Jedna noc wszystko zmieniła

– To nie jest tak, że się „nawróciłem” i już. To się cały czas dzieje, to jest ciągła droga, ale towarzyszy jej takie wrażenie, jakby się wróciło do domu – mówi Robert.

Reklama

Jak święty Józef

Małżonkowie zaczęli razem chodzić do kościoła. Robert stopniowo przekonywał się do Pana Boga, poznawał tajniki wiary. – To nie było takie proste. Chodziłem do kościoła dla Gosi i Julki, ale kiedy np. wszyscy klękali, ja przekornie tego nie robiłem. Jeszcze wtedy nie rozumiałem, po co to wszystko. Dla mnie to były puste rytuały, nie czułem w nich żadnej głębi. To nie jest tak, że się nawróciłem i już. To się cały czas dzieje, to jest droga. To jest takie wrażenie, jakby się wróciło do domu – mówi Robert. – Kiedy żyliśmy bez ślubu i dzieci, mogliśmy sobie na wiele rzeczy pozwolić, żyć beztrosko. Kupowaliśmy różne rzeczy, urządzaliśmy się, ale pod względem duchowym i moralnym było dużo gorzej. Teraz jest zupełnie na odwrót – dodaje. Troje dzieci to wiele obowiązków i wyrzeczeń, ale mimo tego małżonkowie są szczęśliwi i traktują swoje pociechy jak najpiękniejszy dar od Pana Boga.

– Kiedy urodziła się Julka, uważałem, że się nie nadaję na ojca, że nie dam sobie rady. Po ośmiu latach urodził się Kajtek, ale podeszliśmy już do tego bardziej dojrzale. Ułożyliśmy sobie superplany. Chcieliśmy otwierać drugą firmę, zacząłem już remontować biuro rachunkowe dla Gosi i nagle dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli kolejne dziecko. Kolejny raz nasze plany runęły. Nieraz wydaje się, że wszystko się wali, a później się wszystko układa. Jestem stolarzem jak św. Józef i radzę sobie, chociaż mam wiele obowiązków. Czasem na początku nie wiem, jak to wszystko ogarnąć, ale jakoś zawsze się udaje – tłumaczy Robert. – Dzisiaj nie wyobrażamy sobie, że naszych dzieci mogłoby nie być. Wiemy, że Pan Bóg dał nam dzieci, i to jest lekcja pokory, cierpliwości i czas schowania własnych ambicji i aspiracji. Posiadanie dzieci leczy z egoizmu – przyznaje Małgorzata. 

Modlitwa za nienarodzonych

Katarzyna Bzdziuch – W tym roku modlitewną opieką otoczę trzecie nienarodzone dziecko. Wierzę, że mają się dobrze i moja modlitwa, post, ofiara pomagają im przyjść na świat, a rodzicom zmienić decyzję i pokochać to bezbronne maleństwo. Dla mnie ta modlitwa to zaledwie chwila, nie zajmuje dużo czasu, a dla tego dziecka to szansa na życie. I choć nigdy tych adoptowanych duchowo dzieci nie zobaczę, to cieszę się, że zostały mi dane.

Miłosz Paszkiewicz – Dla mnie podjęcie się duchowej adopcji to znak podjęcia odpowiedzialności za bycie w Kościele. Ważne jest, aby modlić się w różnych potrzebach, szczególnie wtedy, gdy życie ludzkie, dane jako dar Boży, jest zagrożone. Ta modlitwa uczy mnie także ofiarowania swojego czasu, wyrzeczenia w intencji drugiego człowieka, pomaga wyzbyć się egoizmu i szukania tylko własnych potrzeb i korzyści.

Alicja Wyszyńska – Od pięciu lat podejmuję duchową adopcję. Zachęcił mnie to tego nasz były proboszcz śp. ks. Michał Zielonka. Sama osobiście znam osobę, która dokonała aborcji ze strachu przed trudnościami, i wiem, jak bardzo ta decyzja zaciążyła na jej życiu, co przeżywała i że – jak mówi – nigdy o tym nie zapomni. Chodzi nie tylko o ratowanie nienarodzonych dzieci, chociaż o to przede wszystkim, ale także o ratowanie sumień matek.

Daniel Sadowski - Życie to piękny dar, który podarowali nam rodzice i dobry Bóg. Uważam, że każde życie powinno być szanowane, bo jest pięknym darem, jaki otrzymaliśmy. Podjąłem duchową adopcję nienarodzonych, by te dzieci mogły tego piękna w przyszłości doświadczyć.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama