Mistrz duchowości

Fragment książki "Jezus - mistrz duchowości". Autor: Jörg Zink. Wydawnictwo: WAM.

Reklama

Nie twierdzę, że trzeba bezkrytycznie słuchać tego, co w naszych czasach mówi się na Jego temat. Nie twierdzę również, iż nie wolno porównywać Go z innymi wielkimi postaciami w dziejach świata. Z każdego porównania wyjdzie zwycięsko. Jednak powiadam – powinniśmy skierować nasze oczy na tego Człowieka przynajmniej raz w życiu.

Jak ja poznałem Jezusa
Nie mam prawa mówić tak, jakbym posiadł całą mądrość. Mogę mówić tylko o tym, czego sam doświadczyłem i co jest dla mnie ważne. Dlatego dobrze będzie, gdy zacznę od własnych doświadczeń. Moje pierwsze spotkanie z Mężem z Nazaretu miało miejsce w ciemnej i chłodnej celi pewnego więzienia. Było to w 1944 roku. Miałem w kieszeni bardzo małe wydanie Nowego Testamentu i od czasu do czasu czytałem je sobie. „Program”, jaki tam znalazłem, był kontrastowo różny od życia i czynów żołnierza, jakim wówczas byłem.

Nie opisywał bohatera, lecz raczej swojego rodzaju antybohatera. Nie zdobywcę, lecz opiekuna i towarzysza słabych, bezsilnych. Nie szeregowca wyćwiczonego w oddawaniu honorów i posłuszeństwie, lecz indywidualistę, niezależnego w godny podziwu sposób, który po prostu był sobą. Nie człowieka, który broni tego, co istnieje, lecz raczej cichego pielgrzyma. Człowieka bez hymnu narodowego, bez uniformu, bez orderów, którymi mogą odznaczyć go władze, kogoś, kto jako cywil pokazał, co to znaczy kroczyć z dumnie podniesioną głową. Kogoś takiego, kto – inaczej niż my – nie szukał potęgi, lecz pokoju, nie pragnął zwycięstwa i władzy, lecz sprawiedliwości, kogo otaczali nie wrogowie, lecz słuchacze. Wolnego męża, który ośmielał się iść wszędzie tam, gdzie nie chodził nikt – do ubogich, opuszczonych, wyzyskiwanych, więźniów. Ten Jezus, którego poznałem w więzieniu, towarzyszył mi długo, nawet wtedy, gdy nie zdobyłem się na odwagę, by w swojej wolności zwrócić się przeciwko władzy, która miała mnie, młodego żołnierza, w swojej mocy.

Wówczas także spotkałem człowieka, który żył wpatrzony w Jezusa – dzięki niemu pojąłem, co to właściwie znaczy być chrześcijaninem. W tym samym więzieniu siedział przedstawiciel francuskiego ruchu oporu, który zrobił na mnie wielkie wrażenie swoim wyciszeniem, gotowością na cierpienie, wewnętrzną harmonią i przyjaznym opanowaniem. Ujrzawszy go wiedziałem, że posiada coś, czego mi brakuje. Coś bardzo ważnego. Pośród więźniów i nadzorców on jeden cicho kroczył prostą drogą, a ja dzięki niemu po raz pierwszy ujrzałem, jak człowiek zmienia się pod wpływem Jezusa z Nazaretu. Kilka dni po naszym spotkaniu został rozstrzelany.
Czytając Nowy Testament, bardzo się wówczas irytowałem słowami, które wciąż powracały – iż ten Jezus „umarł za mnie”. I znowu dzięki pewnemu człowiekowi spłynęło na mnie trochę światła, chociaż on sam nie miał w sobie nic „Jezusowego”. Było to w dniu inwazji aliantów na wybrzeże francuskie. Zostałem przydzielony do pewnej załogi, ponieważ zabrakło tam człowieka, który leżał w gorączce w izbie chorych.

Gdy chcieliśmy zacząć, zobaczyliśmy go, jak wymachując rękami biegnie przez plac, a gdy otworzyliśmy właz, zajrzał do środka krzycząc na mnie: „Wyłaź! To moje miejsce!” Człowiek ten chciał być u boku swoich kolegów, gdy nadejdzie ostatnia chwila. I rzeczywiście, nie wrócił. Poleciał za mnie i umarł siedząc na moim miejscu. Czasami Bóg przemawia do nas przez zdarzenia, które pozornie nie mają z Nim nic wspólnego. A nam wydaje się wtedy, że widzimy postać Jezusa w zadziwiająco ostrym świetle.

Gdy po powrocie z wojny zacząłem studiować teologię, poznałem całkiem innego Jezusa. Poznałem Jezusa, który był przedmiotem refleksji niezliczonych pokoleń mądrych, zaangażowanych ludzi, którego słowa zgłębiano, rozważano, studiowano i wyjaśniano. Niezwykłych rzeczy o Nim dowiedziałem się z dogmatów, jednocześnie zgłębiając wypowiedzi naukowe, które stanowczo podważały Jego istnienie i Jego naukę. Było to trudne doświadczenie, oscylujące pomiędzy wzniosłością a profanacją, a jednak oba podejścia absorbowały, ukazując mi pełnię tego Człowieka. Nauczyłem się przy tym, że nie należy akceptować byle czego, lecz trzeba dążyć do zrozumienia. Nie wolno bezkrytycznie słuchać autorytetów, lecz trzeba czerpać z własnego doświadczenia.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama