O osobistym odkryciu Betlejem, pieluchach Jezusa i znaczeniu szarej codzienności z ks. Henrykiem Seweryniakiem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.
Bóg urodził się jako najbardziej bezbronna istota, jako dziecko, a dziś w Ziemi Świętej widok ludzi z bronią jest czymś powszechnym. I jeszcze ten mur.
– W 2000 r. Jan Paweł II wygłosił w Betlejem wstrząsające przemówienie. Cytował Izajasza mówiącego o panowaniu Księcia Pokoju i pytał, gdzie jest to panowanie w tym mieście. Odpowiedź: Książę Pokoju chce panować przez ludzkie serca, pokój musi być najpierw w człowieku i wtedy dopiero spełni się proroctwo o przekuwaniu mieczy na lemiesze. Izrael mówi, że mur ma zapewnić bezpieczeństwo jego obywatelom. To prawda, że pewna liczba terrorystów pochodziła z Betlejem, ale budowanie muru nie rozwiąże problemu. Ludzie żyją zamknięci na małej przestrzeni. Betlejem przypomina więzienie, to wywołuje coraz większe napięcie. Michel Sabbah mówił niedawno: „my, chrześcijanie palestyńscy, żyjemy z pytaniem, dlaczego Bóg na to pozwala. Ewangelia porównuje uczniów do małej trzódki. My jesteśmy taką małą trzódką, jesteśmy ziarnkiem gorczycy, które cierpi. Jeśli nie pozostaniemy tutaj, to kościoły na świętych miejscach staną się tylko zabytkami. Wierzymy, że nasze cierpienia wydadzą owoc”. To jest logika chrześcijańska, to jest logika Betlejem.
Maryja w ciąży musi wyruszać do dalekiego miasta, wszystkie drzwi są zamknięte w Betlejem, Jezus rodzi się w skrajnym ubóstwie. Bóg jakby nie zadbał o swojego Syna. Jak to rozumieć?
– To jest właśnie paradoks chrześcijaństwa. Pierwsi Ojcowie Kościoła żyli mocno tą świadomością. Dostrzegali, że chrześcijaństwo jest czymś zupełnie innym od znanych im religii. Bóg przemawia przez słabość, nie przez siłę. Św. Paweł wyraził ten paradoks w zdaniu: „On będąc bogaty, dla was stał się ubogim, żeby was swoim ubóstwem ubogacić” (2 Kor 8,9). Jak można się wzbogacić ubóstwem?! Bóg przyjął postać sługi. To się zaczęło w Betlejem. W symbolice świątecznych podarunków możemy to jakoś zobaczyć. Czujemy się wzbogaceni tym niezwykłym podarunkiem, którym jest sam Bóg w ludzkiej postaci. On nas uczy, by się wzajemnie obdarowywać. Nie tylko rzeczami, ale sobą, przyjaźnią, bliskością, modlitwą.
Czy Pan Jezus nie gubi się nam dzisiaj w święta?
– Nie chcę powtarzać narzekań. Prawda, że niektórzy zachowują się tak, jakby się bali Jezusa. Czego się boją? Ale nawet w tej całej świątecznej komercji jest jakaś tęsknota, intuicyjne szukanie bliskości Boga.
Jak głosić dziś ludziom wiarygodnie prawdę o Betlejem?
– Trzeba odnaleźć swoje Betlejem. Ważne są proste rzeczy, ustawianie szopki, śpiew kolęd, bycie razem, bycie dla siebie w małżeństwie, w rodzinie, w Kościele. Moi studenci narzekają nieraz, że nie odnajdują w święta autentyczności. Ale ta sprawa jest przecież w naszych rękach. Próbujmy. Bóg jest tak blisko i tak nisko. Mówi ludzkim głosem, płacze ludzkim płaczem, dojrzewa w Nazarecie, pracuje, cierpi jak my. Betlejem i Nazaret uczą, że nasze zwykłe życie ma głębszy sens, niż nam się wydaje. Chodzi o odkrycie mistyki codzienności. Kiedy czasem ciężko mi odmawiać brewiarz, przypominam sobie, że Jezus odmawiał te same psalmy, że nimi uświęcał codzienność. Przed Bogiem można się radować, ale i skarżyć. Można być sobą. W Betlejem i Nazarecie Bóg pokazuje, jak ważne jest nasze szare życie. Jak blisko tego wszystkiego jest On sam. W tę stronę warto pójść.
Boże Narodzenie to także tajemnica dziecka.
– W Płocku nie mogę nie wspomnieć o św. Faustynie. W jej „Dzienniczku” jest sporo wizji Dzieciątka Jezus. Faustyna usilnie chciała kontemplować tylko Mękę Jezusa, ale Jezus jakby ją koryguje. Ukazuje się jej Dziecię promieniujące pięknością, spowiednik zachęca, by medytowała tajemnicę Betlejem. Czytamy w „Dzienniczku”: „Dziecko nie zajmuje się ani przeszłością, ani przyszłością, ale korzysta z chwili obecnej”. Faustyna widzi w małym dziecku wielkiego Boga. Ten moment warto wydobyć w pobożności miłosierdzia.
Nie jest łatwo zobaczyć w płaczącym dziecku wielkiego Boga.
– Mamy tendencję widzieć wielkie w wielkim, wspaniałe we wspaniałym, a tymczasem cała logika Betlejem to odwraca. Masz dostrzec w małym wielkiego. Trzeba przekształcać swoje patrzenie. Najważniejsze widzi się naiwnymi oczyma. Czy kiedyś mówiliśmy szczerze: „Panie, przyjdź, zapraszam Cię do siebie” lub „Proszę, niech Betlejem będzie we mnie”. Jezus chce dać nam siebie, i to jest cała istota chrześcijaństwa. Dopóki Go osobiście nie przyjmiemy, chrześcijaństwo pozostanie dla nas mitem albo czymś bardzo skomplikowanym czy odległym.