Europejskie rządy wyrażają zaniepokojenie „kryzysem w Wenezueli będącym na granicy wojny domowej”. Jednocześnie bez zmrużenia okiem sprzedają do tego kraju broń.
Daleka Wenezuela stała się nam w ostatnich tygodniach dużo bliższa. Niestety ta „bliskość” kolejny raz wywołana została krwawym kryzysem i powszechnym łamaniem praw człowieka będących efektem porażki „socjalizmu XXI wieku”, który starano się tam wprowadzić (więcej na ten temat w najnowszym numerze Gościa). To niestety paradoks-prawidłowość, że o pewnych nieznanych lądach słyszymy tylko i wyłącznie przy okazji kolejnych kryzysów i wojen. Kto w innym kluczu mówi chociażby o Sudanie Południowym, Republice Środkowoafrykańskiej, czy Mali... Te, jak często słyszę, mało kogo interesujące ziemie stają się interesujące, czytaj medialne, jedynie dzięki doświadczanej przemocy. Smutne to i zarazem bardzo bolesne. Tym bardziej, że sami nie jesteśmy bez winy.
We Włoszech wyszedł właśnie raport dokumentujący ile nawołujący do pokoju Zachód sam zarabia na wenezuelskim konflikcie. Tylko w ciągu minionych trzech lat władze z Caracas wydały na broń ponad 400 mln dolarów!!! Łakomy kąsek. Lista zysków panów wojny robi wrażenie - Chiny (255 mln), Rosja (79 mln), Holandia (14 mln), USA i Austria ( każde po 6 mln), Ukraina (5 mln), Niemcy (4 mln) i Włochy (7 mln). Tylko ten ostatni kraj w ubiegłym roku podpisał z reżimowym systemem kontrakt na dostarczenie 10 tys. sztuk broni automatycznej.
W tym samym czasie dramatycznie pogłębił się wenezuelski kryzys. Caritas alarmuje, że w skrajnej biedzie żyje ponad 80 proc. ludności, brakuje aż 85 proc. potrzebnych leków, a coraz więcej ludzi szuka pożywienia na śmietnikach. Długie kolejki za wszystkim, puste półki sklepowe, szerząca się korupcja, galopująca ponad 700 proc. inflacja, racjonowanie żywności, itp. Ta sytuacja gospodarcza i powszechny brak wolności oraz łamania praw człowieka musiały doprowadzić do trwającego właśnie kryzysu. Prezydent-dyktator Nicolás Maduro przewidział to i się przygotował.
Jak doskonale znamy to z własnej historii nie zatroszczył się jednak o cierpiących ludzi, tylko o to, by samemu jak najdłużej pozostać przy absolutnej władzy i to niezależnie od ceny, jaką za to płacą mieszkańcy tego pięknego kraju. W kwietniu nakazał, by każdy żołnierz Boliwaryjskich Narodowych Sił Zbrojnych otrzymał broń. I niestety nie miał problemu z wyegzekwowaniem wykonania tego rozkazu. Pomogli mu w tym jego zagorzali wrogowie odrzucający system, ale nie płynące od niego pieniądze.
Broń spokojnie cały czas do Wenezueli dociera. Granice są za to doszczętnie zamknięte dla jakiejkolwiek pomocy humanitarnej. Nie może wjechać nawet transport żywności Caritas Internationalis. Wszystko po to, by pokazać światu, że to co się mówi o sytuacji w tym kraju to jedynie wroga propaganda, a Wenezuelczycy niczego nie potrzebują i „dobrze im się żyje”.
Kolejny raz wstawił się za cierpiącymi papież Franciszek. Do dyktatora zaapelował o zrezygnowanie z działań, które zamiast sprzyjać pokojowi jedynie podżegają do przemocy i nienawiści, do światowych polityków o udzielenie pomocy temu krajowi, a do wierzących na całym świecie o modlitwy w intencji pokoju i pojednania. Z nową siłą ruszyła też machina watykańskiej dyplomacji.
Wenezuela przeżywa właśnie swą „Godzinę W” i najbardziej krytyczny czas walki o wolność. W wielu kościołach rozbrzmiewa modlitwa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).