Po kilkutygodniowej przerwie w Sierra Leone zaczęto odnotowywać nowe przypadki zachorowań na ebolę.
„Końca tragedii nie widać, a sytuacja w tym afrykańskim kraju zdaje się być gorsza niż we wciąż walczącej z epidemią Liberii” – mówi br. Luca Perletti. Pracujący w Sierra Leone kamilianin zauważa, że wirus zdaje się uderzać z nową siłą. Po zatrzymaniu epidemii końcem maja, kiedy nie było nowych zarażeń, obecnie odnotowuje się 2-3 nowe przypadki dziennie. Szczególnie dotknięta są trzy miejsca: Freetown, Kambia i Port Loko.
Misjonarz wskazuje, że za nową fazę epidemii odpowiedzialni są Afrykanie, którzy uciekają z kwarantanny lub nie zachowują wskazań medycznych. W ten sposób, mimo starań miejscowej służby zdrowia, wirus wymyka się spod kontroli. Misjonarze kamilianie i ich miejscowi współpracownicy złożyli daninę krwi za niesienie pomocy ofiarom wirusa w Afryce. Po czasowym zamknięciu swych placówek wrócili jednak na Czarny Ląd, by z nową siłą rozpocząć walkę z ebolą.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.