Marzena i Dariusz z synem Krzesimirem. Na stole leżą pielgrzymie chusty każdego z nich: Darek zgromadził ich osiem, Marzena siedem, a Krzemo – trzy
Marzena i Dariusz z synem Krzesimirem. Na stole leżą pielgrzymie chusty każdego z nich: Darek zgromadził ich osiem, Marzena siedem, a Krzemo – trzy
Przemysław Kucharczak /GN

Od chodzenia do "chodzenia"

Brak komentarzy: 0

Przemysław Kucharczak
; GN 31/2013 Katowice

publikacja 07.08.2013 06:50

Marzena włożyła białą suknię, a Darek garnitur w... remizie, na postoju w drugim dniu Pielgrzymki Rybnickiej.


Dla obojga najbardziej wzruszającą chwilą na pielgrzymce jest wejście na Jasną Górę. – Zmęczenie i niewyspanie, które ci przez ostatnie cztery dni towarzyszyło, wtedy przestaje istnieć. To jest zwieńczenie tych kilku dni wysiłku. I sama atmosfera Jasnej Góry robi wrażenie. Nie chodzi o sam obiekt, ale o to, że szliśmy do Maryi i że do Niej dotarliśmy – wyjaśnia Dariusz.
 A zmęczenie? Po latach wspominają je ze śmiechem. Marzena opowiada, że po pięknym, nocnym czuwaniu na Jasnej Górze uczestniczyła tam w Mszy św. – Pamiętam, że sobie tam stoję, i potem pamiętam, że nagle mnie ktoś chwyta, bo zasnęłam, stojąc – śmieje się. Dariusz wspomina, jak po powrocie zapowiedział w domu, że idzie na chwilę się zdrzemnąć i za godzinę dołączy do pozostałych. – Obudziłem się następnego dnia – śmieje się.


Zastawieni karimatą


Kiedy Marzena i Darek byli już narzeczonymi i wybierali termin ślubu, zauważyli, że 2 sierpnia, rocznica ich pierwszego spotkania, przypada w 2007 r. znów w drugim dniu pielgrzymki. Poszli do ks. Marka Bernackiego, kierownika pielgrzymki. Od razu zgodził się ich „powiązać” na trasie.
 Pierwszego dnia młodzi szli więc z pozostałymi pielgrzymami do Gliwic. O poranku drugiego dnia po Marzenę przyjechała koleżanka. Darek dalej maszerował piechotą. Oboje przebrali się w remizie na postoju pielgrzymki w Bytomiu-Górnikach.

– Kiedy tam wchodziłam, już ze zrobioną fryzurą i welonem, słyszałam: „Ja pinkole, panna młoda jest w czerwonych spodniach, czy to tak zostanie?” – śmieje się dzisiaj. – Kiedy wyszliśmy z remizy w stronę ołtarza, chłopaki nas „zastawili”. I to karimatą... Jeden mówi: „szlaban!”. Więc tradycji stało się zadość – dodaje. A Darek kontynuuje: – Mówimy mu: „Ale to pielgrzymka, my tu wódki ze sobą nie mamy”. Zgodziliśmy się z nim, że pielgrzymka powinna pozostać pielgrzymką. – No to jakie znaleźliście rozwiązanie? – pytamy. – Dogadaliśmy się z tym chłopakiem później... – mówi Dariusz.


Ślub odbył się w czasie Mszy św. polowej, przy pięknej, słonecznej pogodzie i lekkim wiaterku. Ołtarz i stojących przed nim młodych otaczało cztery tysiące pielgrzymów. Stali wokół, ubrani w kolorowe chusty oznaczające różne grupy, i zawierzali Bogu całe życie tych dwojga ludzi biorących ślub.
 Po ślubie zaproszeni goście pojechali na wesele do pobliskiego lokalu. A już następnego dnia nowożeńcy dołączyli do pielgrzymów w czasie ich postoju w Miotku. Dzień później, przy wejściu na Jasną Górę, dostąpili zaszczytu: w swoich ślubnych strojach poprowadzili cztery tysiące Górnoślązaków pod mury sanktuarium, idąc na samym czele Pielgrzymki Rybnickiej, jeszcze przed grupą 1. i arcybiskupem.


Oboje pracują teraz w markecie budowlanym w Rybniku. Mają 5-letniego syna Krzesimira. Krzemo szedł w pielgrzymce już trzy razy. W tym roku z nadzieją dopytywał, czy znów idą. Nie wyszło – ale Wawoczni liczą na to, że uda im się pójść całą rodziną na pielgrzymkę za rok.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..