Dialog to zdrada - mówią niektórzy. Ale czy jest lepsze wyjście?
Rimini, Mityng Przyjaźni Narodów. Wśród przemawiających – franciszkański kustosz Ziemi Świętej, o. Francesco Patton. Mówi między innymi o dialogu. Że na Bliskim Wschodzie nie tylko o dialog polityczny czy międzyreligijny chodzi, ale o umiejętność codziennego współistnienia ludzi ze sobą. Że to konieczność, nie przejaw jakiejś dobrotliwości. Że zdaje sobie sprawę z trudności, jakie taka postawa ze sobą niesie, bo świadczy o niej 2 tysiące franciszkańskich męczenników, którzy w ciągu wieków oddali życie za wiarę w Ziemi Świętej. Jeśli jednak zrezygnujemy z dialogu, to co pozostanie? – pyta. I odpowiada: „Tylko logika siły. Nawet jeśli wydaje się to trochę naiwne, w rzeczywistości bez dialogu życie razem staje się niemożliwe”.
Na myśl przychodzi zaraz rozrastający się w Europie islam, rzesze nowych imigrantów i terrorystyczne zamachy. Zwłaszcza te ostatnie sprawiają, że rodzi się pokusa nawoływania do ostrej reakcji. „Gwałt niech się gwałtem odciska”. „Dać nauczkę taką, żeby się im odechciało”. Ale czy to możliwe? Czy można (nie mówiąc już o tym, czy dałoby się) zastosować odpowiedzialność zbiorową i ukarać za grzechy ekstremistów wszystkich europejskich muzułmanów? Trudno nie zauważyć, że próby takich działań niechybnie doprowadziłyby do cywilizacyjnej wojny. Niektórzy twierdzą nawet, że właśnie o to terrorystom chodzi. Bo taka wojna niewątpliwie spowodowałaby wielkie szkody. nie tylko zresztą materialne. Czy to jest rozsądne wyjście?
Zaznaczam raz jeszcze: nie chodzi mi o działania mające zaprowadzić rozsądny ład, np. ukrócić anarchię w niektórych muzułmańskich dzielnicach miast, ale o odwet i odpowiedzialność zbiorową...
Kiedy jednak mowa o dialogu moje myśli nieuchronnie zaczynają szybować w kierunku sytuacji w polityce naszego kraju. Ton, jak wiadomo, nadają jej dwa obozy. Oba już dawno porzuciły w relacjach ze sobą poziom merytorycznej dyskusji, zastępując ją – z różnym natężeniem – ciągłym „nie”, manipulacją i podgrzewaniem atmosfery ostrymi słowami. Politycy obu stron wierzą, że stosując tą metodę odniosą zwycięstwo, a przeciwnika wdepczą w ziemię. I zapanuje spokój. Ale czy nie będzie to spokój zgliszczy?
Jednym z aksjomatów tradycyjnej (euklidesowej) geometrii jest aksjomat dotyczący równoległości. To stwierdzenie: „przez dany punkt nie należący do danej prostej można poprowadzić jedną prostą rozłączną z daną prostą”. Niby oczywiste, prawda? Ale to odrzucenie tego aksjomatu dało możliwość powstania innych, nieeuklidesowych geometrii, dzięki którym możliwe stały się loty na Księżyc. Po co to piszę? Bo w życiu społecznym bywa podobnie.
W życiu społecznym też mamy różne aksjomaty. Na ich podstawach opieramy nasze „logiki” – życia społecznego, wychowania i wiele innych. Jeden z nich brzmi „my mamy rację i nasze musi być na wierzchu” (choć pod my i nasze tak naprawdę kryje się „ja” i „moje”). Przy tym założeniu każdy dialog to oczywiście zdrada ideałów i herezja. Ale skoro bez dialogu nie da się rozwiązać wielu problemów, to może jednak to założenie o „naszym zawsze na wierzchu” odrzucić? Wielu mówi przecież, że dialog to konieczność. A kto wie, może wtedy uda się nam znacznie więcej niż polecieć na Księżyc?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.