Od dyskusji i sporów nikomu nie przybywa środków, które mogłyby pomóc. Wręcz przeciwnie.
Zbliża się Boże Narodzenie, za chwilę Nowy Rok. Przełom roku to czas maksymalnej aktywności wszelkiego rodzaju organizacji charytatywnych i fundacji. Czas bardzo wielu zbiórek na najróżniejsze cele – w okresie okołoświątecznym hojność ludzi rośnie. Niestety, to także czas ostrych sporów o to, komu warto, a komu nie należy pomagać.
Wbrew pozorom, nie walczą organizacje prowadzące zbiórki. Nie ma walki między fundacjami. Mocno się obawiam, że nie walczą także ci, dla których dzielenie się tym, co mają, z innymi jest chlebem powszednim. Walczą „kibice”. A jednym z koronnych sporów – powracających jak szczególny świąteczno-noworoczny rytuał - jest spór o Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.
Wytaczane są argumenty o wadze ciężkich armat. Nie, nie zamierzam ich tutaj rozważać. Jeśli ktoś ich jeszcze nie zna, a jest ich ciekawy, bez najmniejszego problemu znajdzie niejedną dyskusję. Jaki jest ich skutek? Czy przynoszą komukolwiek jakiekolwiek dobro? Niestety nie.
I nie chodzi tylko o to, że poziom tych dyskusji bywa żenujący, a walczący zajadle dyskutanci nie przebierają w słowach. Chodzi także o to, że nie przybywa od niej środków, które mogłyby komukolwiek pomóc. Nie tylko WOŚP. Nikomu.
To nie jest tak, że jest stała pula środków „do rozdania” między organizacjami pomocowymi, i to co nie przypadnie jednym, trafi do drugich. To nie jest tak, że jeśli ktoś nie da na WOŚP, wrzuci na Caritas. Wybór nie leży między pomóc tym lub innym, jak to się dzieje np. przy okazji rozliczeń podatkowych, gdy swoje 1% podatku można przekazać tylko jednej organizacji. Wiadomo, że jeśli chcę dać jednym, nie mogę wesprzeć innych. W tym przypadku tak nie będzie.
To jest tak, że większość tych pieniędzy, które mogłyby trafić do potrzebujących, do nich po prostu nie trafi. Z bardzo prostego powodu: większość ofiarodawców wrzuca swój datek do puszki, ponieważ ktoś stworzył im do tego okazję. Nikt jej nie będzie specjalnie szukał. Jeśli wrzucam coś do puszki na ulicy, to nie ze specjalnej kieszeni przeznaczonej na pomaganie, ale z bieżących środków, z tego co akurat mam przy sobie. Jeśli nie natknę się na kwestującego, to wydam je w najbliższym sklepie. Być może na coś, co jest mi zbędne, albo sprawi chwilową przyjemność.
Mój grosz mógł zdziałać dobro. Przepadło.
W Polsce nie ma kultury pomagania. Dzielenie się tym, co mam, na codzień nie jest powszechne. Nie warto ludzi zniechęcać. Nie warto niszczyć zaufania, że ofiarowane pieniądze (a przynajmniej ich część) posłużą dobru. Potrzeb jest wiele. Zbyt wiele, by lekceważyć jakikolwiek grosz. Ktoś wesprze jedną akcję, inny zupełnie inną. Ktoś pomaga dzieciom, inny wyłącznie zwierzakom. Dobrze. Niech pomaga komu chce. Dzięki temu każdy otrzyma pomoc.
Ważne, żeby pomagać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Mają być podmiotem, a nie tylko odbiorcą duszpasterstwa rodzin - powiedział papież.
Czy rozwój sztucznej inteligencji może pomóc nam stać się bardziej ludzkimi?
Abp Światosław Szewczuk zauważył, że według ekspertów wojna przeszła na nowy poziom eskalacji.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.