Trzy słowa, wokół których papież Franciszek zbudował swoją homilię. Ku pokrzepieniu.
Na progu Wielkiego Tygodnia papież Franciszek uczy postawy prawdziwie chrześcijańskiej. Ot, takie trzy myśli.
Najpierw wskazuje na radość. „Nie poddawajcie się zniechęceniu! Nasza radość pochodzi nie z posiadania wielu rzeczy, ale ze spotkania pewnej Osoby: Jezusa; z tego, że wiemy, iż będąc z Nim, nigdy nie jesteśmy sami, nawet w chwilach trudnych (...). Można by pewnie dodać w duchu św. Franciszka z Asyżu: nasza radość nie pochodzi też z tego, że nas chwalą, ani z tego że osiągamy sukcesy czy że zgrabnym słowem zamknęliśmy usta naszym wrogom. Jakkolwiek nieprawdopodobnie to brzmi radość prawdziwa zawsze wynika ze świadomości, że jest się z Chrystusem, że idzie się z nim.
Potem papież Franciszek wskazał na krzyż. „Jezus wkracza do Jerozolimy, aby umrzeć na krzyżu. To tutaj właśnie jaśnieje to, że jest królem zgodnie z zamysłem Boga: Jego tronem królewskim jest drzewo krzyża! Pamiętamy wybór króla Dawida: Bóg nie wybiera najmocniejszego, najmężniejszego – wybiera ostatniego, najmłodszego, tego, o którym nikt nie myślał. To, co się liczy, to nie potęga doczesna.” I dodał później: „Czy czujemy się słabi, nie nadający się, niezdolni? Ale Bóg nie szuka mocnych środków: On krzyżem zwyciężył zło! Nie powinniśmy uwierzyć Złemu, który mówi nam: nic nie możesz uczynić przeciw przemocy, korupcji, niesprawiedliwości, przeciw swoim grzechom!”.
A na koniec Papież wymienił jeszcze trzecie słowo: młodzi. „Zajmujecie ważne miejsce w święcie wiary! To wy przynosicie nam radość wiary i mówicie nam, że powinniśmy przeżywać wiarę młodym sercem, zawsze, nawet wtedy, gdy się ma siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt lat”.
Łatwo mówić? Pewnie tak. Jednak naprawdę coś w tym jest.
Choć zgadzam się z papieżem Franciszkiem w kwestii wiary radosnej bałbym się wyciągnąć z tego wniosek., że ludzie smutni nie żyją wiarą. Wiem, bywają krzyże tak mocno wgniatające w ziemię, że przychodzi tylko pocieszać się słowami Jezusa „błogosławieni, którzy się smucą”. Wydaje mi się też, że przeciwieństwem wiary radosnej nie jest wiara smutna, ale nadęta. Taka, co kocha układność, godności i etykietę. Taka, co sama nie rozumie źródła swojej nadziei. Młodzi nas starych mogą irytować (nie pocieszam się, ze jestem młody duchem, bo nie jestem ;)) ale gdybyśmy patrzyli na nich bez tej nieznośnej wyższości, to naprawdę mogli by nam pomóc odkryć w czym jest prawdziwa radość.
A krzyż? Czy faktycznie Bóg upodobał sobie słabość? Zawsze kiedy wydaje mi się, że z naszym niewielkim zespołem nie podołamy ogromowi pracy w portalu – bo tyle chciałoby się jeszcze zrobić, alei sił brak, a i umiejętności czasem trochę za małe – pocieszam się, że profesjonaliści zbudowali Titanica, a amatorzy Arkę. Gdy spojrzeć na historię Kościoła bywało tak dość często. Wielkie, mające potężne wsparcie akcje przynoszą marne efekty. Świat zmienia paru wariatów, którzy swoim szaleństwem zarazili innych.
Jakieś wnioski? Właściwie nie. No, może tylko jeden. Gdy wydaje się, że do doskonałości pozostało już tylko parę drobnych kroczków trzeba wszystko zaczynać od początku. Radość i krzyż. Takie proste, ale takie nieprzystające do czasów wybitnych specjalistów od mądrości i umiejętności wszelkich, prawda?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.