„To kraj, w którym państwo nie funkcjonuje i jest nieobecne".
„Koszmar" - tak Vincent Gelot opisuje sytuację humanitarną w Libanie. Pracownik francuskiej organizacji pomocowej „Oeuvre d'Orient” opiekuje się uchodźcami i przesiedleńcami na Bliskim Wschodzie ze swojej bazy w Bejrucie. Jego zdaniem działania Izraela przeciwko Hezbollahowi w Libanie prowadzą do kryzysu egzystencjalnego w kraju, który już od lat spełnia niemal wszystkie kryteria „państwa upadłego”.
„Obecnie w Libanie jest 1 200 000 przesiedleńców z 6 milionów mieszkańców, co oznacza, że prawie 20 procent ludności kraju jest przesiedlona! Mimo to kraj ten od 13 lat przyjmuje dwa miliony syryjskich uchodźców” - przypomina Gelot.
Kraj, w którym państwo jest nieobecne
„To kraj, w którym państwo nie funkcjonuje i jest nieobecne. Od dwóch lat nie ma prezydenta ani w pełni funkcjonującego rządu. Ponadto Liban od pięciu lat przechodzi kryzys gospodarczy i finansowy, w tym upadek sektora publicznego i załamanie lokalnej waluty, funta libańskiego. W 2019 r. zamrożono libańskie konta bankowe, 4 sierpnia 2020 r. doszło do eksplozji w porcie w Bejrucie, a próżnia polityczna miała katastrofalny wpływ w szczególności na dzieci i edukację. Mówi się o 300 000 libańskich dzieci porzucających szkołę - a były to dane sprzed wybuchu wojny! Tak więc sytuacja na miejscu jest absolutnie krytyczna, poważna i niepokojąca” - mówi pracownik „Oeuvre d'Orient”.
Wojna nie zaczęła się dopiero teraz
Problem polega na tym, że Liban znajdował się na krawędzi jeszcze przed rozpoczęciem wojny. Nawiasem mówiąc, Gelot zwraca uwagę, ta wojna nie rozpoczęła się dopiero teraz wraz z izraelską ofensywą i śmiercią przywódcy Hezbollahu, szejka Nasrallaha, ale rok temu, 8 października 2023 r., kiedy Hezbollah zaczął atakować Izrael z Libanu, aby wesprzeć Hamas, dzień po ataku terrorystycznym na południowy Izrael. W Libanie prawie 100 000 osób zostało już wysiedlonych z południa kraju.
„Teraz, w związku z wojną, mamy nowe wyzwania, a mianowicie przyjęcie większej liczby uchodźców i przesiedleńców. Mówimy o 1 200 000 przesiedleńców w szkołach, w klasztorach, w różnych ośrodkach. Oczywiście wszystko to wiąże się z kosztami. Trzeba zapewnić dom tym ludziom, którzy stracili wszystko, którzy przeżyli traumę, nakarmić ich, postarać się, aby dzieci poszły do szkoły. Do tego dochodzi jeszcze pomoc rannym. Weźmy na przykład jednego z naszych partnerów: szpital prowadzony przez maronitów. Leczy on głównie poparzone ofiary bombardowań. Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że kryzys dotyka wielu cywilów. 1 200 000 przesiedleńców to głównie cywile, a nie członkowie bojówek. Wreszcie, jest też wielu ludzi, którzy odmawiają opuszczenia swoich wiosek. W szczególności na południu Libanu, przy granicy z Izraelem, znajdują się wioski, których ludność chrześcijańska nie chce opuszczać, ponieważ obawia się, że ich domy mogą zostać zajęte przez bojówkarzy. Musimy również pomóc tym ludziom, którzy są odcięci od świata, którzy nie mają już elektryczności ani jedzenia” - mówi pracownik .
Syryjscy uchodźcy wracają do swojego kraju
Gelot i jego organizacja pomocowa starają się dostarczyć pomoc humanitarną do tych wiosek na południu; konwój z pomocą wyruszył na południe we wtorek, a kolejne mają nadejść. Inną grupą wspopmaganą przez „Oeuvre d'Orient” są rodziny z Syrii, które przed laty uciekły do sąsiedniego Libanu z powodu wojny w ich ojczyźnie. Teraz nagle ponownie znaleźli się w stanie wojny - wojny, która nie jest ich własną. Wielu z nich wraca więc do Syrii.
„Ich sytuacja jest katastrofalna, ponieważ rodziny te były już uchodźcami i dlatego są szczególnie narażone. Wystarczy sobie wyobrazić. W obozach dla uchodźców w Libanie są dzieci, które są pochodzenia syryjskiego, ale nigdy nie widziały Syrii i urodziły się w obozach. Obecny kryzys powoduje również napięcia między Libańczykami a Syryjczykami. To bardzo skomplikowane - a mówimy o dwóch milionach ludzi, czyli prawie jednej trzeciej populacji Libanu” - zwraca uwagę.
Gelot mówi o 100 000 uchodźców, którzy opuścili Liban, głównie do Syrii - Syryjczyków, a także Libańczyków, którzy teraz muszą być zakwaterowani w Syrii w trudnych warunkach. „Jest to więc absolutnie poważny kryzys, który obecnie rozgrywa się na libańskiej ziemi. Trzeba sobie wyobrazić, że Syria jest krajem, który jest na ziemi, krajem, który został zdewastowany przez trzynaście lat wojny. Jest to kraj objęty międzynarodowymi sankcjami, w którym 15 proc. ludności żyje poniżej granicy ubóstwa. Kraj, w którym sześć milionów Syryjczyków jest już wewnętrznie przesiedlonych, a infrastruktura publiczna i duże metropolie zostały w dużej mierze zniszczone. To właśnie w tym kontekście przybywają teraz uchodźcy z Libanu” - zaznacza Gelot.
Fatalizm i wyczerpanie
Zwraca uwagę, że w Libanie panuje duży fatalizm. Wiele osób twierdzi, że wojna nie jest niczym nowym, że tak jest od dziesięcioleci. „Ludzie są zmęczeni. Wśród przesiedleńców, którzy pochodzą z południowego Libanu, są ludzie, którzy mówią nam, że byli przesiedlani dwa razy w życiu. Więc to, czego doświadczają, jest naprawdę bardzo trudne. Powszechne jest poczucie wyczerpania, co jest również związane z depresją gospodarczą, która trwa już od pięciu lat. To śmiertelne, to naprawdę niszczy coś w duszy tego kraju. Młodzi ludzie i dobrze wykształceni ludzie wyjeżdżają; system edukacji, system opieki zdrowotnej i system społeczny są w ruinie. Cały impet, który był odczuwalny podczas pomocy po eksplozji w porcie w 2020 roku, zniknął. Ten test jest jeszcze bardziej trudny” - mówi pracownik „Oeuvre d'Orient”.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.