Najbardziej znanym wśród nich jest włoski antyklerykał i satanista, który po nawróceniu był budowniczym sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Pompejach.
Włoska zakonnica, misjonarka, „matka Indian” w Ekwadorze
Maria Troncatti (1883- 1969) urodziła się 16 lutego 1883 r. w górskiej wiosce Corteno Golgi na północy Włoch, w wielodzietnej, ubogiej rodzinie miejscowych górali. Wychowana w bardzo pobożnej rodzinie odznaczała się głęboką wiarą i wrażliwością na biedę i problemy innych ludzi. Była pogodnym dzieckiem, niemal zawsze uśmiechniętym, co bardzo jej się przydało w pracy misyjnej, gdy wielokrotnie musiała stawiać czoło większym i mniejszym trudnościom i pokonywać niezliczone przeszkody.
Gdy miała 14 lat, włączyła się z wielkim entuzjazmem w świeżo powstałe w jej parafii Stowarzyszenie Córek Maryi, w którym odkryła w sobie powołanie zakonne. Musiała jednak poczekać jeszcze kilka lat, zanim mogła spełnić pragnienie wstąpienia do zakonu. Nastąpiło to, gdy skończyła 21 lat, chociaż jej rodzina, zwłaszcza ojciec, który choć bardzo ją kochał i był gorliwym katolikiem, wolał widzieć ją w życiu świeckim; również proboszcz chciał, żeby została w parafii.
Ostatecznie 15 października 1905 r. Maria pożegnała się z rodziną w atmosferze „pogrzebowej”, jak to określili jej rodzice i rozpoczęła nowicjat w Zgromadzeniu Córek Maryi Wspomożycielki (salezjanek). 17 września 1908 r. złożyła tam pierwsze śluby. Jako zakonnica pełniła posługę w Varazze w Ligurii.
W 1915 r., gdy trwała I wojna światowa, młoda zakonnica przeszła specjalny kurs dla pielęgniarek. Opiekowała się potem chorymi i rannymi żołnierzami, troszcząc się o ich zdrowie nie tylko fizyczne, ale także duchowe. Codzienny kontakt z cierpieniem ludzkim i śmiercią umocniły jej wiarę i życie wewnętrzne. Szczególnym doświadczeniem była dla niej powódź, jaka dotknęła w czerwcu 1915 r. Varazze i jej mieszkanie, z której wyszła cało dzięki – jak uważała – szczególnej opiece Matki Bożej.
Przełom lat 1919-20 spędziła w domu macierzystym swego zgromadzenia w Nizza Monferrato, gdzie odbywała dalszą formację, była także pielęgniarką, pełniła różne obowiązki w klasztorze, które – jak mawiała – były ukierunkowane „tylko na Boga”. Tam też upewniła się, że głównym jej powołaniem jest działalność misyjna, o czym marzyła od dawna. Ostatecznie na zakończenie wielkich uroczystości 50-lecia swego instytutu (1872-1922) uzyskała zezwolenie władz zakonnych na wyjazd, wraz z dwoma młodymi siostrami, do Ekwadoru.
9 listopada 1922 r. wyjechała pociągiem do Marsylii, gdzie przesiadła się na statek i po 22 dniach żeglugi dotarła do Panamy, a stamtąd do głównego portu Ekwadoru – Guayaquil, w którym znalazła się tuż przed Bożym Narodzeniem. Tak rozpoczął się najważniejszy okres w jej życiu – 47 lat pobytu w kraju na równiku. Do Włoch nigdy już nie wróciła.
Zanim jednak na dobre osiadła w mieście Macas, musiała jeszcze przemierzyć – konno, łodzią, na mostach wiszących – długą drogę. W tym czasie przeżyła szereg osobliwych zdarzeń. Gdy w 1925 r. pokonywała kolejny odcinek wędrówki przez puszczę amazońską w towarzystwie biskupa i niewielkiego oddziału Indian, na wysokości 3 tys. metrów zastąpili jej drogę wojownicy uzbrojeni we włócznie i noże, stawiając jako warunek wpuszczenia przybyszów na swój teren uzdrowienie ciężko chorej dziewczyny. Miejscowy szaman był bezsilny i wówczas przydała się wiedza uzyskana jeszcze na kursach pielęgniarskich. Siostra Maria wyleczyła chorą a tubylcy okrzyknęli ją jako „cudotwórczynię”: „Oto przyszła biała kobieta, silniejsza od wszystkich czarowników”.
W grudniu 1925 r. dotarła do Macas – niewielkiego miasteczka we wschodniej części kraju, położonej na wysokości ponad tysiąca metrów nad poziomem morza. Oddała się tu bez reszty pracy ewangelizacyjnej i społecznej na rzecz miejscowej ludności z plemienia Shuar i białych mieszkańców. Jej zaangażowanie i głęboka wiara sprawiły m.in., że w 1930 r. po raz pierwszy odbył się tam katolicki ślub, z czasem powstały też pierwsze placówki, takie jak prawdziwy szpital i szkoła; siostra usilnie pracowała – wraz z innymi misjonarzami – nad wykorzenieniem wielu barbarzyńskich zwyczajów miejscowych, zwłaszcza zemsty rodowej, która nierzadko przeradzała się w ciągnące się latami krwawe porachunki.
Ale nie brakowało też bolesnych doświadczeń. Na przykład 4 lipca 1969 r., na zakończenie Tygodnia Spółdzielczości Wiejskiej i – jak się miało okazać – na niespełna dwa miesiące przez jej tragiczną śmiercią, na terenie pobliskiej misji Sucúa wybuchł straszny pożar, niszcząc w ciągu jednej nocy dorobek całych lat żmudnej pracy s. Marii. Nie straciła jednak wiary i wszelkimi sposobami starała się zapobiec aktom odwetu i zemsty.
25 sierpnia 1969 r. zakonnica chciała odlecieć do stolicy kraju – Quito na rekolekcje. Ale mały samolot już w kilka sekund po starcie rozbił się nad dżunglą, grzebiąc pod sobą wszystkich pasażerów. Matka Maria Troncatti miała wówczas 86 lat, z których prawie 47 spędziła na misji wśród Indian Shuar. Na wieść o jej śmierci mówili: „Zmarła święta. Nie ma już naszej mateczki!”
Została beatyfikowana 24 listopada 2012 r. 25 listopada 2024 r., papież Franciszek zatwierdził cud za jej wstawiennictwem otwierający drogę do kanonizacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
19 października obchody 41. rocznicy jego męczeńskiej śmierci.
Papież Leon XIV kanonizował w niedzielę 19 października siedmioro błogosławionych Kościoła.
Grupa Kościołów, głównie z Afryki i Azji, ogłosiła swoje odejście od wspólnoty z Kościołem Anglii.
Są jednak zaskoczeni tym, że młodzi Polacy nie są najliczniejszą grupą...