Wybór należy do Ciebie

Nick Vujicic: Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!

www.aetos.pl |

publikacja 12.09.2012 07:00

Gniew nie jest emocją, która została zaprogramowana do działania w trybie „całodobowym”. Pod tym względem nasz organizm przypomina poniekąd samochód – jeśli za długo utrzymujemy silnik na najwyższych obrotach, może dojść do awarii. O postawach, które pomagają wznieść się ponad trudne okoliczności pisze Nick Vujicic.

Wybór należy do Ciebie World Economic Forum / CC-SA 2.0 Nick Vujicic przemawia na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos.

Fragment książki "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń" Nicka Vujicica publikujemy za zgodą wydawnictwa Aetos.

Wybór należy do Ciebie   Linda i Chuck świadomie wybrali postawę, która pozwoliła im wznieść się ponad trudne okoliczności, ale warto zwrócić uwagę, że były to nieco inne rodzaje postaw. Linda zdecydowała, że będzie wdzięczna, a nie zgorzkniała. Chuck postanowił nie poddawać się, lecz walczyć.

Książkę można wygrać w naszym konkursie

Istnieje wiele możliwych postaw, ale sądzę, że największe znaczenie mają następujące cztery:

Postawa wdzięczności

To postawa, która pomogła Lindzie poradzić sobie z emocjonalnymi skutkami obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym. Zamiast pogrążyć się w żalu, Linda postanowiła być wdzięczna za odzyskaną sprawność i za życie, jakie udało jej się zbudować. Głęboko wierzę w niezwykłą moc wdzięczności. Podczas wystąpień publicznych często żartuję ze swojej lewej stopy. Zależy mi na tym, żeby słuchacze poczuli się nieco swobodniej i żeby nie krępował ich widok mojej nietypowej „końcówki”. Ale w rzeczywistości nauczyłem się ją doceniać. Dzięki niej mogę obsługiwać joystick wózka inwalidzkiego, pisać na klawiaturze komputera z szybkością czterdziestu wyrazów na minutę, grać na syntezatorze i cyfrowym zestawie perkusyjnym, a także korzystać z najróżniejszych aplikacji w telefonie komórkowym.

Postawa wdzięczności przyciąga do nas osoby, które podzielają nasz entuzjazm i mobilizują nas do realizowania marzeń. Ich zachęta jest wręcz nieoceniona. Kiedy byłem dzieckiem, mama często czytała mi książki. Jedną z moich ulubionych była książeczka pod tytułem Bóg, którego kocham. Miałem sześć lat, gdy mama przeczytała mi ją po raz pierwszy. W tamtym okresie nie znałem jeszcze innych osób bez rąk i nóg. Nie miałem wzorów do naśladowania – ludzi, którzy wyglądaliby podobnie do mnie i musieliby podejmować te same wyzwania. Wspomniana książka – do której po tylu latach nadal chętnie wracam myślami – zainspirowała mnie i pomogła mi zbudować solidny fundament dla postawy wdzięczności.

Autorką tej publikacji jest Joni Eareckson-Tada. Joni (imię to wymawia się tak samo jak „Johnny”) była wysportowaną siedemnastolatką z Maryland. Uprawiała pływanie i jeździectwo. W 1967 roku, na kilka tygodni przed zakończeniem pierwszego semestru studiów, podczas skoku do wody złamała kręgosłup. Na skutek wypadku została sparaliżowana od szyi w dół. W swojej książce Joni pisze o rozpaczy oraz o myślach samobójczych, jakie ją nawiedzały. Ostatecznie uwierzyła jednak, że jej wypadek nie był efektem kosmicznego rzutu monetą ani nie wynikał z przypadkowego obrotu koła fortuny, ale stanowił część Bożego planu wobec jej życia. Książka Joni zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Mama zakupiła też album z jej piosenkami. To wtedy po raz pierwszy usłyszałem słowa „wszyscy jedziemy na tym samym wózku” – Joni przekonuje w jednej ze swych piosenek, że nikt nie jest doskonały, a jazda na wózku inwalidzkim może sprawić mnóstwo frajdy. Odtwarzałem tę płytę w nieskończoność i do dzisiaj przyłapuję się czasem na tym, że podśpiewuję pod nosem pochodzące z niej piosenki.

Łatwo sobie wyobrazić, że byłem w siódmym niebie, kiedy wiele lat później po raz pierwszy zaproszono mnie na spotkanie z Joni. W 2003 roku odwiedziłem Stany Zjednoczone, żeby przemawiać w jednym z kalifornijskich kościołów. Po moim wystąpieniu podeszła do mnie młoda kobieta, która, jak się okazało, pracowała dla Joni. Krótko się przedstawiła i zaprosiła mnie do siedziby organizacji charytatywnej „Joni i Przyjaciele” w Agoura Hills. Wybrałem się tam wkrótce. Kiedy Joni weszła do pokoju, poczułem się jak na randce z gwiazdą. Joni zbliżyła się do mnie i pochyliła się, by mnie uścisnąć. Z powodu porażenia czterokończynowego jest jednak dość słaba, więc kiedy wychyliła się w moją stronę, nie była już w stanie samodzielnie przechylić się z powrotem do wózka. Zareagowałem instynktownie, popychając ją lekko na miejsce ciężarem swojego ciała. – Jesteś bardzo silny! – powiedziała. Oczywiście byłem zachwycony, słysząc taki komplement z ust niezwykłej kobiety, która – gdy byłem jeszcze dzieckiem – dodawała mi sił, wiary i nadziei jako autorka książek i piosenek.

Joni opowiedziała mi, że – podobnie jak ja – początkowo nie mogła pogodzić się ze swoją niepełnosprawnością. Zastanawiała się, czy nie zakończyć życia, zjeżdżając wózkiem z wysokiego mostu, ale obawiała się, że efektem nieudanej próby samobójczej może być uszkodzenie mózgu i że skończy w jeszcze gorszym stanie. W końcu pomodliła się: „Boże, jeśli nie mogę umrzeć, pokaż mi, jak żyć”. Wkrótce potem przyjaciel podarował Joni kartkę z następującym cytatem z Biblii: „W każdym położeniu dziękujcie. Taka jest bowiem wola Boża w Chrystusie Jezusie względem was”. W tamtym czasie Joni nie była osobą głęboko religijną. Po wypadku odczuwała złość i frustrację z powodu paraliżu i nie potrafiła zaakceptować przesłania płynącego z tego wersetu. – Jesteś chyba niepoważny – powiedziała swemu przyjacielowi. – Nie czuję się wdzięczna za to wszystko. Nie ma mowy! Przyjaciel wyjaśnił Joni, że wcale nie musi czuć się wdzięczna za to, że jest sparaliżowana. Zachęcił ją natomiast, by postawiła krok wiary i podziękowała Bogu za błogosławieństwa, których miała dopiero doświadczyć.

Joni nie umiała się na to zdobyć. Czuła się skrzywdzona i potrafiła myśleć o sobie tylko w kategoriach „ofiary tragicznego wypadku”. Początkowo o swą niepełnosprawność oskarżała wszystkich wokół i chciała, żeby winni ponieśli konsekwencje. Pozywała do sądu. Domagała się odszkodowania. Miała nawet za złe rodzicom, że urodziła się w niesprawiedliwym świecie, w którym było możliwe takie nieszczęście. Joni miała poczucie, że skoro straciła możliwość korzystania z rąk i nóg, świat stał się jej dłużnikiem. W końcu jednak uświadomiła sobie, że utwierdzanie się w mentalności ofiary to pójście na łatwiznę. Wszyscy możemy uważać się za ofiary takiego czy innego nieszczęścia. Niektórzy czują się skrzywdzeni, bo urodzili się w biedzie. Inni uznają się za ofiary, ponieważ mają słabe zdrowie lub kiepską pracę, ponieważ nie są wystarczająco szczupli, wysocy czy atrakcyjni albo ponieważ ich rodzice się rozwiedli. Jeśli uznajemy, że przysługuje nam prawo do szczęścia, wtedy czujemy się ograbieni i wzburzeni, gdy w naszym życiu dzieje się coś przykrego. Często obwiniamy wówczas innych i żądamy, by zapłacili za niedogodności, które musimy znosić. W egoistycznym zafiksowaniu zaczynamy stopniowo przybierać pozę zawodowej ofiary losu. Jednak użalanie się nad sobą jest najbardziej nużącym, bezproduktywnym i niewdzięcznym zajęciem, jakie można sobie wyobrazić. Po parokrotnym przesłuchaniu smętnej płyty zarezerwowanej na depresyjne wieczory człowiek ma ochotę rwać włosy z głowy albo uciekać.

Weź przykład z Joni i odrzuć rolę ofiary, bo użalanie się nad sobą donikąd nie prowadzi. Joni twierdzi, że cierpienie przywodzi nas do rozstaju dróg. Możemy wybrać drogę prowadzącą w dół, pogrążając się w rozpaczy, albo podążyć obiecującym szlakiem pod górę, przyjmując postawę wdzięczności. Okazywanie postawy wdzięczności może początkowo sprawiać pewne kłopoty, ale jeśli nie zgodzisz się na rolę ofiary i jeśli dzień po dniu będziesz konsekwentnie trzymać się obranego szlaku, znajdziesz potrzebną siłę, by kroczyć wybraną drogą. Jeśli nie dostrzegasz żadnych pozytywnych aspektów w swoim aktualnym położeniu, skup się na dniach, które są dopiero przed Tobą, i z góry okaż za nie wdzięczność. Takie podejście dodaje energii i pomaga przekierować uwagę z ponurej przeszłości w stronę przyszłości. – Czułam, że ścieżka pozwalająca uciec od autodestrukcji została już dla nas wytyczona na kartach Biblii – powiedziała mi Joni. – Wkrótce zaczęłam ją czytać i odkryłam starą, sprawdzoną zasadę: ten, kto źródło siły na każdy kolejny dzień znajduje w Bogu, odnosi pełne zwycięstwo.

Joni uświadomiła sobie, że trwanie w roli ofiary pogrąża ją i obezwładnia jeszcze bardziej niż sam paraliż, natomiast okazywanie wdzięczności za obecne i przyszłe błogosławieństwa pomaga jej wznosić się w górę. Przyjęcie takiej postawy może odmienić Twoje życie, tak jak przeobraziło życie Joni i moje. Zamiast gniewu i zgorzknienia z powodu niepełnosprawności wybraliśmy ścieżkę prowadzącą do radości i poczucia spełnienia. Postawa wdzięczności zaowocowała autentyczną przemianą Joni. Ta niezwykła kobieta wywarła z kolei ogromny wpływ na mnie i na tysiące innych ludzi, którzy znaleźli nieocenioną pomoc w bestsellerowych książkach motywacyjnych i płytach DVD wydanych przez Joni. Założona przez nią organizacja charytatywna „Joni i Przyjaciele” prowadzi program „Wózki dla świata”, w ramach którego wśród osób niepełnosprawnych w stu dwóch krajach rozprowadzono do tej pory ponad sześćdziesiąt tysięcy darmowych wózków inwalidzkich, a także tysiące kul, lasek i balkoników.

Joni cierpi na porażenie czterokończynowe. Ja nie mam rąk ani nóg. A jednak udało nam się znaleźć życiowy cel, który konsekwentnie realizujemy. Zamiast rozpaczać, uchwyciliśmy się nadziei. Zaufaliśmy Bogu i z wiarą skierowaliśmy wzrok ku przyszłości. Pogodziliśmy się z tym, że jesteśmy niedoskonałymi istotami ludzkimi, które mimo wszystko mają coś cennego do zaoferowania temu światu. Świadomie wybraliśmy pozytywną postawę, której siłą napędową jest wdzięczność, i zaczęliśmy działać, zmieniając swoje życie, a także życie wielu innych ludzi. To nie jest hasło z plakatu – to prawda. Wybierając postawę wdzięczności zamiast zgorzknienia, rezygnacji lub mentalności ofiary, Ty też możesz pokonać wszelkie wyzwania. Ale jeśli okazywanie wdzięczności przychodzi Ci z trudem, są jeszcze inne postawy, które możesz wypróbować.

Postawa działania

Tabitha cierpi na niepełnosprawność podobną do mojej, a mimo to napisała: „Dostrzegam w swoim życiu tyle błogosławieństw, że muszę się jakoś odwdzięczyć światu”. Przyjęła postawę działania, która doprowadziła ją do tego, że wraz z rodziną założyła stowarzyszenie zajmujące się rozprowadzaniem paczek ze słodyczami i upominkami wśród dzieci cierpiących na poważne choroby, a także pośród dzieci niepełnosprawnych i mieszkających w schroniskach dla bezdomnych.

Czasami najlepszym sposobem na to, by zerwać z nużącą rutyną lub pokonać napotkaną przeszkodę, jest zaangażowanie się w przedsięwzięcie, które ma na celu poprawę warunków życia – czy to własnego, czy innych osób. Sokrates powiedział: „Kto chce poruszyć świat, niechaj najpierw poruszy siebie”.

Kiedy życie nie daje Ci chwili wytchnienia, zrób sobie przerwę. Jeśli spotyka Cię nieszczęście lub tragedia, daj upust negatywnym emocjom, a następnie podejmij działania, które z zaistniałych okoliczności pozwolą Ci wyprowadzić jakieś dobro. Przyjęcie postawy nakierowanej na działanie pomaga nabrać rozpędu. Pierwsze kroki są najtrudniejsze – bez dwóch zdań. Na początku już samo wstanie z łóżka może wydawać się wielkim osiągnięciem, ale kiedy już się podniesiesz, możesz ruszyć do przodu i podążyć drogą prowadzącą ku lepszej przyszłości. Nie zatrzymuj się. Idź przed siebie krok po kroku. Jeśli straciłeś kogoś bliskiego lub coś cennego, wyciągnij pomocną dłoń do innych ludzi lub zbuduj coś wartościowego, co będzie pamiątką i wyrazem hołdu wobec osoby lub rzeczy, którą straciłeś. Utrata ukochanej osoby jest jednym z najboleśniejszych ludzkich doświadczeń. Po śmierci członka rodziny lub przyjaciela ogarnia nas obezwładniający smutek. W takich sytuacjach trudno o jakikolwiek powód do wdzięczności, wyjąwszy być może sam fakt, że znaliśmy i kochaliśmy tę osobę i że spędziliśmy z nią wiele wspólnych chwil. Nic nie jest w stanie przygotować nas na dojmujący, paraliżujący żal towarzyszący śmierci kogoś bliskiego. Niektórzy podejmują jednak kroki, które z bolesnego doświadczenia straty pozwalają wyprowadzić dobro. Znanym przykładem osoby, która przyjęła taką postawę, jest Candy Lightner. W wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę straciła ona trzynastoletnią córkę. Ujście dla gniewu i cierpienia Candy znalazła w działaniu. Założyła stowarzyszenie MADD (Mothers Against Drunk Driving – matki przeciwko jeździe po pijanemu), które organizuje kampanie społeczne i programy edukacyjne przyczyniające się do ograniczenia liczby ofiar wypadków drogowych.

Kiedy dochodzi do tragedii lub nieszczęścia, mamy pokusę, by zaszyć się gdzieś i wypłakać, licząc na to, że upływ czasu stopniowo uśmierzy ból. Jednak wielu ludzi – wśród nich Tabitha, Joni Eareckson-Tada czy Candy Lightner – wybiera inną postawę, przejawiającą się w działaniu. Osoby takie wychodzą z założenia, że nawet największa tragedia może być okazją do czynienia dobra. Inspirujący przykład wyboru podobnej postawy daje także Carson Leslie z Dallas. Miał szesnaście lat, gdy spotkałem go po raz pierwszy, ale już wtedy od dwóch lat walczył z rakiem. Ten młody, utalentowany sportowiec marzył o tym, by zagrać na pozycji łącznika w drużynie New York Yankees. Miał raptem czternaście lat, gdy zdiagnozowano u niego guza mózgu. Rak rozprzestrzenił się następnie na kręgosłup. Chłopiec przeszedł kilka operacji, radioterapię i chemoterapię, ale po krótkiej remisji nowotwór znowu dał o sobie znać. Przez cały ten czas Carson starał się żyć normalnym życiem, tak jak inni koledzy. Lubił cytować swój ulubiony werset biblijny, który ktoś pokazał mu wkrótce po zdiagnozowaniu u niego raka – fragment z Księgi Jozuego 1,9: „Czyż ci nie rozkazałem: Bądź mężny i mocny? Nie bój się i nie lękaj, ponieważ z tobą jest Pan, Bóg twój, wszędzie, gdziekolwiek pójdziesz”.

Carson skwapliwie podkreślał, że cytat ten nie jest jego „wersetem na czas walki z rakiem”, ale „wersetem na życie”. „Niezależnie od tego, jak długo będę żył, chcę, żeby wyryto te słowa na moim nagrobku. Gdy ktoś odwiedzi mój grób, niech przeczyta ten werset i pomyśli, jak wyrażona w nim prawda pomagała mi w życiowych zmaganiach. Oby stał się on dla wielu ludzi źródłem tego samego pocieszenia, które ja w nim znalazłem” – pisze Carson w swojej książce Carry Me. Napisał ją, aby „zabrać głos w imieniu wszystkich nastolatków cierpiących na raka, którzy nie są w stanie samodzielnie opisać wpływu choroby na swoją kondycję psychofizyczną i życie osobiste oraz na relacje z innymi ludźmi”. Carson zmarł 12 stycznia 2010 roku, gdy książka właśnie ukazywała się w druku. Dochody ze sprzedaży zasilają Fundację im. Carsona Leslie’ego i pomagają finansować badania nad leczeniem nowotworów dziecięcych. Postawa tego młodego człowieka była odwrotnością egoizmu. Pomimo choroby i wycieńczenia do końca pracował nad książką, przez którą chciał dodać otuchy innym ludziom. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie jego ostatnie słowa: „Nikt z nas nie wie, co przyniesie życie, ale łatwo mieć odwagę, gdy wiemy, że odwaga pochodzi od Boga”.

Poznałem Carsona za pośrednictwem Billa Noble’a, jubilera z Dallas, człowieka głębokiej wiary, który często zaprasza mnie, bym przemawiał w jego parafii. Dzieci Billa chodziły z Carsonem do szkoły, więc Bill – znając nas obydwu – postanowił nas sobie przedstawić. Nazywał nas obu „generałami w Królestwie Bożym”. Oprócz wygłaszania uszczypliwych żartów, w których Bill sugerował mi na przykład, że powinienem „wziąć sprawy w swoje ręce”, mój starszy przyjaciel lubił też podkreślać, jak ważne jest pozostawienie po sobie spuścizny i maksymalne wykorzystanie każdej chwili, tak jak robił to Carson. Bill często powtarzał temu bohaterskiemu chłopcu coś, do czego wielokrotnie wraca także w rozmowach ze mną: Bóg nie ocenia wartości człowieka na podstawie jego ziemskiego ciała. Jak czytamy w Ewangelii według św. Jana, „Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i życiem”.

Postawa empatii

Jeśli nie czujemy się gotowi do przyjęcia postawy działania, są jeszcze inne możliwości. Z perspektywy człowieka dojrzałego uświadamiam  sobie coraz wyraźniej, że jednym z najważniejszych czynników popychających mnie w dzieciństwie ku myślom samobójczym był  egocentryzm. Naprawdę wierzyłem, że nikt inny nie doznał tyle bólu emocjonalnego i nikt nie przeżył takiej frustracji jak ja. Zmieniłem  swoje nastawienie dopiero wtedy, gdy nieco podrosłem i uświadomiłem sobie, że wielu ludzi boryka się z podobnymi lub nawet z większymi problemami. Zacząłem traktować innych z większą dozą empatii. Poruszającej lekcji na temat postawy empatii udzieliła mi  podczas wizyty w Australii w 2009 roku córeczka przyjaciół mojej rodziny. Rodzice dwuipółletniej dziewczynki zabrali ją na przyjęcie, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy. Przez dłuższy czas dziewczynka trzymała się na dystans, bacznie lustrując mnie wzrokiem z bezpiecznej odległości. Kiedy pod koniec przyjęcia jej rodzice zaczęli zbierać się do wyjścia, spytałem tę uroczą istotkę, czy chciałaby mnie przytulić. Dziewczynka uśmiechnęła się i ostrożnie podeszła bliżej. Stanęła przede mną, popatrzyła mi w oczy i powoli schowała ręce za plecami, zupełnie jakby chciała solidaryzować się ze mną w braku kończyn. Nachyliła się ku mnie i oparła głowę na moim barku, a następnie przytuliła mnie szyją – zauważyła wcześniej, że w taki sposób uściskałem inne osoby. Niezwykła empatia okazana mi przez dziewczynkę wprawiła w osłupienie wszystkich zebranych. Przytulano mnie wielokrotnie przy różnych okazjach, ale ten uścisk był zupełnie wyjątkowy i nigdy go nie zapomnę. Małe dziecko zademonstrowało zdumiewającą umiejętność dostrojenia się do uczuć drugiej osoby.

Empatia jest wspaniałym darem. Zachęcam Cię do dzielenia się nim przy każdej sposobności, ponieważ ma uzdrawiający wpływ tak na jego dawców, jak i na odbiorców. Kiedy stajesz wobec trudności, wyzwania lub tragedii, nie zamykaj się w sobie, lecz wyjdź do ludzi wokół Ciebie. Zamiast rozdrapywać rany i domagać się współczucia, znajdź kogoś, kto został zraniony jeszcze dotkliwiej, i wyciągnij do niego pomocną dłoń. Nie neguj zasadności swego smutku czy bólu, ale pamiętaj, że cierpienie jest częścią ludzkiej kondycji, zaś okazując współczucie drugiemu człowiekowi, pomagasz pokonać kolejny krok na drodze ku pełni uzdrowienia nie tylko jemu, ale i sobie.

Mój przyjaciel Gabe Murfitt rozumie tę zasadę jak mało kto. Poznaliśmy się w 2009 roku, gdy przemawiałem na przyjęciu dobroczynnym Gather4Him w Richland w stanie Waszyngton. Gabe urodził się ze zdeformowanymi nogami i rękami, długimi tylko na kilka centymetrów. Jego kciuki są pozbawione kości, a do tego Gabe ma wadę słuchu. Mimo to jest niezwykle aktywnym młodym człowiekiem – gra w baseball, koszykówkę i hokeja, skacze na skakance i gra na perkusji, żeby wymienić tylko niektóre z jego licznych zajęć. Gabe wychował się w rejonie Seattle, a obecnie studiuje na Washington State University. Jest człowiekiem wielkiego ducha, a przy tym wykazuje się niezwykłą empatią. Już jako sześciolatek zaczął grać w małej lidze baseballowej. Z grupą przyjaciół i krewnych zdobył kiedyś szczyt Mount Rainier. W latach licealnych, mimo że sam zmagał się z ogromnymi wyzwaniami, aktywnie angażował się w działania na rzecz innych. Zaczął występować jako mówca motywacyjny, wygłaszając przemówienia na temat odwagi, przywództwa, dążenia do doskonałości, właściwej postawy i szacunku. Wraz z rodziną założył organizację charytatywną Gabriel’s Foundation of HOPE (www.GabesHope.org), która pomaga osobom niepełnosprawnym, oferując stypendia, granty i inne formy zachęty. W praktykowanej przez Gabe’a postawie empatii kryje się ogromna siła. Wyzwania związane z niepełnosprawnością przekształcił on w „misję empatii”, która daje mu wiele satysfakcji i ubogaca życie rzeszy innych ludzi.

Jestem nieraz zdumiony tym, jak reagują na mój widok mieszkańcy rejonów dotkniętych skrajnym ubóstwem i cierpieniem. Kiedy podróżuję po biednych krajach, zawsze spotykam osoby okazujące mi współczucie. Niedawno byłem w Kambodży. Po zakończeniu wyczerpującego spotkania w dusznym, wilgotnym pomieszczeniu myślałem już tylko o tym, by jak najszybciej wrócić do hotelu, wziąć prysznic i wyspać się porządnie w klimatyzowanym apartamencie. – Nick, zanim odjedziemy, czy mógłbyś porozmawiać z pewnym dzieckiem? – spytał mój gospodarz. – Ten chłopczyk od rana czeka na ciebie przed wejściem. Chłopiec był trochę niższy ode mnie. Siedział samotnie na brudnej ziemi, a nad nim unosiła się chmara much. Na głowie miał głęboką bruzdę z otwartą raną. Jedno z jego oczu niemal wylewało się na zewnątrz. Zionął brudem i zgnilizną. Ale jednocześnie w jego oczach znajdowałem tyle zrozumienia, tyle miłości i współczucia dla mnie, że całkowicie mnie rozczulił. Chłopiec podszedł bliżej i delikatnie oparł głowę o mój policzek, starając się mnie pocieszyć. Wyglądał tak, jakby nie jadł od wielu dni i bardzo cierpiał. Najprawdopodobniej był sierotą. A mimo to chciał okazać mi współczucie. Rozpłakałem się. Spytałem gospodarzy, czy możemy coś dla niego zrobić. Obiecali, że dopilnują, by nakarmiono go, otoczono opieką i zapewniono mu dach nad głową. Podziękowałem chłopcu i wróciliśmy do samochodu, ale nie mogłem przestać płakać. Przez resztę dnia nie byłem już w stanie jasno myśleć. Nie potrafiłem przejść do porządku dziennego nad tym, że dziecko, które samo zasługiwało na współczucie, nie było skupione na swoim cierpieniu, lecz okazało mi tyle serca. Nie wiem, przez co przeszedł ten chłopiec, i mogę się tylko domyślać, jak trudne jest jego życie. Ale jedno wiem na pewno – jego postawa jest imponująca, ponieważ pomimo własnych problemów zachował wrażliwość na cudze cierpienie. Posiada niezwykły dar empatii i współczucia.

Zamiast koncentrować się na doznanych przykrościach i użalać się nad sobą, przyjmij postawę empatii. Wyciągnij pomocną dłoń do kogoś w potrzebie. Zostań wolontariuszem w schronisku. Bądź przewodnikiem i mentorem. Wykorzystaj własne doświadczenie smutku, gniewu lub krzywdy, by lepiej zrozumieć cudzy ból i bardziej umiejętnie mu zaradzić.

Postawa przebaczenia

Czwarta postawa, która pomaga wznieść się ponad trudne okoliczności, to postawa przebaczenia. Choć jest ona najbardziej godna polecenia i najskuteczniejsza, jest też zarazem najtrudniejsza do opanowania. Uwierz mi – wiem coś na ten temat. Jak wspomniałem wcześniej, w dzieciństwie przez wiele lat nie potrafiłem wybaczyć Bogu, że muszę żyć bez kończyn. Gniewałem się i byłem obrażony na cały świat za coś, co uznawałem za tragiczną pomyłkę. Idea przebaczenia była mi zupełnie obca. Aby dojść do miejsca, w którym będziesz w stanie przebaczyć, Ty również musisz przejść przez etap gniewu i urazy. To naturalne, ale nie noś w sobie tych emocji zbyt długo. Inaczej sam wyrządzisz sobie krzywdę, jeśli przez dłuższy czas wszystko będzie się w Tobie gotowało ze złości i frustracji. Gniew nie jest emocją, która została zaprogramowana do działania w trybie „całodobowym”. Pod tym względem nasz organizm przypomina poniekąd samochód – jeśli za długo utrzymujemy silnik na najwyższych obrotach, może dojść do awarii. Badania medyczne dowodzą, że długotrwałe przeżywanie złości i urazy powoduje obciążenia fizyczne i psychiczne osłabiające układ odpornościowy i niszczące narządy wewnętrzne.

Gniewne szukanie winnych rodzi też dodatkowy problem. Dopóki mój brak rąk i nóg uznawałem za czyjąś „winę”, dopóty nie czułem się zobligowany do tego, by wziąć na siebie odpowiedzialność za swą przyszłość. Natomiast gdy podjąłem świadomą decyzję, że chcę przebaczyć Bogu i lekarzom, poczułem się lepiej i pod względem fizycznym, i emocjonalnym. Stwierdziłem wtedy, że nadszedł już czas, bym wziął odpowiedzialność za to, jak potoczy się moje dalsze życie.

Przyjęcie postawy przebaczenia daje poczucie wolności. Stale rozdrapując bolesne rany, w pewnym sensie przekazujesz władzę i kontrolę nad sobą tym, którzy Cię niegdyś skrzywdzili. Z kolei gdy postanawiasz im przebaczyć, odcinasz wszelkie łączące Cię z nimi więzy. Nie myśl, że wyświadczasz im w ten sposób łaskę – zrób to przede wszystkim dla siebie. Przebaczyłem wszystkim kolegom, którzy w dzieciństwie dokuczali mi i naśmiewali się ze mnie. Wybaczyłem nie po to, by kogokolwiek rozgrzeszyć z win, lecz by uwolnić się od brzemienia gniewu i urazy. Lubię siebie. I chcę być wolny. A zatem nie przejmuj się tym, jakie znaczenie będzie miało Twoje przebaczenie dla osób, które Cię skrzywdziły. Ciesz się jego wpływem na Ciebie. Przyjmując postawę przebaczenia, pozbywasz się niepotrzebnego balastu przeszłości, by swobodnie realizować marzenia.

Moc przebaczenia nie ogranicza się tylko do uzdrowienia wewnętrznego. Gdy Nelson Mandela przebaczył prześladowcom, którzy więzili go przez dwadzieścia siedem lat, jego niezwykła postawa wpłynęła na los całego narodu i odbiła się szerokim echem w świecie. Działanie tej samej siły można zaobserwować także w krajach byłego Związku Radzieckiego. Podczas pobytu na Ukrainie poznałem pastora, który wraz z rodziną przeprowadził się do Rosji, aby założyć placówkę kościelną w jednym z miast o wyjątkowo wysokim wskaźniku przestępczości. Gdy wiadomość o jego planach rozeszła się wśród mieszkańców, zaczął otrzymywać pogróżki od gangsterów. Grozili, że zrobią krzywdę jemu i jego pięciu synom. Pastor modlił się do Boga. Przeczuwał, że zapłaci wysoką cenę za założenie kościoła w tym mieście, ale był też przeświadczony, że w ostateczności jego służba przyniesie wyjątkowe owoce. Pomimo gróźb pastor zrealizował swój plan. W pierwszą niedzielę na nabożeństwo przyszło raptem kilka osób. Tydzień później jeden z synów tego odważnego człowieka został zamordowany na ulicy. Pastor pogrążył się w żałobie i zwrócił się do Boga, by właściwie pokierował jego krokami. Podczas modlitwy poczuł, że powinien pozostać ze swoim zborem. Trzy miesiące później zaczepił go na ulicy groźnie wyglądający mężczyzna, który spytał: – Czy chcesz poznać osobę, która zabiła twojego syna? – Nie – odpowiedział pastor. – Jesteś pewien? – odparł mężczyzna. – A gdyby poprosił cię o przebaczenie? – Już mu przebaczyłem. – To ja zastrzeliłem twojego syna – powiedział mężczyzna łamiącym się głosem. – A teraz chcę dołączyć do twojego kościoła. W kolejnych tygodniach do zboru przyłączyło się tylu członków rosyjskiej mafii, że przestępczość w mieście spadła niemal do zera. To właśnie moc przebaczenia. Przyjęcie postawy przebaczenia wprawia w ruch niezwykłą energię.

Ta postawa pomoże Ci też przebaczyć samemu sobie. Jako chrześcijanin wiem, że Bóg przebacza tym, którzy szukają Jego łaski. Ale zbyt często sami odmawiamy sobie przebaczenia dawnych pomyłek czy niespełnionych marzeń. Tymczasem to niemal równie ważne jak przebaczenie cudzych win. Popełniłem wiele błędów. Ty również. Źle traktowaliśmy i niesprawiedliwie ocenialiśmy innych ludzi. Wszyscy mamy coś na sumieniu. Warto spojrzeć na to z dystansu. Trzeba przyznać się do błędu, przeprosić tych, których zraniliśmy, obiecać poprawę, przebaczyć samemu sobie i pójść dalej. Przebaczenie to postawa, którą warto praktykować w codziennym życiu. Biblia uczy, że zbieramy żniwo z tego, co zasialiśmy. Jeśli pielęgnujesz w sobie zgorzknienie, gniew, żal, jeśli ciągle użalasz się nad sobą – jak sądzisz, co z tego wyniknie? Czy życie z takim nastawieniem może być satysfakcjonujące? Odrzuć przygnębiający, pesymistyczny nastrój i wybierz postawę wdzięczności, działania, empatii i przebaczenia. Przekonałem się na własnym przykładzie, ile znaczy przyjęcie odpowiedniej postawy. Mogę zaświadczyć, że gdy się na to zdecydowałem, moje życie zmieniło się nie do poznania. Wspiąłem się na wyżyny, o których kiedyś nie śmiałbym marzyć. Ty też możesz to osiągnąć!