Liban, w którym przed tygodniem gościł Benedykt XVI, w miniony piątek ponownie stał się areną muzułmańskich protestów przeciwko znieważaniu Mahometa.
Tym razem w Kraju Cedrów nikt nie zginął. Imamowie uczestniczący w manifestacjach wzywali jednak do zabicia wszystkich, którzy znieważają założyciela islamu. Również Hassan Nasrallah, szef Hezbollahu, zaapelował do mahometan, by pokazali całemu światu gniew islamu.
Do najkrwawszych rozruchów doszło w Pakistanie, gdzie policja musiała chronić zachodnie placówki dyplomatyczne, szkoły czy hotele. W sumie zginęło tam 26 osób, a 200 zostało rannych. Podpalono m.in. anglikański kościół i szkołę w mieście Mardan. Do zamieszek doszło też w innych krajach: Jemenie, Bangladeszu, Indonezji czy Libii.
Tłumne manifestacje przeszły również ulicami miast niemieckich. W Berlinie wielką akcję w obronie Mahometa zwołano na 6 października. Z drugiej strony nie brakuje też działań odwetowych. Prawicowe ugrupowanie Pro Deutschland zapowiedziało projekcję kontrowersyjnego filmu o Mahomecie, który od dwóch tygodni budzi oburzenie muzułmanów na całym świecie.
Ulicznych demonstracji w obronie Mahometa nie było natomiast we Francji, gdzie żyje ponad 5 mln muzułmanów. i gdzie w ubiegłą środę jeden z tygodników opublikował wulgarne karykatury założyciela islamu. Tamtejszy minister spraw wewnętrznych Manuel Valls zakazał muzułmanom publicznych protestów i zapowiedział, że zażąda od prefektów policji bezwzględnego egzekwowania tego zakazu.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.