Świadectwo. Jeśli istniejesz, przyjdź, pomóż mi, bo przed sobą mam śmierć – krzyczał Kiko Argüello, malarz z Hiszpanii. Z doświadczenia zwątpienia Bóg zaprowadził go do cygańskiej biedoty, wśród której zaczęła się Droga Neokatechumenatu.
Kiko wątpił. Życie traciło sens. Myślał, że Boga nie ma. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych. Na jego kursie był ksiądz, także malarz. Poszedł, żeby z nim porozmawiać o tym, co go nurtowało. To, co usłyszał, wydało mu się płytkie. – Zrozumiałem, że problemem była wiara, której ja sam sobie nie mogłem dać. Wołałem do Pana i w pewnym momencie poczułem w sobie pewność, że Bóg był. On istnieje! Zacząłem płakać i nie rozumiałem, dlaczego płaczę. Płakałem dlatego, że byłem podobny do człowieka skazanego na śmierć, któremu tuż przed egzekucją oznajmiono, że jest wolny – opowiadał na KUL Kiko, odbierając doktorat honoris causa lubelskiej uczelni.
Po tym doświadczeniu poszedł szukać jakiegoś księdza. Gdy go znalazł, powiedział: „Ojcze, chcę być chrześcijaninem”. Ksiądz spytał: „Jest pan ochrzczony?”. Odpowiedział: „Tak”. „Czy przystąpił pan do Pierwszej Komunii?”. „Tak”. „A więc chce się pan wyspowiadać?”. „Nie” – odpowiedział Kiko. Zrozumiał wtedy, że katechezy, które otrzymał w szkole, nie były dla niego wystarczające. Były jak ubranko od Pierwszej Komunii, które z czasem stało się zbyt ciasne, więc je zdjął i zaczął żyć bez Boga. A to prowadziło go wprost ku przepaści. Nie widział sensu w tym, co robi. Mimo sławy, bogactwa i uznania, które zyskał jako artysta, czuł się zamknięty w bunkrze. Jedynym rozwiązaniem tego strasznego stanu jest samobójstwo.
Chcę więcej
Kiedy otrzymał łaskę, zrozumiał, że Bóg chciał czegoś więcej niż formułek z lat młodości. – Powiedziałem temu księdzu, że chcę być formowany, chcę być prawdziwym chrześcijaninem. Ten ksiądz nie wiedział jednak, co ze mną robić – wspomina Kiko. Wysłał go więc na rodzaj studiów dla chrześcijan o nazwie cursillos, gdzie wyjaśniano różne problemy teologiczne, przedstawiano historię chrześcijaństwa, tłumaczono katechizm, mówiono o doświadczeniu Boga. Bardzo to Kiko pomogło rozwiać wiele wątpliwości odnośnie do wiary i Kościoła. Zmieniło się też jego malarstwo. Z kilkoma innymi artystami stworzył grupę, która próbowała połączyć sztukę ze świątynią. Odnieśli sporo sukcesów, nawet Ministerstwo Dóbr Kulturalnych poprosiło o wystawę w Madrycie i wysłało Kiko, by reprezentował Hiszpanię podczas wystawy sakralnej we Francji. Dzięki temu poznał dominikanina, który miał szukać punktów wspólnych między sztuką protestancką i katolicką. To on zaprosił Kiko przed rozpoczęciem wspólnej pracy na rekolekcje, na pustynię, do Małych Braci Foucauld. Tam na modlitwie doświadczył głębokiego poruszenia Bożą miłością.
Niech pan ratuje moją rodzinę
Po powrocie spotkał w domu swoich rodziców służącą, która płakała. Opowiedziała mu o swojej rodzinie, o mężu alkoholiku, który bił kijem ją i dzieci i groził nożem. Najstarszy syn zaczął mu się przeciwstawiać i przerażona kobieta bała się o jego życie. Poprosiła Kiko, by poszedł porozmawiać z jej mężem. – Poszedłem. Zobaczyłem, że to bardzo trudny typ. Był kulawy. Zaprosiłem go na cursillos, gdzie teraz ja byłem katechistą. Mężczyznę poruszyło to, co usłyszał. Przestał pić. Jednak alkohol za jakiś czas znów wziął górę. Wtedy przybiegła do mnie jego żona, bym ratował ich rodzinę. Pomyślałem wtedy, że może Bóg chce, bym z nimi zamieszkał, by ratować tego człowieka i jego dzieci. Tak zrobiłem. Zostawiłem wszystko i poszedłem z nimi mieszkać. Żyli w okropnej dzielnicy. Wszędzie rudery i bieda. Spałem w maleńkiej kuchni z kotami – opowiada Kiko. To było jakby zejście do piekła. Awantury, gwałty, bijatyka. Wszędzie cierpienie. Zrozumiałem, że w tych cierpiących jest Chrystus. Nie mogłem już wrócić do życia znanego artysty i luksusu. Chciałem być tam, gdzie Chrystus, wśród cierpienia niewinnych – mówi Kiko.
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).