Fragment publikacji "Księga odpowiedzi na trudne pytania dotyczące życia" autorstwa Anselma Grüna. Wydawnictwo: Jedność.
Jednak nie powinienem zbytnio zgłębiać przyczyn choroby, bowiem narażę się na niebezpieczeństwo, że w przypadku każdej choroby będę obwiniał sam siebie, iż zrobiłem coś nie tak. Wtedy każda choroba będzie wywoływała we mnie wyrzuty sumienia, które jeszcze tylko ją spotęgują. Powinienem raczej pytać o sens choroby: Co ona chce mi powiedzieć? Na co chce zwrócić moją uwagę? Co mam zmienić w moim życiu? Wtedy będę mógł być jak najbardziej wdzięczny za chorobę.
Są także fizyczne choroby, które chronią mnie przed psychicznym obciążeniem. Niektórzy ludzie podryfowaliby być może w psychozę, gdyby się nie rozchorowali. Lekarze, psychologowie i duszpasterze w rozmowach z chorymi często mogą stwierdzić, że choroba nie jest tylko czymś złym, ale ma sens i otwiera przed nami nowe możliwości.
Są też jednak takie choroby, które wydają się bezsensowne. Choroba dziecka, która prowadzi do śmierci, rak, który dotyka młodą matkę, guz mózgu, który nawiedza ojca w okresie największej siły twórczej i nie może zostać zoperowany – we wszystkich tych chorobach nie możemy rozpoznać żadnego sensu. Nie możemy zrozumieć, dlaczego Bóg dopuszcza, aby młoda matka umarła i zostawiła swoje dzieci same. W takim przypadku bezcelowe jest natychmiastowe zastanawianie się nad sensem. Musimy po prostu znieść tę sytuację, sytuację bezsensu. Teolog Karl Rahner uważa, że tylko wtedy, gdy zaakceptujemy niepojętość cierpienia, możemy przybliżyć się do cząstki niepojętości Boga. Wtedy niepojętość cierpienia stanie się elementem niepojętości Boga.
W ten sposób choroba może postawić nas przed pytaniem, co w ogóle stanowi o sensie naszego życia. Nieuleczalna choroba odsyła mnie na inną płaszczyznę: nie chodzi o to, jak długo żyję, ale o to, bym w ciągu lat, które przeznaczył dla mnie Bóg, pozostawił na tym świecie mój osobisty ślad. Niektórzy ludzie poprzez swoją nieuleczalną chorobę stają się coraz bardziej przeźroczyści dla pierwotnego, nie sfałszowanego blasku ich duszy. Nieuleczalna choroba nie ma sensu sama w sobie. Ale pojawieniu się choroby mogę nadać sens – „z przekorą Ducha” (V.E. Frankl), do której jesteśmy zdolni.
Czy istnieje jakiś związek między żywymi i zmarłymi?
Tradycja katolicka mówi o wspólnocie świętych: kiedy świętujemy liturgię, nie robimy tego sami. Uczestniczymy w Boskiej liturgii, w czasie której aniołowie i święci bez ustanku śpiewają Bogu pieśni pochwalne. W Eucharystii świętujemy ucztę, w której niebo i ziemia stają się jednością, w której zniesiona zostaje granica między żywymi i zmarłymi. Odprawiamy świętą ucztę, podczas gdy w niebie odbywa się wieczna uczta weselna. Skoro liturgia tak postrzega rzeczywistość, zakładamy, że istnieje związek między żywymi i zmarłymi. Doświadczamy w nim wspólnoty ze wszystkimi, którzy w wierze odeszli przed nami i teraz śpiewają pieśni pochwalne, wielbiąc wspaniałość Boga.
W tym kontekście możemy pomyśleć jeszcze o innej praktyce chrześcijańskiej pobożności: proszeniu świętych o wstawiennictwo. To, co mówimy o świętych, dotyczy wszystkich ludzi, którzy zmarli w wierze i są teraz u Boga. Możemy ich prosić, aby wstawiali się za nami, aby wewnętrznie towarzyszyli nam na naszej drodze. Wiele osób doświadcza tego towarzyszenia w sposób bardzo realny. Jeden ze współbraci opowiadał mi o swojej matce, która w czasie wojny wróciła do zbombardowanego mieszkania, aby coś przynieść. Nagle usłyszała głos zmarłego męża: Zatrzymaj się. W ciemnościach zapaliła zapałkę i zobaczyła, że stoi tuż nad brzegiem przepaści. Przed nią wszystko się zapadło. Głos męża uratował ją więc od pewnej śmierci.
Takie dramatyczne doświadczenia są z pewnością wyjątkiem. Ale czasem zmarli spotykają się z nami również we śnie. Kiedy śni się nam, że są obecni i uśmiechają się z aprobatą, możemy interpretować to również jako znak, że zgadzają się z naszym życiem i wspierają je. A jeśli mówią do nas jeszcze jakieś słowo, które pamiętamy po przebudzeniu się, możemy być wdzięczni za takie wskazówki. Niektórzy doświadczają zmarłych jako wewnętrznych towarzyszy. Dają im oni znaki swojej troski i bliskości albo sprawiają, że są zdolni do czegoś, na co sami z siebie nigdy by się nie zdobyli. Pewna matka, która przeżyła pięć poronień, opowiadała mi, że jej dzieci są dla niej aniołami, które dają jej umiejętność szczególnie wrażliwego reagowania na trudne dzieci i towarzyszenia im.
Mimo wszelkiej uwagi skierowanej na tego rodzaju kontakty nie wolno nam oczywiście wykorzystywać zmarłych jako „medium”, jak czynią to niektórzy. Zmarli nie słuchają naszego zaklinania. Jedynym rezultatem wątpliwych metod, na przykład channelingu, jest najczęściej oszukiwanie samego siebie, ponieważ dochodzi wtedy do głosu nasza nieświadomość, a nie zmarła osoba. Praktyki magiczne pozornie dysponują czymś, co w rzeczywistości nie jest do mojej dyspozycji. Jeśli dochodzi do jakichś kontaktów ze zmarłymi, wtedy wyrażają się w nich zawsze dwa elementy: odniesienie do żywych i niedostępność.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).