Ona: Polka z Rydułtów, mocno wierząca katoliczka. On: Fin z Lahti, luteranin z dziada pradziada. Aj, to musi boleć…
Ale czy aby na pewno? Martyna i Markus Kainulainen to przesympatyczne małżeństwo. Uśmiechnięci, zakochani, mimo że różnią ich wyznanie, narodowość i wiek – Fin jest o 13 lat starszy od 30-letniej Polki. Połączył ich Bóg. I to On na co dzień uczy ich, czym jest prawdziwy ekumenizm.
Znak krzyża
To opowieść nadająca się na film. Wszystko zaczęło się od Erasmusa. Martyna, kończąc studia inżynierskie z budownictwa na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, pojechała do Finlandii. Potem właśnie w tym kraju postanowiła dorobić sobie przed studiami magisterskimi. Na początku mowa była o trzech miesiącach, później – o roku. – Postanowiłam, że zostanę, jeżeli znajdę pracę w zawodzie. Zaczęłam rozsyłać CV i jedna z firm zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Udało mi się zdobyć pracę w tym biurze. Od razu zaproponowali mi stały kontrakt. I pierwszego dnia poznałam tam Markusa – przyznaje.
– Mieliśmy pracować nad tym samym projektem, więc, wiadomo, dużo rozmawialiśmy. Na szyi nosiłam krzyżyk. Pewnego razu Markus podszedł do mojego biurka, zobaczył ten krzyżyk i zapytał, czy jestem chrześcijanką. Odpowiedziałam, że tak. Ale potem zadał jeszcze jedno pytanie: czy jestem wierzącą chrześcijanką. Kiedy ponownie usłyszał twierdzącą odpowiedź, sam przyznał się do swojej wiary. Tak zaczęły się ich długie rozmowy o Bogu. Bardzo szybko przyszedł też czas na miłość. – To był październik 2011 r. W styczniu 2012 r. zdecydowaliśmy, że warto byłoby być razem. Na początku maja się zaręczyliśmy i 29 grudnia 2012 r. odbył się nasz ślub. Oboje stwierdziliśmy, że to jest to. Już po dwóch miesiącach bycia razem czuliśmy, że Pan Bóg nam siebie zesłał. Jako wierzący nie chcieliśmy mieszkać razem bez ślubu. Wiedzieliśmy też, że bez Boga nie ma opcji czegokolwiek zaczynać – opowiada Martyna.
Broń się!
Ślub był w Polsce. – Chciałem uszanować rodzinę mojej narzeczonej – przyznaje Markus, dołączający się do naszej rozmowy na Skypie. – Gdybym to ja był na miejscu ojca Martyny i uświadomił sobie, że moja jedyna córka wyjeżdża za granicę, gdzie znajduje szalonego mężczyznę i planuje za niego wyjść, wziąłbym broń i zapytał go: „Serio, jesteś tego pewien?” – uśmiecha się. Później już całkiem poważnie dodaje, że ślub i wesele musiały być w Polsce, chociażby ze względu na naszą tradycję. Ślub odbył się w Kościele katolickim, błogosławieństwo z rąk duchownych luterańskich małżonkowie otrzymali w Finlandii.
Markus przedstawia też swoją wersję początków znajomości z Martyną. – Bardzo długo czekałem na odpowiednią kobietę, z którą mógłbym spędzić życie – wyjaśnia. – Dzięki mojej rodzinie wiedziałem, że ślub bierze się tylko raz i na zawsze. Dlatego nie chciałem zmarnować swojej szansy. Wolałem być sam niż z kimś, kto nie odpowiadałby mnie samemu i mojej wierze. Z jednej strony szukałem odpowiedniej osoby, z drugiej – pogodziłem się z myślą, że być może nigdy nie znajdę żony. Już planowałem samotne życie. I w tym momencie pojawiła się ona… – uśmiecha się. Markus, mieszkaniec zlaicyzowanej Finlandii, w której Kościół luterański (narodowy kościół Finlandii) godzi się na modlitwę w Kościele za pary homoseksualne czy aborcję w niektórych przypadkach, pochodzi z bardzo wierzącej i konserwatywnej rodziny. W jego domu wierzy się już od pokoleń.
– Mój ojciec w 1977 r. na nowo odkrył Boga. I od tej chwili wierzy w Niego naprawdę mocno. Nawrócił się, zostawił wszystko, co jego zdaniem nie podoba się Bogu. Do dziś mocno w tym trwa, codziennie czyta Pismo Święte, służy chorym – wyjaśnia jego syn. – Zawierzają Bogu wszystko. Gdy poznałam mojego teścia, bardzo mi to zaimponowało. I otwarło mi oczy na to, że na świecie świetni są nie tylko katolicy – przyznaje Martyna, dodając, że to właśnie w Finlandii w bardziej dojrzały sposób odkryła Boga.
Oazowiczka w akcji
W tym kraju jest tylko osiem kościołów katolickich. Małżonkowie mieszkają w rejonie Helsinek, gdzie na szczęście Martyna ma dwa kościoły. W jednym z nich posługuje trzech polskich księży. – Co tydzień (dawniej raz w miesiącu) odprawiane są tam Msze w języku polskim. Bez organisty. Gram na gitarze, więc podeszłam kiedyś do księdza i zaproponowałam, że mogę poprowadzić śpiew. Wyrosłam w Ruchu Światło–Życie, przez cztery lata byłam moderatorką w parafii – wyjaśnia Martyna. Dziś nie tylko zajmuje się oprawą muzyczną Mszy, ale też dwa razy w miesiącu dla polskich dzieci prowadzi katechezę. – Najczęściej sama chodzę do kościoła katolickiego, ale odkąd tylko się poznaliśmy, Markus wie, że w niedzielę muszę być na Mszy. Tak też układa nasz czas. W Finlandii moja wiara się umocniła. Musiałam opowiedzieć się za albo przeciw. Bo tu nie ma sensu być letnim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).