O drugiej w nocy ksiądz wraca do Dublina ze Mszy na zachodzie wyspy, a o szóstej rano wyrusza na jej południe, by odprawić Mszę żałobną za tragicznie zmarłego Polaka. Duszpasterstwo polskie na Zielonej Wyspie to bardziej szukanie ludzi, wychodzenie im naprzeciw niż czekanie, aż sami przyjdą.
Nie ma w tym zresztą nic nadzwyczajnego. Trudno nawet sobie w tej chwili wyobrazić inny rodzaj posługiwania polskiej społeczności w Irlandii (zarówno w Republice, jak i w Irlandii Północnej), która szacunkowo liczy około 200 tysięcy osób. W ramach powstałego w listopadzie ubiegłego roku Duszpasterstwa Polskiego pracuje już sześciu polskich księży, w ciągu tego lata dojdzie kilku następnych. Organizatorem i koordynatorem duszpasterstwa jest ks. Jarosław Maszkiewicz z archidiecezji warszawskiej, któremu „misję irlandzką” zlecił Ksiądz Prymas.
– Inicjatywa wyszła od arcybiskupa Dublina Diarmuida Martina, który jest bardzo otwarty na potrzeby Polaków i innych emigrantów w Irlandii – mówi ks. Maszkiewicz. Poza ścisłą strukturą duszpasterstwa polskiego pracuje także pięciu innych polskich księży, w tym dość szeroko opisywani w polskich mediach dwaj dominikanie – o. Lisak i o. Grubka. Przez jeden czerwcowy tydzień mieliśmy okazję obserwować, jak działa polskie duszpasterstwo w Irlandii.
Idę na zachód zielony za światłem serca własnego
– śpiewał w XVIII wieku ślepy poeta Raftery, legendarny bard Irlandii zniewolonej przez Anglików. I my ruszamy z księdzem Maszkiewiczem z Dublina spod kościoła św. Audoena na zachód wyspy, po którym wędrował Raftery – do niewielkiego (jak na warunki polskie) miasteczka Carrick-on-Shannon. Parafia św. Togherta, licząca około 3 tysięcy wiernych, w której mieszka i pracuje co najmniej 300 Polaków. Nieformalnym liderem polskich katolików jest Michał Ligas, młody człowiek pochodzący z parafii św. Bartłomieja z Gliwic. Pracuje w systemie podobnym do naszego czterobrygadowego, więc ma czasem kilka wolnych dni.
– Pomyślałem, że mogę pomóc w tutejszej parafii – mówi Michał, który w Gliwicach był wolontariuszem w grupie pracującej z niepełnosprawnymi. – Przyszedłem do księdza proboszcza Briana Brennana i powiedziałem, że mogę pomóc na budowie, bo widziałem, że remontowany jest kościół – opowiada. Proboszcz zaproponował mu, żeby... powyrywał chwasty w ogrodzie. Michał zdziwił się, ale przyjął propozycję. Niebawem wyjaśniło się, że chciał remontować kościół... anglikański, który sąsiaduje ze świątynią katolicką. Potem bardzo zdziwił się ks. Brennan, bo Michał nie chciał żadnych pieniędzy za swoją pracę. W każdym razie – Michał wyrywał te chwasty, aż w końcu sekretarka parafialna Carmel Nally widząc, że młody Polak ma szczere chęci, zaproponowała mu współtworzenie gazetki parafialnej, której część ukazuje się po polsku.
Teraz Michał jest na plebanii domownikiem, swobodnie żartując sobie z upodobania Carmel do zdrowej żywności. Rozlepia plakaty „Polska Msza”, informuje znajomych, ściąga wszystkich, których się da, na Mszę po polsku, którą odprawia ks. Maszkiewicz. Na pierwszą polską Mszę w Carrick przyszło 100 osób, dzisiaj jest mniej, bo z powodu remontu dachu kościoła trzeba było przenieść celebrę do kaplicy w położonym na obrzeżach miasta szpitalu. Na coniedzielną Mszę po angielsku przychodzi około 30 Polaków.
– Gdy jest ładna pogoda, to dwa razy tyle – dodaje Michał. Parafia irlandzka robi wiele, żeby Polacy czuli się w kościele dobrze. Oprócz komunikatów polskich w gazetce parafialnej, przygotowano teksty obrzędów Mszy św. po polsku i po angielsku, co tydzień tłumaczona jest homilia. – Naprawdę niezwykła jest otwartość Irlandczyków na Polaków, serdeczne, szczere przyjęcie nas w swoich parafiach – podkreśla duszpasterz Polaków na Zielonej Wyspie. Co uderza z drugiej strony? Podczas Mszy polskiej Michał pierwszy raz w życiu służy do Mszy, Karol pierwszy raz czyta lekcję, Wiola i Agnieszka pierwszy raz śpiewają psalm. – W ludziach budzi się odpowiedzialność za swoją wspólnotę – przyznaje ks. Maszkiewicz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).