O grze w reprezentacji Polski, ucieczce do klasztoru, aresztowaniu rodziców i marzeniach z s. Dominiką Szczepanik rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Z tego, co Siostra mówi, widać, że Pan Bóg prowadził Siostrę od początku niezwykłą drogą wolności, że ukazywał różne możliwości i pozwalał rozwijać pasje. Ot, choćby ta gra „w nogę”. Mało która dziewczyna zachodzi tak wysoko w tej dyscyplinie. I mało którą ona tak kręci.
Coś w tym jest. Od dziecka „noga” była moją wielką pasją. Kiedy byłam mała, siadywałam na ganku i patrzyłam, jak mój brat i kuzyni kopali piłę. Szybko stwierdziłam, że ja też tak chcę i zaczęłam z nimi grać. A że to mi się podobało, szło mi coraz lepiej. Później nauczyciel wf wziął nas na zawody. Pamiętam, że wtedy strzeliłam piękną bramkę z rzutu karnego. Po meczu od trenera klubu Zryw Książki dostałam propozycję gry w jego klubie. Mimo że był to wiejski klub, przeszłyśmy z nim do pierwszej ligi. To było niezwykłe osiągnięcie. Grając, poznawałyśmy inne miasta, środowiska. To było coś pięknego i niecodziennego. Ten klub był moją pierwszą wspólnotą. Moja hierarchia wartości ułożona była tak: na pierwszym miejscu Pan Bóg, potem piłka nożna, szkoła i na czwartym chłopaki. (śmiech)
Gdy już doszłyśmy do I ligi, zaczęli nas zauważać inni trenerzy. Jako pierwsza z klubu dostałam powołanie do reprezentacji do lat szesnastu (U-16). Wówczas trener powiedział, że ja przecieram szlaki dla innych. I tak było. Z gry w piłkę zrezygnowałam, wstępując do zgromadzenia. (śmiech) Potem dostałam powołanie do U-19. Zagrałyśmy w mistrzostwach Europy. Dotarłyśmy do półfinałów, które odbywały się w Wenecji. Najlepszy mój mecz był z Rosją, podczas którego strzeliłam bramkę. Byłam środkowym pomocnikiem, ale ponieważ w reprezentacji nie było dobrych bramkarek, a mi to całkiem nieźle wychodziło, to stałam też na bramce. To była naprawdę moja pasja. Byłam w tym cała. Nie interesowało mnie zmęczenie, ból.
Zawsze zachwycają mnie takie opowieści, które potwierdzają, że do klasztorów nie wstępują niezdecydowane osoby, niewiedzące, co zrobić ze swoim życiem, ale kobiety z pasją, pełne życia, które dla Jezusa zostawiają wszystko, co dawało smak ich życiu.
Dobrze, że to zauważyłaś. Do klasztoru wstępują naprawdę świetne babki, które gdyby były w świecie, mogłyby go zawojować. Ale z miłości do Jezusa wszystko zostawiają. Tak było w moim przypadku. Jego wezwanie było piękniejsze i tak silne, że nie sposób było się mu oprzeć. Cieszę się, że Jezus dał mi posmakować życia, sukcesu. Myślę też, że ten sport nauczył mnie oddania, wewnętrznej dyscypliny, współpracy. To wszystko teraz owocuje i przydaje się w klasztorze.
Gdy wchodziła Siostra do łowickiego klasztoru bernardynek, od razu wszystko stało się jasne? Poczuła Siostra, że to jest to miejsce, to powołanie?
Weszłam do kościoła, zobaczyłam Najświętszy Sakrament. Poleciały mi łzy i poczułam, że to jest to miejsce. Zyskałam pewność, że On zaprasza mnie do bycia z Nim. A potem, kiedy słuchałam tego, co mówiły siostry, moje serce coraz bardziej się rozpalało...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).