Dyskretna i zbyt mało doceniana forma aktywności w Kościele. Po drugiej stronie życia ze zdumieniem i wstydem odkryjemy, jak wiele świat i Kościół zawdzięczają wytartym od codziennego przesuwania paciorkom różańca. Stoi za tym całkiem liczna armia.
Byłem po trzecim roku studiów. Wakacyjny wyjazd z przyjaciółmi do Francji. Pierwszy przystanek – Lyon. Artystyczna, literacka, kulinarna i architektoniczna perełka. Również duchowa – choć raczej zapomniana, przykryta tzw. duchem czasu. Nawet jeśli imponująca katedra w samym centrum i górująca nad miastem bazylika na wzgórzu Fourvière pozwalają dotknąć czasów niesłusznie minionych, to mimo wszystko niewielu przyjezdnych słyszało na przykład o św. Ireneuszu z Lyonu, jednym z ojców Kościoła, czy męczennikach lyońskich. W najlepszym przypadku pielgrzymki do domu Antoine a de Saint-Exupéry ego, autora „Małego Księcia”, są tutaj jakąś „formą pośrednią”. Nawet wspomniana bazylika Notre-Dame de Fourvière, choć łatwo dostępna dla turystów dzięki prowadzącej na wzgórze kolejce szynowej, nie wszystkim kojarzy się ze światowym centrum... ruchu Żywego Różańca. Sam ze zdumieniem odkryłem to zupełnie niedawno. Wtedy, przed laty, podziwiałem ze wzgórza najpiękniej oświetlone miasto świata. Nie wiedziałem, że za plecami mam ośrodek, którego dyskretna, ale żywa działalność trzyma to miasto, ten kraj, ale też świat i cały Kościół przy życiu. To tutaj Paulina Jaricot (dziś sługa Boża, kandydatka na ołtarze) stworzyła centrum dzieła, które dziś angażuje miliony ludzi na całym świecie. O tej armii nie przeczytamy na czerwonym czy żółtym pasku w telewizji. Ale o sile ich ukrytej walki i o tym, jak wiele im zawdzięczamy, jeszcze się kiedyś przekonamy.
Prosty pomysł
Zaczęło się od misji. A konkretnie od trudnej sytuacji, w jakiej po rewolucji francuskiej znalazły się ośrodki misyjne. „Wolność, równość, gilotyna” sprawiły, że misjonarze musieli opuścić placówki, a konfiskata majątku Kościoła dotknęła również zgromadzenia zakonne, w tym misyjne, które zostały rozwiązane. Machina rewolucyjna była na tyle sprawna, że już na początku XIX wieku francuscy katolicy chodzili niemal po zgliszczach tego, co wcześniej było jednym z istotnych elementów życia Kościoła we Francji. Oddolnie zaczął się tworzyć ruch świeckich i duchownych, którzy chcieli ratować działalność misyjną. W tym samym czasie w Lyonie mieszkała Paulina Jaricot, którą znały niemal wszystkie dziewczyny z robotniczej dzielnicy miasta. Paulina chodziła od domu do domu i zapraszała swoje rówieśniczki do wspólnej modlitwy i działalności charytatywnej. Gdy dowiedziały się, w jak opłakanym stanie są finanse i ogólna sytuacja misjonarzy, za jeden z priorytetów uznały również modlitwę za nich i zbieranie pieniędzy na ich działalność. W ten sposób powstały pierwsze kółka: 10-osobowe grupy, które następnie organizowały się w setki itd. Pomysł był prosty: kółka co tydzień oddają jakąś kwotę na dzieło nazwane Rozkrzewianiem Wiary (czyli na misje). Paulina tak opisywała ten projekt: „Dana mi została jasna wizja tego planu i jednocześnie zrozumiałam łatwość, z jaką każdy z kręgu moich najbliższych mógłby się w ten plan włączyć, znajdując dziesięć osób, które każdego tygodnia dawałyby datek na Rozkrzewianie Wiary. Zobaczyłam również szansę, jaką dawałby wybór najświatlejszych ze stowarzyszenia, którzy inspirowaliby grupę dziesięciu osób, a te z kolei utworzyłyby kolejne dziesiątki. ( ) Aby nie zapomnieć tej myśli, zapisałam ją i zdumiała mnie jej prostota, której nikt wcześniej nie odkrył”.
Machina dobra
Był maj 1822 r., gdy szerokie grono osób, którym bliska była działalność misyjna, założyło stowarzyszenie, działające na podstawie właśnie tej prostej metody Pauliny Jaricot. Dziewczyna przekazała na Rozkrzewianie Wiary wszystkie kompetencje i środki, sama zaś zaczęła wpierać jego działalność modlitwą różańcową. Stworzyła Żywy Różaniec, opierając się na tej samej metodzie, tyle że grupy składały się z 15 osób odmawiających codziennie dziesiątkę Różańca. „Piętnaście węgli: jeden płonie, trzy lub cztery tlą się zaledwie, pozostałe są zimne – ale zbierzcie je razem, a wybuchną ogniem! Oto właściwy charakter Żywego Różańca” – opisywała przemyślaną, jak widać, metodę Paulina. Datę 8 grudnia 1826 r. zwykło się traktować jako oficjalny początek ruchu. Już po kilku latach kółka różańcowe były obecne w wielu krajach europejskich i w Ameryce. „Wszędzie, gdzie tworzą się piętnastki, można zauważyć nienotowane wcześniej umacnianie się dobra” – zapisała w dzienniku Paulina. Wspomniana centrala Żywego Różańca na wzgórzu Fourvière w Lyonie zaledwie pięć lat od założenia wysyłała rocznie w świat prawie 150 tys. książek i różnego rodzaju broszur, kilkadziesiąt tysięcy medalików i szkaplerzy, o różańcach nie mówiąc. W sumie około tysiąca wysyłek dziennie! W 1832 r. papież Grzegorz XVI zatwierdził stowarzyszenie Żywego Różańca, którego patronką została św. Filomena, rzymska męczennica. Ta święta była szczególnie ważna dla Pauliny Jaricot, bo, jak wierzyła, za jej wstawiennictwem została cudownie uzdrowiona.
Dwudziestki
W Polsce Żywy Różaniec pojawił się już w XIX wieku, choć jego ceremoniał zatwierdził dopiero kard. Wyszyński w latach 70. XX wieku, a w 2012 roku polski episkopat zatwierdził Statut Stowarzyszenia „Żywy Różaniec”. We wstępie do niego czytamy, że Żywy Różaniec „jest wspólnotą osób, które w duchu odpowiedzialności za Kościół i świat i w wielkiej prostocie otaczają modlitewną opieką tych, którzy najbardziej jej potrzebują i są wskazani zwłaszcza w Papieskich Intencjach Apostolstwa Modlitwy”. I dalej: „Stowarzyszenie nazywa się »Żywym«, gdyż liczba osób, które się nań składają, niejako wprawia je w działanie przez ciągłe recytowanie modlitw, które czerpią swą skuteczność z rozważania tajemnic Jezusa i Maryi, czy to w celu nawrócenia grzeszników, czy doskonalenia sprawiedliwych. Zwie się je »Żywym«, gdyż ci, którzy go tworzą, są zastępowani przez kolejnych, gdy ci umierają, bądź gdy zeń odchodzą”. Co ważne, statut mówi już nie o „piętnastkach, ale o „dwudziestkach” tworzących koła różańcowe. „Żywy Różaniec jest wspólnotą osób, z których każda zobowiązuje się do codziennego rozważania jednej tajemnicy różańcowej. Liczba osób we wspólnocie podstawowej odpowiada liczbie tajemnic Różańca świętego”.
Istotę duchowości statut tłumaczy w ten sposób: zgodnie z pragnieniem założycielki Żywego Różańca, sługi Bożej Pauliny Jaricot, która chciała „uczynić Różaniec modlitwą wszystkich” i „przez Różaniec odnowić wiarę”, Żywy Różaniec podkreśla wspólnotowy charakter rozważania tajemnic różańcowych. Choć każdy z członków Żywego Różańca modli się tajemnicą, która jemu przypadła, w miejscu i czasie przez siebie wybranym, to jednak istotną dla Żywego Różańca jest więź modlitewna, rozumiana jako świadomość wspólnej modlitwy w podjętych intencjach (...). Dla podkreślenia wspólnoty modlitwy członkowie Żywego Różańca, tam gdzie jest to możliwe, przynajmniej raz w miesiącu zbierają się na wspólną modlitwę (...). Zaleca się tworzenie ścisłych więzów między członkami Żywego Różańca, tak aby uwypuklić wspólnotowy charakter Kościoła”.
Kwestia czasu
Jak na armię przystało, ruch ma swoją ściśle określoną strukturę organizacyjną. A zatem jest moderator krajowy, moderatorzy diecezjalni, jest siedziba (Dom Wydawnictwa Sióstr Loretanek w Warszawie), jest podległość biskupowi miejsca, wreszcie ścisła współpraca z proboszczem i współpraca między poszczególnymi kołami. Podstawową jednostką Żywego Różańca jest wspólnota dwudziestu osób zwana kołem lub różą. Zadania członków są proste, a jednocześnie wymagające dużej samodyscypliny i wierności: codzienne rozważanie wyznaczonej tajemnicy Różańca, comiesięczne spotkania i udział w życiu sakramentalnym życiu Kościoła. W praktyce, co dopuszcza statut, członkowie róż należą też do innych grup odnowy Kościoła i wspólnot modlitewnych. Nie jest to bynajmniej formuła – choć tak najczęściej się kojarzy – przeznaczona wyłącznie dla osób starszych.
Róże różańcowe coraz częściej tworzą również ludzie młodzi i w średnim wieku – kobiety i mężczyźni. Nie jest to, jak powiedzieliśmy na początku, działalność specjalnie eksponowana, ale taka też jest jej natura. Tylko owoce tej wiernej modlitwy milionów „anonimowych” osób co jakiś czas są odczuwalne. I jeśli czasem ktoś pyta: „czym żyje Kościół?”, to wypadałoby właściwie zmodyfikować pytanie: „z czego i dzięki czemu żyje Kościół?”. I świat. Pewnie po drugiej stronie przekonamy się, że tym, co „jakoś” trzymało ten świat do końca, były trzy rzeczywistości: codzienna Eucharystia w milionach miejsc na świecie, cicha modlitwa zakonów kontemplacyjnych i lekceważone czasem przez różnych mądrali (także w samym Kościele) kółka różańcowe.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).