Wielu, słysząc papieską katechezę o mającym być otwartymi drzwiami Kościele, dostaje gęsiej skórki, jednoznacznie kojarząc wezwanie z kilkoma nazwiskami i wszelkiej innej maści złem, mogącym rozsadzić i tak mocno już nadwyrężone okopy.
Nie wiem czy znał teorię oddziaływania wielopoziomowego. Z całą pewnością wykorzystywał ją w cotygodniowych konferencjach. Na jednej z nich mówił o gospodyni na wiejskiej plebanii. Długo nie mogła oswoić się z nowym proboszczem. Aż pewnego dnia odważyła się podzielić swoimi spostrzeżeniami. Poprzednik księdza to był porządny, powiedziała stawiając na stole wazę z zupą. Furtka na plebanię zawsze była zamknięta.
Kilka lat później mogłem odkryć prawdziwe utrapienie starszych księży. Spokój plebanii zakłócany systematycznymi wizytami odwiedzającej wikarego młodzieży. Te hałasy, podeptane niechcący kwiatki, typy spod ciemnej gwiazdy i eleganckie dziewczyny. Nie daj Boże gitary. Jakież to było zagrożenie dla młodego księdza.
Coś z tego zostało. Otwartość do dziś w polskim Kościele jest podejrzana. I nie chodzi tylko o furtkę i gości młodych księży. Podejrzane bywają czasopisma, książki, poglądy (niekoniecznie objęte głównymi prawdami wiary), kontakty, Internet, ruchy odnowy. Pamiętam jak jeden z moich kolegów sprzeciwiał się wyjazdowi grupy młodzieży na rekolekcje. Nie wiadomo – mówił – co im tam do głowy będą wkładać. Potem przyjadą i będą mi parafię nawracać.
Stąd podejrzewam, że wielu, słysząc papieską katechezę o mającym być otwartymi drzwiami Kościele, dostaje gęsiej skórki, jednoznacznie kojarząc wezwanie z kilkoma nazwiskami, rzekomym podziałem na Kościół łagiewnicki i toruński, rozgrywającymi duchowieństwo dziennikarzami (podobno) i wszelkiej innej maści złem, mogącym rozsadzić i tak mocno już nadwyrężone okopy.
Dlatego ciągle na nowo trzeba pytać czym jest owa otwartość. Dla papieża Franciszka znaczy tyle, co „bycie Bożym zaczynem pośród naszej ludzkości, oznacza głoszenie i wnoszenie zbawienia Boga w ten nasz świat, który często jest zagubiony, potrzebujący odpowiedzi, które dodawałyby otuchy, dawałyby nadzieję, dawałyby nową siłę w kroczeniu drogą.” Zatem otwartość oznacza, że gotowi jesteśmy na spotkanie zagubionych, rozczarowanych, poranionych, wątpiących, często wręcz zbuntowanych, po to, by dać im nadzieję i siłę. Nie oczekując, że przyjdą na kolanach, błagający o litość, gotowi strawić każdy argument, zmienić radykalnie swoje życie. Oznacza, że jesteśmy nie tylko Kościołem nauczającym, ale także, a może przede wszystkim Kościołem słuchającym. Nie tylko słowa Bożego. Wsłuchującym się w bóle, rozterki, czasem wręcz ocierający się o rozpacz.
Otwarte drzwi znaczy zaufanie. Do nas, jako ludzi Chrystusa. Tego nie otrzymuje się w chrzcielnej wyprawce. Nie jest dołączonym do święceń bonusem. Na zaufanie trzeba zapracować. Przede wszystkim szacunkiem dla przychodzących. Choćbyśmy podejrzewali niecne zamiary, a nawet zostali oszukani czy wykorzystani. Mówił o tym przed laty błogosławiony Jan Paweł na szczecińskich Błoniach. Lepiej, gdy ktoś sto razy nadużyje naszego zaufania, niżby jeden człowiek miał odejść od nas zawiedziony, bez nadziei.
Coś w tym jest. Choćby opisywany od kilku lat churching, czyli wędrówka wiernych na Mszę świętą do innych parafii bądź ośrodków. Biję się w piersi, sam kiedyś byłem przeciwnikiem i chyba poczyniłem na ten temat jakiś komentarz. Dziś jestem bardziej ostrożny w ocenach. Może jednak nie o zewnętrzną oprawę, możliwość biegania dzieci po kościele i wystrój wnętrza chodzi. Kto wie, że czy nie jest to wędrówka po nadzieję, po siłę, po radość bycia chrześcijaninem. Wędrówka będąca ucieczką od słów podszytych strachem i agresją, od moralizowania bez Boga, od bezosobowego traktowania, od braku więzi. Bo także one są potrzebne, by zaufać.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na pewna prawidłowość. Brak otwartości na bliźnich bierze się z braku otwartości na Boga. Mówił o tym Franciszek w poniedziałek, w domu świętej Marty. „Zbawienie oznacza «iść naprzód i otwierać serce, aby przyszła ta pociecha Ducha Świętego». Człowiekowi często grozi, że będzie usiłował «pertraktować», brać to, co przydatne, «trochę tu, trochę tam». To trochę tak, jak «sałatka owocowa: trochę Ducha Świętego i trochę ducha świata». Lecz w stosunku do Boga nie ma miejsca na kompromisy: albo się wybiera «jedno, albo drugie».”
Mówiąc o braku kompromisów warto zauważyć, że nie chodzi o domaganie się bezkompromisowości od innych, od wchodzących przez otwarte drzwi. Bezkompromisowości mamy wymagać od siebie. Bo tylko wtedy będziemy wiarygodni i zdobędziemy zaufanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.