Papież Franciszek powiedział dziennikowi "La Repubblica", że ubodzy powinni wejść do polityki - tej wzniosłej, a nie opanowanej przez egoizm i demagogię. Przyznał, że jest nazywany komunistą, ocenił jednak, że to komuniści myślą jak chrześcijanie.
W opublikowanej w piątek rozmowie założyciel rzymskiej gazety Eugenio Scalfari zapytał papieża, czy przedstawiając wizję społeczeństwa opartego na równości, myśli o marksistowskim wzorze. Franciszek odparł, że wiele razy mówiono już o nim, że jest komunistą.
"A moja odpowiedź jest zawsze taka, że ostatecznie to komuniści myślą jak chrześcijanie. Chrystus mówił o społeczeństwie, w którym to ubodzy, słabi, wykluczeni mają decydować. Nie demagodzy, nie nicponie, ale lud, biedni, którzy mają wiarę w Boga" - powiedział papież. "To im musimy pomóc, by osiągnąć równość i wolność" - podkreślił.
Franciszek wyraził przekonanie, że ruchy ludowe zrzeszające ludzi wykluczonych, a przede wszystkim ubodzy, powinni bezpośrednio wejść do polityki. "Nie do politykierstwa, szarpaniny o władzę, (świata) egoizmu, demagogii, pieniędzy, ale do polityki wzniosłej, twórczej, z wielkimi wizjami, o jakiej pisze Arystoteles" - oświadczył.
Papież podkreślił, że najbardziej martwi go los uchodźców i migrantów, ich cierpienia i trudności. Zauważył też, że niewielką część uchodźców stanowią chrześcijanie.
Przyczyny cierpień migrantów i uchodźców są różne, a my "robimy, co możliwe, by je usunąć" - dodał. "Niestety, często są to tylko kroki, którym ludzie sprzeciwiają się z obawy, że zostanie im odebrana praca i zmniejszona pensja" - ocenił.
"Pieniądz jest nieprzyjacielem narodów, również imigrantów i uchodźców. Ale są też biedni w bogatych krajach, którzy obawiają się przyjęcia ludzi takich jak oni sami, pochodzących z ubogich państw" - zauważył Franciszek. "To nikczemne koło, które musi zostać przerwane" - oświadczył.
"Musimy obalić mury, które dzielą, próbować powiększać dobrobyt i szerzyć go, ale aby osiągnąć ten rezultat, musimy obalić mury i budować mosty, które pozwolą zmniejszyć nierówności oraz sprawią, że wzrastać będą wolność i prawa" - ocenił papież. "Większe prawa i większa wolność" - powtórzył papież.
"Jednym ze zjawisk, które wywołują nierówności, jest ruch wielu ludów z jednego kraju do drugiego, z jednego kontynentu na drugi. Po dwóch, trzech, czterech pokoleniach te ludy się integrują, a ich różnorodność ma tendencję do zanikania" - zaznaczył.
Podczas wywiadu, który został przeprowadzony tuż przed wyborami prezydenckimi w USA, Scalfari zapytał Franciszka o opinię na temat kandydata Partii Republikańskiej Donalda Trumpa. "Nie wydaję sądów na temat osób i polityków. Chcę tylko wiedzieć, jakich cierpień przysparza biednym i wykluczonym ich postępowanie" - odparł papież.
"To, czego chcemy, to walka z nierównościami; oto największe zło, jakie istnieje na świecie. To pieniądz je tworzy i jest sprzeczny z działaniami, których celem jest wyrównanie dobrobytu i sprzyjanie równości" - oznajmił Franciszek.
Mówił też, że chrześcijanie zabijani są w wielu krajach, padają ofiarami fundamentalistów i "potwornych" terrorystów z Państwa Islamskiego.
"My, chrześcijanie, zawsze byliśmy męczennikami, a jednak nasza wiara przez wieki zdobyła wielką część świata" - przypomniał. "Oczywiście były wojny wspierane przez Kościół przeciwko innym religiom i były nawet wojny wewnątrz naszej religii" - wskazał Franciszek, ale, jak wyjaśnił, miało to miejsce w czasach, kiedy różne religie, także katolicyzm, przedkładały "doczesną władzę ponad wiarę i miłosierdzie".
Jak zauważył, na świecie jest obecnie około 2,5 miliarda chrześcijan. "Czy trzeba było broni i wojen? Nie. Męczenników? Owszem, i to wielu" - stwierdził.
Papież, zapytany, czy ma w Kościele wielu przeciwników, odparł: "Przeciwników - nie powiedziałbym. Wiara nas jednoczy. Naturalnie każdy z nas indywidualnie widzi to samo w różny sposób".
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).