Bóg nie zostawia nas w pustce. Sprawia, że dobro rodzi dobro. Trzeba Mu tylko na to pozwolić…
Karol Cierpica. Oficer. Przez 21 lat służył w 6. Brygadzie Powietrzno-Desantowej w Krakowie. Rok temu odszedł ze służby. Mimo to cały czas czuje się żołnierzem, ale już nie polskiej armii, lecz Jezusa Chrystusa. Spotykamy Karola w Bochni, gdzie przyjechał dać świadectwo podczas grudniowego spotkania wspólnoty „Chrystus w Solnym Mieście”.
Ghazni, 28 sierpnia 2013 roku
Gość młodych uczestniczył w polskiej misji w Bośni i Hercegowinie przez trzy zmiany. Później wyjechał do Afganistanu. Był na trzeciej zmianie w Afganistanie, gdzie spędził w sumie blisko dwa lata. Stacjonował w polsko-amerykańskiej bazie w Ghazni. 28 sierpnia 2013 roku doszło tam do jednej z większych bitew polskiego oręża w ostatnich latach. Baza została zaatakowana przez talibów.
– Najpierw słychać było potężny wybuch. Myśleliśmy, że baza została zaatakowana przez ostrzał rakietowy, bo do takich ostrzałów dochodziło już wcześniej. Tym razem wybuch był tak silny, że wypadły szyby z okien w pomieszczeniu, w którym przebywałem. Nie pobiegłem do schronu, lecz w kierunku eksplozji z myślą, że ktoś tam będzie potrzebował mojej pomocy. Po kilku krokach zobaczyłem ogromną wyrwę w ogrodzeniu, około 50 m długości. Wiedziałem, co się stało. Wróciłem szybko po kamizelkę i hełm. Kilkunastu terrorystów było już wewnątrz bazy.
Doszło do regularnej walki. Zostałem ranny i wycofałem się, ale tylko na chwilę. Wróciłem w to samo miejsce inną drogą. Pobiegłem w kierunku, gdzie znajdowali się napastnicy. Poczułem, że za mną biegnie ktoś jeszcze. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem młodego, uśmiechniętego chłopaka bez kamizelki, hełmu, z karabinem w ręku. Pojawili się kolejni terroryści.
Nagle doszło do kolejnego wybuchu. Poczułem, że jestem ranny. Ewakuowali mnie do szpitala. Na łóżko obok mnie przynieśli tamtego chłopaka. Umarł w wyniku odniesionych ran. Nazywał się Michael Ollis i miał 24 lata, pochodził z Nowego Jorku, jak dowiedziałem się później. W chwili ostatniego wybuchu osłaniał mnie – opowiada Karol.
Uśmiech życia
Michaela poznaje zaledwie 5 minut przed dramatem. Zdążyli się jeszcze do siebie uśmiechnąć. Męźczyznę wyróżniał piękny, „biały” uśmiech. Kumple z jego plutonu ostrzegali go, by tak się nie uśmiechał, zwłaszcza nocą, bo zdradzi ich pozycję.
Karol dokładnie nie pamięta, co działo się za jego plecami. Wiedział tylko, że ma osłonę, bo Michael pobiegł za nim. Doszło do ostatniej potyczki. Zjawił się terrorysta. Wszyscy atakujący wtedy w Ghazni zamachowcy mieli pasy szahida. Nie wiadomo, czy atakujący sam zdetonował ładunek, czy ktoś go postrzelił. Wybuch sprawił, że szczątki terrorystów leżały w promieniu kilkudziesięciu metrów. Potem było jak w filmie, kiedy blisko żołnierza wybucha pocisk.
– Czujesz się, jakbyś nurkował i wynurzał się, nic nie słyszysz i jednocześnie słyszysz. Nic nie widzisz i widzisz znowu. Zapamiętujesz jedynie fragmenty, strzępy wrażeń. Wtedy jeszcze nie widziałem jakiegoś głębszego sensu, na to przyszedł czas później. Dzisiaj wiem, że Michael był gotowy, by spotkać się z Bogiem, który dla mnie wyznaczył inne zadanie – opowiada Karol.
Po opatrzeniu ran przenoszą Karola do polskiego szpitala. Odwiedzają go tam koledzy Michaela, chcą poznać polskiego żołnierza, z którym ich kolega był przed śmiercią. Były łzy, wzruszenie. – Powiedzcie rodzicom Michaela, że ich syn był bohaterem, odważnym człowiekiem, który uratował mi życie – prosiłem ich – wspomina żołnierz.
Bóg dał nam ciebie
Polskie władze chciały uhonorować Michaela Ollisa. Prezydent RP przyznał mu pośmiertnie Gwiazdę Afganistanu, a Minister Obrony Narodowej Złoty Medal Wojska Polskiego. Karol pojechał do Nowego Jorku, by przekazać odznaczenia rodzicom chłopaka. Spodziewał się buntu, złości, odrzucenia, bo przecież wojna zabrała im syna.
– Kiedy się z nimi spotkałem w polskim konsulacie w Nowym Jorku, usłyszałem od Roberta, ojca Michaela, „Witaj nasz nowy przyjacielu”. A potem dodał – „Dziękuję ci za twoją służbę”. To było niesamowite przeżycie! Rodzice Michaela okazali się bardzo religijni. Zawierzyli siebie Bogu, stąd takie podejście do śmierci syna – mówi Karol.
Kiedy rodzi mu się drugi syn, postanawia wraz z żoną Basią dać mu imię Michael. – Pojechaliśmy znów do Nowego Jorku. Spotkaliśmy się z rodziną Ollisów. Dowiedzieli się, że mamy synka Michaela. Powiedzieli, że Bóg zawsze działa w doskonały sposób. Nie po to zabrał im dziecko, żeby zostawić pustkę. Robert podkreślił, że Bóg dał im teraz Karola, jego żonę Basię i dwóch nowych wnuków, naszych synów i… Polskę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.