Nawet dziś po piętnastu latach od swojej śmierci, Matka Teresa z Kalkuty nie daje nam spokoju.
Ze świętym trudno wytrzymać. Dochodzę do tego wniosku, kiedy czytam o św. Matce Teresie z Kalkuty. Dziś mija dokładnie 15 lat od jej śmierci. Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla z 1979 roku, opiekunka ubogich, trędowatych, chorych na AIDS, bezbronnych dzieci zmarła 5 września 1997 roku.
Ani jej własne życie nie było proste, ani tych, którzy mieli szansę się z nią spotykać, żyć obok niej. Matka Teresa z Kalkuty nie mieściła się w żadnych ramach. Nie wystarczało jej zwykłe życie przeciętnego chrześcijanina. Ona szła na całość. Poświęcała się bez kompromisów. Narażała się współsiostrom, które nie rozumiały jej heroicznego poświęcenia. Wśród kierowników duchowych siała ferment najpierw z uwagi na mistyczny kontakt z Jezusem, a później przez długoletnie doświadczenia opuszczenia przez Boga.
Nawet dziś po piętnastu latach od swojej śmierci, Matka Teresa z Kalkuty nie daje nam spokoju. Jest jak wyrzut sumienia. Bo ona tak mocno potrafiła poświęcić się dla Jezusa, a ja?
Matka Teresa z Kalkuty burzy nasz święty spokój. Psuje nam humor i wyrywa z codziennej stagnacji. Daje do myślenia i stawia pytanie, które brzmi także z kart Ewangelii: „co Ty człowieku robisz dla bliźnich?” Prawda, że aż wstyd odpowiedzieć, pamiętając o ogromie jej poświęcenia?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.