- Zobaczyłem Go w fizyce i kosmologii jako Miłość, jako troskliwego Ojca, który nieustannie pochyla się nad swoimi dziećmi. Zrozumiałem, że nie muszę być doskonałym, by mnie w pełni akceptował - opowiada o swojej osobistej przygodzie z Bogiem Piotr z sopockiej wspólnoty, która właśnie obchodzi 30-lecie istnienia.
Świadectwa życia
Pani Danuta z Sopotu do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym wstąpiła w 1995 roku. Był to dla niej bardzo trudny czas. – Pracowałam na prawie dwóch etatach, miałam remont mieszkania i opiekowałam się ciężko chorą mamą, wymagającą czasami czuwania w nocy. Wydawało się, że już na nic więcej nie mam czasu. Okazało się, że Bóg miał wobec mnie inne plany – opowiada o swojej drodze we wspólnocie. W restauracji, w której kupowała obiady, spotkała śp. Aleksandrę Kiwerską, która zaprosiła ją do wspólnoty. – Nie wiem, jakim cudem znalazłam czas, żeby pojawiać się na spotkaniach i jeszcze uczestniczyć w seminarium Odnowy w Duchu Świętym. Teraz już jestem świadoma, że było to działanie Ducha Świętego – opowiada pani Danuta. 6 maja 1995 roku przeżyła modlitwę o odrodzenie. Z całą świadomością podkreśla, że wówczas otrzymała nowe życie, na nowo się narodziła. – Do tej pory w mojej świadomości Pan Bóg istniał jako sędzia sprawiedliwy, który za dobre uczynki wynagradza, a za złe karze. Zachowywałam się jak najemnik, służąc Panu z lękiem i nieco z przymusu – podkreśla. Teraz uważa, że po wylaniu Ducha Świętego wszystko stało się w jej życiu nowe. – Teraz Pan Bóg nie jest dla mnie nadzorcą niebieskim, czyhającym, by mnie ukarać za złe czyny, ale Ojcem, który mnie bardzo kocha. Stałam się Jego umiłowaną córką, która zawsze może liczyć na Jego pomoc i rzeczywiście tej pomocy doświadcza.
Pani Aleksandra z Sopotu przez wiele lat żyła nieco z dala od Boga. – Pan Bóg był ze mną, ale ja nie zawsze byłam z Nim – przyznaje. Wiedziała, że są przykazania, ale stosowała je wybiórczo, trochę upraszczając i naginając do bieżących sytuacji. – Chodziłam do kościoła, do spowiedzi, do Komunii. Chodziłam… To właśnie adekwatne słowo – mówi po latach. – Niestety, były to puste czyny, a grzech był moim codziennym kompanem – dodaje.
Jej przemianę poprzedziło bolesne doświadczenie. Ponad dwa lata temu bardzo poważnie zachorowała. – Teraz wiem, że tamto doświadczenie bardzo wiele mnie nauczyło – wyjaśnia pani Aleksandra. Choroba, która była trudna do zdiagnozowania, z powikłaniami, uniemożliwiła jej pracę zawodową. – Wiem, że Bóg pozwolił mi wyhamować, zatrzymać się, podjąć próbę odpowiedzi na pytanie: dokąd pędzisz? Wtedy właśnie w swojej parafii usłyszała o rekolekcjach ewangelizacyjnych Odnowy (REO). – Nie wiedziałam, co to jest, ale czułam, że tylko tam znajdę uzdrowienie. Oczywiście najpierw myślałam o tym fizycznym. Chciałam pozbyć się bólu i innych okropnych dolegliwości – przypomina sobie tamte chwile. Z płaczem, zdesperowana, pozbawiona sił fizycznych rozpoczęła drogę przemiany. – Wtedy okazało się, że najbardziej uzdrowienia potrzebuje moje wnętrze. Bóg działał powoli. Najpierw odkryłam modlitwę różańcową, potem po raz pierwszy stanęłam świadomie w obecności Boga na modlitwie osobistej, odkryłam łaskę spowiedzi świętej, w tym spowiedzi generalnej, cud Eucharystii. Zmieniło się moje widzenie rzeczywistości. Nastąpiło przewartościowanie życia – opowiada. Po pewnym czasie, jak chętnie powtarza, to dobry Bóg uzdrowił ją z choroby, także fizycznej.
Dziś pani Aleksandra jest 44-letnią matką samotnie wychowującą dwoje dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Po ponadrocznej przerwie wróciła do pracy zawodowej. Z zewnątrz wszystko wygląda jak dawniej – te same obowiązki, problemy. W domu panuje jednak inna atmosfera. Nie ma już kłótni i zła. – Potrafimy wyłączyć telewizor, razem się pomodlić. Jest na wszystko czas, bo Bóg jest z nami – mówi pani Aleksandra.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).