnik. Nie miał pojęcia, że Prawda stoi przed nim. Jezus jest prawdą. Osobową. „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” – mówi sam o sobie.
Bóg „nie może się zaprzeć siebie samego” – powie apostoł. A siedem wieków wcześniej Izajasz prorokował o Nim: „W Jego ustach kłamstwo nie postało”. Ten, który jest prawdą, zna całą prawdę i mówi zawsze prawdę. A zwykły śmiertelnik? Mimo postępów cywilizacyjnych jesteśmy jak dzieci we mgle. Nie znamy wektorów wyznaczających kierunek zdarzeń, a i zdarzenia dostrzegamy wycinkowo. Co my wiemy o sobie, o innych, o świecie? Sokrates doszedł do tego: „Wiem, że nic nie wiem”. Oto szczyt ludzkiej mądrości – świadomość własnej niewiedzy.
Na tej mizernej podstawie sądzimy i wyrokujemy. Nie ma dramatu, gdy wyrokujący ma dobrą wolę, jeśli szczerze chce poznać prawdę i wydać uczciwy wyrok. Gorzej, gdy prawda osądzającemu przeszkadza. Tak jak to było wtedy, w tym procesie procesów, gdy jedyny Sprawiedliwy stanął przed trybunałem sług kłamstwa.
„Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić” – czytamy u Mateusza. Bo decyzja zapadła kilka dni wcześniej, po tym, gdy Jezus wskrzesił Łazarza. „Tego więc dnia postanowili Go zabić” – czytamy u Jana.
Gdy sędziowie mają cel inny niż sprawiedliwość, szanse na uczciwy wyrok maleją do zera. A gdy celem tym jest zgładzenie podsądnego, tak samo maleją szanse jego przeżycia.
Nie żeby sędziowie Jezusa tak po prostu chcieli Go zabić. Nie, skądże. Oni szlachetni byli. Sam arcykapłan „Kajfasz poradził Żydom, że warto, aby jeden człowiek zginął za naród”. O naród podobno chodziło, o cel nadrzędny, który – no trudno – czasem wymaga ofiar.
Jak widać, zasada „cel uświęca środki” była stosowana na długo przed tym, jak sformułował ją Machiavelli. Kto ją stosuje, nigdy nie ma czystych intencji, także wtedy, gdy sam to sobie skutecznie wmawia. Oficjalnie nikt nigdy świadomie nie skazuje niewinnego z podaniem prawdziwych przyczyn. Skazaniec musi wyglądać na takiego, który zasłużył na wyrok. Tak jak się to w 1966 roku przydarzyło paulinowi o. Krzysztofowi Kotnisowi, faktycznie skazanemu przez PRL za nazywanie aborcji morderstwem. Dostał dwa lata więzienia z utratą praw publicznych i obywatelskich za „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości, mogących wyrządzić istotną szkodę interesom państwa polskiego”. Pozwolono mu wygłosić ostatnie słowo: „Przyjmuję cierpienie dla sprawiedliwości” – powiedział. Wiedział, czyje to słowa. „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” – obiecał Jezus. Ojciec Krzysztof wiedział, że te słowa są także dla niego. Mimo bólu – uszczęśliwiające.
Nie zawsze ofiary fałszywych procesów dożywają ziemskiej rehabilitacji, ale osoby postronne z reguły łatwo rozpoznają rzeczywiste motywy prześladowców. W sądzie nad Jezusem nikt chyba na serio nie uwierzył w gadanie o „dobru narodu”. Nawet dla Piłata to było jasne. „Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali” – relacjonuje Mateusz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.