- Kiedy pierwszy raz spotkałam się z Piotrem Chomickim, który udawał się pieszo do Kibeho, nie wierzyłam, że mu się uda. Dziś marzę o tym, by tak jak on umieć zaufać Bogu - mówi Justyna Karpiak z Żychlina.
Wędrując samotnie, większość czasu poświęcał na modlitwę. – Europę przemierzyłem bez większych przeżyć. Po drodze mało z kim rozmawiałem. Nocowałem głównie na plebaniach albo w hotelach. Wszędzie tam, gdzie się zatrzymywałem, doświadczałem pomocy Bożej. Z każdym krokiem czułem coraz większą obecność i bliskość Jezusa i Maryi. W Albanii i Turcji ludzie mnie zaczepiali. Pytali, gdzie idę. W Turcji, wędrując przez tereny muzułmańskie, spotykałem się z ogromną życzliwością. Bardzo często ludzie częstowali mnie herbatą, a także posiłkiem. Ich gościnność była fenomenalna. W Afryce oświadczyłem wielkich przeżyć duchowych. Bóg pokazał mi mój grzech, a także źródła moich i moich bliskich problemów rodzinnych i zawodowych. To był czas wyjątkowego oczyszczenia, które zbliżyło mnie jeszcze bardziej do Boga – wyznaje Piotr, który po dotarciu do granicy z Syrią samolotem przeleciał do Etiopii, skąd wyruszył w dalszą drogę. Wędrówka po Czarnym Lądzie liczyła 2400 km. Podczas drugiego etapu największe wrażenie na pielgrzymie robiły wychodzące mu naprzeciw grupy dzieci, które entuzjastycznie go witały. – Zatrzymując się przy nich, ładowałem duchowe baterie. Zdarzało się, że modliłem się z nimi. Kiedy odchodziłem, niektóre z nich umiały skandować po polsku: „Jezu, ufam Tobie!” – opowiada Piotr.
Zdarte buty
Kiedy słucha się spokojnej relacji pielgrzyma, zaskakuje to, że nie opowiada o żadnych sensacjach, niesamowitych przeżyciach pełnych dreszczyku emocji. Mimo że tych w różnych miejscach nie brakowało. Realne zagrożenie życia, choroby, zdarte buty, które w Kenii trzeba było podkleić oponami samochodowymi, walka z insektami ustępują duchowym przeżyciom. – Długo nie zapomnę momentu dotarcia do sanktuarium w Kibeho. Stając w sanktuarium Matki Bożej Bolesnej, czułem się szczęśliwy, ale nie tak bardzo, jak się tego spodziewałem. Modląc się przed figurą Maryi w białej sukience i niebieskim płaszczu, uświadomiłem sobie, że coś ważnego się skończyło. Tym czymś była droga, podczas której przez 11 miesięcy wędrowałem z Jezusem. Ona była czymś najpiękniejszym. Rok pielgrzymowania, wymagającego całkowitego zaufaniu Bogu, a później dwa tygodnie spędzone w Kibeho oraz rozmowy z Natalie, jedną z trzech dziewcząt, której przed ponad 30 laty objawiła się Matka Słowa, to przeżycia bezcenne. Słuchając Natalie, czułem jej tęsknotę za Matką Bożą. Po powrocie do domu podjąłem decyzję, że w swoim życiu chcę opowiadać o Maryi, przybliżać Jej orędzia i służyć młodym ludziom. O tym też opowiadałem w Żychlinie, w łowickim seminarium i to samo chcę opowiedzieć także w Pijarskich Szkołach Królowej Pokoju w Łowiczu, gdzie niebawem mam dawać świadectwo – wyznaje pielgrzym.
Boży wariat
Doświadczenie Piotra i spotkanie z nim były ważnym przeżyciem także dla ks. Zawiślaka i młodzieży żychlińskiej. – Zazdrościłem Piotrkowi tego, że mógł wybrać się w taką drogę – przyznaje ks. Konrad. – Gdybym nie miał swoich obowiązków, chętnie bym z nim poszedł. Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, nie mogłem uwierzyć, że idzie pieszo do Afryki. Podczas długich rozmów poleciłem mu osobiste sprawy, a także dzieci i młodzież przygotowującą się do bierzmowania w naszej parafii. Przez cały czas jego pielgrzymowania przypominałem im o jego marszu i modlitwie. Duchowo i za pośrednictwem esemesów cały czas mu towarzyszyłem. Wzruszały mnie jego wiara i zaufanie Bogu. Myślę, że na takie rzeczy stać tylko ludzi, którzy chcą mocno zaakcentować swoją przynależność do Jezusa. Tak postępują osoby, które są zimne albo gorące – zauważa ks. Konrad. O spotkaniach z Piotrem chętnie opowiada także Justyna Karpiak. – Kiedy pierwszy raz spotkałam pana Piotra udającego się do Kibeho, pomyślałam, że jest to szaleniec Boży. Nie dowierzałam, że uda mu się tam dotrzeć. Podczas drugiego spotkania w naszej parafii, już po jego pielgrzymce, byłam pełna podziwu dla niego i jego wiary. To spotkanie było dla mnie wezwaniem i zaproszeniem do tego, aby mocniej zaufać Bogu. Nadal twierdzę, że aby coś takiego zrobić, trzeba być szaleńcem, ale nie mam wątpliwości, że takich wariatów bardzo nam potrzeba. Oni mobilizują do troski o własną wiarę, dlatego bardzo się cieszę, że na drodze Piotra do Kibeho stanął Żychlin – mówi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.