Dziwnie czyta się to, co powiedział niedawno metropolita Hilarion.
Na co dzień przewodniczący Wydziału Zewnętrznych Kontaktów Kościelnych Patriarchatu Moskiewskiego metropolita Hilarion w jednym z telewizyjnych programów mówił o dialogu Kościoła prawosławnego z katolickim, o sytuacji kościelnej na Ukrainie i o grekokatolikach. Z jednej strony rozumiem. Z drugiej… Mam wrażenie, że on czegoś nie rozumie.
Rozumiem, kiedy wyraża opinię, że grekokatolicy nie są – jak by wielu chciało – pomostem między Wschodem i Zachodem. Oni są częścią Wschodu. Tą częścią, która wiele setek lat temu zdecydowała się, pozostając przy własnej tradycji, na odbudowanie jedności z Zachodem, z papieżem. Przypominam, że początkowo Unia miała ogromne poparcie. Dopiero potem jej przeciwnicy urośli w siłę. Kto od kogo się odłączył? Unici od prawosławia czy prawosławie (z terenów ówczesnej Rzeczypospolitej) od Unii? Ale grekokatolicy nie są pomostem także dlatego, że przez prawosławnych ciągle są traktowani – wbrew faktom – jak renegaci. Z wrogiem można się dogadać. Ale ze zdrajcą?
Rozumiem też, kiedy metropolita Hilarion ma pretensje do grekokatolików o organizowanie wspólnych akcji z nieuznawanym przez Moskwę i resztę świata prawosławnego Patriarchatem Kijowskim. Nikt nie lubi tych, którzy popierają rozłamowców. I zagrażają wypracowanej sporym wysiłkiem (konkretnie u boku Janukowycza) pozycji.
Ale widzę, że kompletnie nie rozumie, że ktoś może nie mieć ochoty na bliski sojusz z Rosją. Starszy Brat (Kijów jest starszym bratem) ma prawo nie mieć ochoty na sojusz z młodszym (Moskwą). Zwłaszcza jeśli ten sojusz ma polegać na zupełnej dominacji tego drugiego. Cóż to za brat, który najpierw chce gospodarczo od siebie uzależnić, a potem bezceremonialnie zabiera drugiemu część jego terytorium? Cóż to za brat, który grozi użyciem wojska, byle jego było na wierzchu? Czy patriarcha Hilarion byłby zadowolony, gdyby w jego kraju warunki ustalali polscy czy litewscy interwenci? Nie rozumie, bo to nie jemu i jego narodowi plują w twarz. I może sobie mówić o potrzebie zachowania spokoju czy umiaru, ile chce. Dopóki nie ma odwagi stanąć w obronie słabszych – choćby i mieli na sumieniu grzech nacjonalizmu – nie jest arbitrem. Jest jedną ze stron tego nieszczęsnego konfliktu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.