O spotkaniach w więziennej kaplicy z przejęciem opowiadają jedni i drudzy. Osadzeni i wolontariusze, którzy ich odwiedzają.
W sobotnie popołudnie wchodzimy do kaplicy w Zakładzie Karnym w małopolskim Nowym Wiśniczu. Tym samym, w którym w czasie stanu wojennego kard. Franciszek Macharski odwiedzał internowanych działaczy krakowskiej Solidarności. Z tym że kardynał Mszę św. odprawiał wtedy na więziennym korytarzu. Teraz osadzonych tutaj, już nie z powodów politycznych, odwiedza pracujący na co dzień w zakopiańskim ośrodku rekolekcyjnym „Górka” jezuita o. Stanisław Majcher wraz z grupą wolontariuszy.
Przychodzące na spotkania z osadzonymi osoby zmieniają się, jedni przychodzą częściej, inni rzadziej. Niektórzy pokonują setki kilometrów, dojeżdżając z Gdańska czy Radomia. Co ich łączy? – Spotkanie z drugim człowiekiem to zawsze przygoda. On wnosi do naszego życia swoje problemy, swoją historię – mówi o. Majcher. Wolontariusze do sprawy podchodzą podobnie.
Różnica spojrzeń
Wielu z nich o. Stanisław „zrekrutował” w Zakopanem, podczas rekolekcji ignacjańskich. – Ojciec zaproponował mi, żebym porozmawiał przez telefon z Jackiem, osadzonym w Dębicy. Pomyślałem: „Czemu nie?”. Utrzymujemy kontakt do tej pory – wspomina Karol, młody aktor z Radomia. To było na początku roku. Teraz, kiedy tylko może, Karol przyjeżdża do Nowego Wiśnicza. – W jakiś sposób czuję się tu potrzebny. Mam poczucie, że tu dzieje się coś ważnego i dla mnie, i dla tych, którzy są tu osadzeni – mówi i dodaje, że to dla niego pierwsza okazja, by podzielić się z innymi ludźmi swoim doświadczeniem życia z Bogiem.
Radek, z wykształcenia prawnik, z zawodu inspektor ochrony środowiska, ma w spotkaniach z więźniami większe doświadczenie. Ma też do pokonania więcej kilometrów. Od kilku lat przyjeżdża do Nowego Wiśnicza (oddalonego o 50 km od Krakowa) z Gdańska. – Jeśli tylko się chce i ma się motywację, to wcale nie jest tak daleko – przekonuje.
Podobnym stażem może się pochwalić Ola, absolwentka resocjalizacji i studentka wokalistyki. Wspominając swoje spotkania z osadzonymi, przyznaje, że w pewnym momencie pojawiły się obawy, czy więźniowie słuchają tego, co ma im do powiedzenia, czy widzą w niej wartościowego człowieka, czy tylko ładną, młodą dziewczynę. Wątpliwości zniknęły, kiedy o. Stanisław, który z osadzonymi spotyka się także na widzeniach i spowiedzi, powiedział jej: „Ola, ty nawet nie wiesz, ile dobra wnosisz w ich życie”. – Łatwo jest modlić się, uwielbiać Boga, mówić świadectwo w swoim środowisku, w którym to jest naturalne, we wspólnocie, w której wszyscy się znamy. Tutaj jest dużo trudniej – mówi Ola. – Ale teraz już wiem, po co tu jestem, i chcę robić to dalej.
– Czuję, że tak trzeba – dodaje Gosia, która wraz z o. Majchrem kilkanaście lat temu tworzyła pierwsze spotkania z osadzonymi, najpierw w Nowym Sączu, potem w Nowym Wiśniczu. – Myślę, że to jest jakieś zaproszenie Pana Boga do tworzenia więzi, relacji, do współpracy, do wrażliwości na człowieka. Jeden przejdzie i powie: „Śmieć”. Ktoś inny spojrzy i powie: „Biedny człowiek”. To różnica spojrzeń, do której uzdalnia nas Chrystus – dodaje.
Jak swoje pierwsze wizyty w więzieniu wspomina trzymający całą grupę razem 79-letni o. Stanisław? – Wchodziłem z tremą, niepokojem. Idę do skazanych, a oni przecież mają różne paragrafy na koncie – opowiada o spotkaniu w Nowym Sączu. Wszystko pękło w czasie rozmowy o ojcostwie, kiedy spojrzał na osadzonego, który siedział naprzeciw jezuity. – Coś zaczęło się dziać w jego oczach – opowiada o. Stanisław. To był początek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Przed odmówieniem modlitwy Anioł Pański Papież nawiązał także do „brutalnych ataków” na Ukrainie.
Msza św. celebrowana na Placu św. Piotra stanowiła zwieńczenie Jubileuszu duchowości maryjnej.
„Bez faktów nie może istnieć prawda. Bez prawdy nie może istnieć zaufanie.