Po kilku latach pracy za granicą musi uczyć się języka keczua, ponieważ jego nowi parafianie nie znają hiszpańskiego, a czasami widzą księdza po raz pierwszy od dekady.
Z Boliwii do Polski wrócił ks. Mariusz Godek. Ale tylko na kilka tygodni. Na początku grudnia padre Mario, jak mówią do niego parafianie, znowu stawi się na swojej placówce misyjnej Omereque, w górzystym rejonie – ok. 1600 m n.p.m. – Mieszkam teraz na wysokości Śnieżki, ale na półkuli południowej. Pojawiają się więc w moim ogrodzie nie tylko wróble, ale i kolibry. Kiedyś znalazłem martwego kolibra w kaplicy. Pokazywałem go ludziom jako przykład, że nawet z modlitwą się lepiej nie przesadzać – żartuje kapłan.
Gratem po wertepach
Klimat jest tam typowo górski. Wilgotność powietrza sięga najwyżej 20 proc., a gdy słońce grzeje, w cieniu temperatura sięga nawet 40 stopni Celsjusza. W nocy za to spada do 15 stopni. Nawet zimą temperatury niewiele się zmieniają. Od grudnia, czyli odkąd pracuje tam ks. Mariusz, dwa razy pojawił się deszcz. – Możemy się umówić, że był to deszcz, ponieważ spadające krople ledwo, ledwo zawilgociły ziemię, po czym przyszło słońce i od razu ją wysuszyło – mówi padre Mario. W takich warunkach kapłan obsługuje aż 30 miejscowości. Dwa miesiące temu dotarł do takiej, w której ksiądz ostatni raz był 10 lat temu!
Docieranie do takich miejsc wymaga nie tylko hartu ducha i tężyzny fizycznej, ale także sprawnego samochodu. – Mój ma już 30 lat. Czasami na górskiej drodze, na tych wertepach, otworzy się maska, czasami któreś drzwi. Czasami się coś zepsuje i muszę czekać, aż jakiś Indianin będzie akurat szedł czy jechał motorem w kierunku najbliższego miasta, żeby prosić go o wezwanie pomocy. Na dzisiaj moje największe marzenie to chyba nowy samochód – mówi misjonarz.
Kilkudziesięciokilometrowa podróż po tamtejszych drogach trwa godzinami. Gdy misjonarz jedzie gdzieś, gdzie ma się odbyć większa uroczystość, sypia w zakrystii miejscowych kaplic. – Czasami Indianie przyniosą mi pół wiaderka wody. Musi wystarczyć na kilka dni.
Sami mają mało, ale i tym się dzielą. Zapraszają mnie czasami na posiłek. To są bardzo ubogie dania. Raz policzyłem – w mojej misce zupy było 20 ziarenek pszenicy, pół ziemniaka i kawałek marchewki. Byłem wzruszony. Niedawno przyszedł do mnie Indianin w wieku ok. 50 lat. Dał mi 5 kolb kukurydzy i kilka ziemniaków. Ja wiem, ile musiało to dla niego znaczyć. To był prawdziwy wdowi grosz. On ze swego niedostatku mi to dał. Szczerość jest tam naprawdę widoczna. Gdyby ktoś zaprosił mnie wówczas do Paryża, nie zamieniłbym się. Trzeba tego doświadczyć, by to zrozumieć – opowiadał padre.
Co mają Polacy z wiarą?
W czasie tygodnia misyjnego ks. Mariusz Godek odwiedził m.in. parafię pw. św Michała Archanioła w Raciborowicach Górnych i kościół filialny pw. św. Antoniego w Jurkowie. Opowiadał o swojej pracy, rzeczywistości misji, a także prosił o wsparcie materialne. To nie była pierwsza wizyta misjonarza w tym miejscu. Przed rokiem był tutaj z Jose, z którym przyjechał do Polski, by znaleźć lekarza który mógłby zdiagnozować jego chorobę. – Dzięki waszej modlitwie i materialnemu wsparciu jego życie stało się troszkę lżejsze. Niestety, to, co zdiagnozowano, nie wróży mu nic dobrego. Dwa miesiące temu znowu musiał udać się do szpitala. Teraz co trzy dni chodzi na zastrzyki do kręgosłupa. Wszystko w rękach Pana Boga. On was wspomina i modli się. Pytał mnie, „Co mają Polacy z wiarą, że są tak wierzący”.
Dla nas jest oczywiste, że duża część społeczeństwa chodzi do kościoła, że co niedziela świątynie się zapełniają. Dziwił się też waszą otwartością: dobrym słowem, ofiarą, zaproszeniem na obiad. Daje w Boliwii świadectwo o Polakach, że nie tylko Ojciec Święty Jan Paweł II był taki otwarty, ale że każdy z nas taki jest – mówił ks. Mariusz. Kapłan założył przed kilkoma dniami swój profil na Facebooku (facebook.com/misjaomereque), gdzie po jego powrocie do Boliwii będzie starał się często umieszczać zdjęcia ze swojej posługi. Przez ten profil można też się z nim kontaktować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.