Idą zawsze w parze: więzień i jego opiekun. Przemierzają fragment polskiej Drogi św. Jakuba. Idą, bo to dla nich szansa na normalne życie.
Dwie dziewczyny z plecakami spotykamy w holu Domu Długosza w Wiślicy. Chcą zwiedzić muzeum. Parę godzin później wpadamy na nie w restauracji. Trudno ich nie rozpoznać, bo to jedyne turystki, jakie spotkaliśmy w tym najmniejszym mieście w Polsce. No właśnie: czy na pewno turystki? W ich rozmowie z właścicielem restauracji pada hasło „Nowa Droga”. Zaintrygowani, postanawiamy zagadać. I tak poznajemy historię niezwykłej pielgrzymki.
Mam dla kogo
Idą zawsze w parze: więzień i jego opiekun. Przemierzają fragment polskiej Drogi św. Jakuba. Idą, bo to dla nich szansa. Na kursy i szkolenia, specjalistyczną opiekę, staż, pomoc w znalezieniu pracy, czasem mieszkania, ale przede wszystkim – na normalne życie.
Milena już odbyła swoją karę. Za kradzież z włamaniem i uszkodzenie mienia spędziła w więzieniu rok. Mówi, że na złą drogę ściągnęły ją narkotyki, od których jest uzależniona. Teraz chce żyć w abstynencji. – Ma długą drogę do pokonania, ale zrobiła najważniejszą rzecz. Wyznaczyła cel: nie pozwolić sobie na powrót do dawnej formy bytowania. Ona jest na to zdecydowana w stu procentach. Ma dla kogo – twierdzi Karolina Piór-Roman, jej opiekunka.
– Mam czworo dzieci – dopowiada 25-letnia Milena. – Są teraz u mojej babci. Przez życie, jakie prowadziłam, właściwie ich nie wychowywałam. Teraz chcę do nich wrócić i chcę, żeby one wróciły do mnie.
Milena jest dopiero drugą dziewczyną wśród podopiecznych projektu. Karolina Piór-Roman idzie jako opiekun po raz czwarty. Od 2013 r. polską Drogą św. Jakuba – początkowo z Lublina do Zgorzelca, a obecnie skróconym odcinkiem: z Lublina do Krakowa – szło 55 takich par. Tylko czterech podopiecznych wróciło na drogę przestępstwa. Zważywszy na to, że w Polsce wskaźnik powrotności do przestępstwa wynosi 6 na 10, skuteczność Nowej Drogi wydaje się bezdyskusyjna. Niektórzy uczestnicy projektu po jego zakończeniu założyli rodziny, wielu pracuje – przy komputerach, w hotelach czy na budowach. Nic dziwnego, że projektowi przygląda się uważnie Ministerstwo Sprawiedliwości. Kto wie, może w przyszłości stanie się on częścią rozwiązań systemowych?
Duchowy power
Projekt „Nowa Droga – wsparcie osób młodych opuszczających zakłady karne i areszty śledcze” realizowany jest przez lubelskie Stowarzyszenie Postis. Pomysłodawcą programu i współautorem podręcznika Nowej Drogi jest ks. Mieczysław Puzewicz, znany duszpasterz archidiecezji lubelskiej, delegat biskupi do spraw pomocy wykluczonym i członek prezydium Rady ds. Więźniów przy Ministrze Sprawiedliwości. – Pracując od ponad 25 lat z osadzonymi i byłymi osadzonymi, szukałem pomysłu na skuteczną resocjalizację, zwłaszcza ludzi młodych, bo pod tym względem jest u nas bardzo źle – mówi ks. Puzewicz. – Na terenie zakładów karnych resocjalizacji nie ma właściwie w ogóle. Istnieje kilka pomysłów, które różni ludzie przejęci sprawą realizują, ale brak systemowego podejścia do problemu. Koncepcję Nowej Drogi podpatrzyłem u Francuzów, aczkolwiek oni stosują tę formułę wobec nieletnich i organizują 24 wędrówki rocznie – od Pirenejów do Santiago de Compostela. My dopasowaliśmy ją do polskich warunków. Zaczynamy pracę z młodym osadzonym 6 miesięcy przed opuszczeniem zakładu karnego. Wtedy albo idzie on na zwolnienie warunkowe, albo wędruje po zakończeniu kary. Zaangażowanych w projekt jest obecnie 5 diecezji, bo zależy nam na tym, by miejscami noclegu były plebanie, domy zakonne czy ośrodki rekolekcyjne.
Co zmienia się w człowieku, kiedy idzie? – Jeżeli ma przed sobą postawiony pewien cel, który wymaga naprawdę sporego wysiłku, to taki człowiek nabiera wiary w siebie – twierdzi ks. Puzewicz. – Bo skoro dam radę przejść taką drogę, to dam radę i w innych sprawach. Kiedy spotykam tych młodych ponownie po zakończeniu wędrówki, widzę, że to są zupełnie inni ludzie. Że ten czas wysiłku daje im powera duchowego, psychicznego do tego, żeby inaczej spojrzeć na swoje życie. Po drugie, taki młody człowiek nie idzie sam, tylko w towarzystwie swojego cicerone, czyli osoby starszej, doświadczonej, i to jest ten czas, kiedy można spokojnie przemyśleć swoje życie, przedyskutować je, stworzyć jego nową wizję.
Przestałem musieć, zacząłem chcieć
Na dworze minus dwanaście, zimny wiatr smaga policzki, buty i skarpetki kompletnie przemoczone. I chociaż do najbliższego miejsca postoju zostało zaledwie 300 m, Milena przechodzi właśnie poważny kryzys. Nie chce iść dalej – chce wracać do domu, do chłopaka, do dzieci, do mamy. W słuchawce psycholog próbuje ratować sytuację, ale męski punkt widzenia wcale nie ułatwia sprawy. – Nie wiem, skąd wzięłam siłę, żeby dalej iść – wyznaje Milena.
Moment kryzysu może okazać się jednak decydujący. – Kiedyś szłam z bardzo emocjonalnym chłopakiem – opowiada Karolina. – W pewnym momencie nie wytrzymał. Rzucił plecakiem, przeklinał, kopał w drzewa i stwierdził, że nigdzie dalej nie idzie. Kazałam mu się wykrzyczeć. Więc krzyczał, a potem… wziął plecak i poszedł dalej. „To był taki moment, że przestałem musieć, a zacząłem chcieć” – zwierzył się później. Droga i zwyczajny, fizyczny ból, który jej towarzyszy, oczyszczają człowieka, pozwalają spojrzeć na wiele rzeczy z dystansu. Wierzę, że teraz, kiedy Milena wróci do domu i pojawią się jakieś trudności, znajdzie w sobie tę samą siłę, która wtedy kazała jej iść dalej.
– Nie wiem, czy ta droga coś we mnie zmieniła – zastanawia się Milena. – Może samemu trudno to zobaczyć? Jestem człowiekiem bardzo emocjonalnym, wybuchowym, wiele rzeczy biorę do siebie, ale teraz uczę się dystansu, cierpliwości. Widzę, że nie wszystko muszę mieć; że nie jestem pępkiem świata. Że muszę sama zawalczyć o to, co chcę dostać. Tego się chyba tutaj nauczyłam. Zobaczymy, czy uda mi się to przełożyć na życie, kiedy przyjadę do domu.
Kocham chodzić
– W naszym modelu wędrówka nie jest końcem. Po niej oferujemy dalsze wsparcie, i nie chodzi tu tylko o pomoc w znalezieniu pracy czy mieszkania. Czasami trzeba ponaprawiać relacje rodzinne, czasem uregulować zaległości finansowe. Ale wędrówka jest tu kluczowa – podkreśla ks. Mieczysław Puzewicz.
Patryk, który pół roku temu szedł Drogą św. Jakuba po 2-letniej karze za kradzież z pobiciem, dziś cieszy się, że zerwał stare kontakty i zaczął nowe życie. – Dzięki projektowi znalazłem mieszkanie, pracuję w myjni parowej, mam dziewczynę. Nie mam już ochoty wracać do dawnego życia. Podoba mi się tak, jak jest – wyznaje.
Milena zbyt dalekich planów woli sobie nie układać. – Nie wybiegam w przyszłość, bo boję się, że mogłabym się za bardzo rozczarować. Trzeba działać po troszeczku. Najpierw chcę skończyć szkołę, przystąpić do matury, znaleźć pracę, mieszkanie, żeby móc odzyskać prawo do wychowywania dzieci. Mam jakieś marzenia, ale one są jeszcze daleko, daleko.
Chętni do roli opiekunów nadal są poszukiwani. – Nie trzeba wyjść z więzienia, żeby doświadczyć w drodze wielu emocji i przemian – dodaje Karolina, na co dzień pracująca jako przewodnik górski. – W nas, opiekunach, ta droga też pozostawia ślad. Mnie daje wewnętrzny spokój, ciszę i ukojenie. Idąc, czuję, jak pachnie ziemia, obserwuję rodzenie się mrozu. Uwielbiam spotykać ludzi i słuchać ich historii. Po prostu kocham chodzić. Rytm chodzenia jest dla mnie prawdopodobnie tym samym, czym dla marynarza wejście na statek i wypłynięcie w morze. Tego właśnie potrzebuję, żeby czuć w pełni swoje życie. Nowa Droga uświadomiła mi, że nie nadaję się do posiadania czegokolwiek. Nie potrzebuję domu, samochodu, pięknych firanek w oknach. Wystarczy mi miejsce na książki i zrobienie prania. Nie muszę tego ogona za sobą ciągnąć. Wolę wyruszyć w drogę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.