Przez ponad dwa lata torturowali go najokrutniejsi kaci Mokotowa. Gdyby abp Antoni Baraniak dał się złamać, kard. Wyszyński trafiłby do więzienia, a Karol Wojtyła być może nigdy nie zostałby papieżem.
Karcer i blizny
– On nic nie mówił, nic nie opowiadał. Dopiero jego lekarze odkryli pręgi, jakie miał na plecach – powiedział abp Gądecki w homilii w dzień poświęcenia celi duchownego. Rzeczywiście, przez lata pytany o czas spędzony w więzieniu, abp Baraniak milczał. Kiedy chorował, czasami tylko wspominał, że to nic w porównaniu z tym, co przeżył na Rakowieckiej. Szczegółów jednak nie zdradzał. Dopiero po latach okazało się, że duchowny przeżył tortury, które dzisiaj trudno sobie nawet wyobrazić. Ubeckie dokumenty potwierdzają, że był głodzony: po pierwszych trzech miesiącach spędzonych w więzieniu schudł aż 14 kg. Dokumentacja medyczna potwierdza także, że wychodząc z aresztu, ważył zaledwie 40 kilogramów.
Doktor Milada Tycowa oraz dr Małgorzata Kulesza-Kiczka, które opiekowały się duchownym, potwierdziły, że musiał być bity. Podczas badań dostrzegły one, że całe plecy kapłana są pokryte bliznami. Ich pręgowaty kształt jednoznacznie wskazywał, że były konsekwencją silnych uderzeń podłużnym przedmiotem, prawdopodobnie prętem. Arcybiskup powiedział wtedy, że to „pamiątka po pobycie w więzieniu”.
Nieżyjący już ks. prof. Marian Banaszak z Poznania potwierdził, że arcybiskup przebywał w karcerach. Co najmniej 8 dni spędził w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu. Zanim został do niego wtrącony, rozebrano go do naga. Podłoga celi znajdowała się ok. 0,5 m niżej w stosunku do poziomu korytarza. Do tego zagłębienia szlauchem spłukiwano krew i fekalia mordowanych w sąsiednim pomieszczeniu więźniów. Nie było tam kanalizacji ani żadnych okien: w powietrzu unosił się zapach nie do zniesienia, a fekalia skraplały się nawet na suficie.
Z relacji więźniów zamkniętych w „zwykłych” karcerach wynika, że to najskuteczniejsza z tortur: bardzo szybko traci się poczucie rzeczywistości i łatwo się złamać. A co dopiero w takich warunkach? Arcybiskup Baraniak pozostał jednak nieugięty do samego końca.
Niezłomny
Ubecy podejmowali kolejne próby, ale nie potrafili arcybiskupowi niczego zarzucić. Kardynał Wyszyński został ocalony, a duchownego uwolniono w październiku 1956 roku. To nie był jednak koniec prześladowań.
Po wyjściu z więzienia abp Baraniak dalej pełnił funkcję kierownika Sekretariatu Prymasa Polski, ale kilka miesięcy później Pius XII mianował go na arcybiskupa poznańskiego. W 1957 r. nasiliły się działania operacyjne wymierzone w nowego metropolitę – został sklasyfikowany jako „przeciwnik ustroju socjalistycznego”. Akcje mające na celu zniszczenie duchownego szczegółowo opisał w swojej książce „Teczki na Baraniaka” bp Marek Jędraszewski. Wspomina w niej m.in. o podsłuchach, próbach skłócenia abp. Baraniaka z kard. Wojtyłą, nieustannym monitorowaniu jego działalności, a nawet o historii chorób. Kapłan zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, ale starał się dalej wykonywać swoją pracę, której celem był rozwój Kościoła w tych trudnych warunkach.
W stolicy Wielkopolski zajął się budową nowych parafii i ośrodków duszpasterskich, utworzył także Papieski Wydział Teologiczny. Jego działania zaowocowały licznymi powołaniami: wyświęcił w sumie ponad 700 kapłanów. Zainicjował także 8 procesów kanonizacyjnych i beatyfikacyjnych. Kiedy w rozmowach zdawkowo wspominał o pobycie w więzieniu, mówił, że jego oprawcom trzeba współczuć. Nie nosił w sercu urazy. Umarł w poznańskim szpitalu.
Przy okazji wrześniowej premiery kolejnego już filmu poświęconego abp. Baraniakowi, pt. „Żołnierz niezłomny Kościoła”, rozpoczęto zbiórkę podpisów pod prośbą do prezydenta Andrzeja Dudy o pośmiertne uhonorowanie arcybiskupa wysokim odznaczeniem państwowym. Do abp. Stanisława Gądeckiego natomiast skierowano list z prośbą o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).