Zapatrzeni w Jezusa

Pewien młody zakonnik zapytał kiedyś starszego współbrata, dlaczego spośród wielu kandydatów przychodzących do klasztoru tylko nieliczni faktycznie w nim pozostają i przywdziewają zakonny habit.

Reklama

Stary, doświadczony mnich odpowiedział mu na to pytanie przytaczając przypowieść o psie, który zwęszył i zaczął gonić zająca. Gdy go gonił, zaczął ujadać i szczekać. Usłyszały to inne psy i również rzuciły się w pogoń. W krótkim czasie była to już cała zgraja psów, biegnących na oślep obok siebie, szczekających i dokuczliwie hałasujących. Ale tylko ten pies, który pierwszy zobaczył zająca, ani na moment nie tracił go z oczu. Wszystkie inne psy, które nie zdążyły zobaczyć zająca lub utraciły z nim kontakt wzrokowy, zaczęły powoli odpadać. Albo ze zmęczenia, albo dlatego, że jakieś inne rzeczy czy sprawy odwróciły ich uwagę. Tylko pies konsekwentnie zapatrzony w zająca był w stanie go dogonić.

Przypowieść ta w dużym stopniu wyjaśnia opisany w Ewangelii św. Jana fenomen powołania pierwszych Apostołów z grona uczniów św. Jana Chrzciciela. Zaczęło się od tego, że „zobaczyli przechodzącego Jezusa”. Teoretycznie, zaspokoiwszy swoją ciekawość, mogli na tym spojrzeniu poprzestać. Oni jednak zostawili wszystko i „poszli za Jezusem”, nie tracąc Go z oczu.

W pewnym momencie ich spojrzenia spotkały się ze sobą: Jezus odwrócił się, spojrzał na nich i zapytał: „Czego szukacie?”. Nie taili, że szukali właśnie Jego, chociaż odpowiedź była tylko pośrednia: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”. W pytaniu o miejsce zamieszkania Jezusa ukryte było pragnienie pozostania z Nim. A potem przyszło następne pragnienie - przyprowadzić do Jezusa innych, zwłaszcza najbliższych. Na przykład Andrzej - według zasady „chodź i zobacz” - przyprowadził swego brata, Szymona Piotra. Ten, który przyszedł zobaczyć, jako pierwszy został przez Chrystusa dostrzeżony: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz się nazywał Kefas”. Gdy spojrzenie człowieka spotka się ze spojrzeniem Boga, zaczynają się dziać rzeczy wielkie. Tak wielkie, że człowiek gotów jest porzucić wszystko i pójść za Nim.

W perspektywie apostolskiego powołania oznacza to „już nie należeć do samych siebie”, lecz do Boga i tych wszystkich, których On ukochał. Słusznie zauważył kiedyś niemiecki pisarz Hermann Hesse, że „istnieje wiele sposobów i rodzajów powołania, sedno jednak i sens tego wszystkiego są zawsze jednakie: dusza zostaje przez nie zbudzona, odmieniona, a siły jej wzmożone wskutek tego, iż oto zamiast marzeń i przeczuć wewnętrznych pojawia się nagle zew z zewnątrz”. Dla pierwszych Apostołów tym zewnętrznym impulsem stało się pełne miłości spojrzenie Jezusa. A ich niewątpliwą zasługą i prawdziwym szczęściem stało się to, że spoglądającego na nich z miłością Chrystusa starali się już nigdy nie stracić z oczu. Wytrwale podążając za swoim nowym Mistrzem, zapłonęli ku Niemu taką miłością, która pozwoliła im również naśladować Jego dobroć . Z tłumu ludzi idących z Jezusem wytrwali do końca drogi tylko ci, którzy nie stracili Go z oczu.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama