Tłumy wiernych wzięły udział w Wielkim Odpuście Kalwaryjskim ku czci Aniołów Stróżów.
Kolejny (po tym na Wniebowzięcie NMP) odpust u annogórskich franciszkanów odbył się 24-27 sierpnia. Szczególnie licznie pątnicy wzięli udział w sobotnich Dróżkach NMP.
- Tematem tegorocznych kazań jest grzech i Spowiedź św. To odpowiedź na oczekiwania pielgrzymów, by wrócić do tych podstawowych katechizmowych rzeczy. Warto je odświeżyć i dostosować do zmieniającego się świata - wskazuje ojciec Kamil Tymecki, franciszkanin z Góry św. Anny.
Kolejni kaznodzieje omawiali warunki dobrej spowiedzi.
- Sumienie jest jak zegarek - powinno być dobrze ustawione. Trzeba nad nim pracować, nie spłaszczać go. Dzisiejszy świat robi bardzo wiele, by je zagłuszyć. Często boimy się ciszy, bo w ciszy można usłyszeć swoje myśli, głos Boga - tłumaczył o. Cherubin Żyłka.
Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Jedno z miejsc postoju - przy Domku Maryi.- Bóg nie boi się naszej słabości - przeszkadza mu nasza pycha, bo wtedy nie dopuszczamy Go do swojego serca. Także Maryja nie boi się naszej grzeszności, ona potrafi pozbierać strzępy z nitek naszego życia - przekonywała s. Dolores Zok, zachęcając do odmawiania Różańca.
Przykładem z misji, dotyczącym szczerego odwrócenia się od grzechu i postanowienia poprawy dzielił s ię ks. Adrian Adamik, obecnie proboszcz z Wysokiej. O tym, że tylko jasne nazwanie grzechu pozwala nam zmienić postępowanie - mówił o. Waldemar Polczyk. Wreszcie o. Ignacy Szczytowski podkreślał rolę zadośćuczynienia, zwłaszcza wobec bliźniego.
Jak co roku oprawę obchodów w pięknych strojach tworzyła grupa z Niedobczyc, zaś wieczorne nabożeństwo poprowadził zespół AVE z Pławniowic. W niedzielę po drugiej części Dróżek NMP odpust zwieńczyła Msza św. Wśród wiernych było wiele grup parafialnych czy rodzin.
Pielgrzymi z Cisku na odpust ku czci Aniołów Stróżów chodzą co najmniej od 101. lat - najpierw jako część parafii Stare Koźle, potem jako osobna parafia. Idą pieszo w piątek i zostają do niedzieli. W tym roku dołączyła do nich też kilkunastoosobowa grupa z sąsiedniej parafii Zakrzów.
Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Piękne stroje, gra orkiestry, górnicy, delegacja pań z Niedobczyc i dzieci w pięknych strojach uświetniają procesję dróżkami NMP.- Nie wyobrażam sobie inaczej, ten czas mam zawsze zarezerwowany, od lat, jak dzieci były małe to pakowaliśmy je i wózek do auta, teraz chodzą same. To czas kiedy ładujemy duchowe baterie, zostawiamy tu wszystkie sprawy intencje, ofiarowujemy trud, zmęczenie, ból nóg... - stwierdza Edyta Nędza. - W czasie drogi przez Raszową szła z nami orkiestra, proboszcz z parafianami ugościł nas kawą i ciastem, w Leśnicy zatrzymaliśmy się na obiad - to taka nasza tradycja. A rano w sobotę mamy Mszę św. parafialną, i nawet ci, którzy nie idą, starsi, z małymi dziećmi przyjeżdżają specjalnie na nią do bazyliki, prawie cała parafia, wielu zostaje na dalsze obchody - dodaje Beata Szewior.
- Ja mieszkam w Niemczech, ale w tym roku wzięłam dwa dni urlopu specjalnie żeby przyjechać i pójść pieszo. Bałam się, czy dam radę, ale udało się i jestem taka zadowolona. Szłam z bardzo ważnymi intencjami w sercu, myślałam o nich całą drogę i zostawiłam w bazylice przed ołtarzem. Myślę, że św. Anna ich wysłucha i przekaże wnukowi - przyznaje Irena Kroner.
Krystyna Wolka zd. Klimek pochodzi z Zakrzowa, dziś przyjeżdża z Rybnika.
- Jestem na tej pielgrzymce odkąd miałam 6 lat, w tej chwili mam 66. Z parafii św. Mikołaja w Zakrzowie jeździliśmy pociągiem - dzień wcześniej kupowało się bilet, potem pakowało sztandary, figury, czarne i białe stroje i w sobotę o 6. rano jechało do Leśnicy a dalej procesyjnie piechotą. Wtedy jeździło ponad 200 osób: marianki, młodzieńcy, każdy chciał choć chwilę ponieść figurę itd. Gdy w niedzielę wysiadaliśmy na stacji w Sukowicach, było uroczyste powitanie i procesją z księdzem i orkiestrą szliśmy do kościoła. A ci, którzy nie mogli jechać, wychodzili przed dom i nas witali - wspomina. - Do św. Anny niosło się wszystkie intencje. Nawet męża wymodliłam sobie i poznałam tu, w Porębie, pod figurą NMP, bo on jest z Niedobczyc i niósł figurę, a ja byłam jako marianka - uśmiecha się.
Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Zespół AVE z Pławniowic.Ks. Krzysztof Renchen pielgrzymuje z grupą parafian od św. Józefa z Opola-Szczepanowic. - Jestem w tej parafii dosłownie od paru dni, ale wiem, że oni przychodzą na ten odpust już po raz 94. Najpierw pojechaliśmy pociągiem do Przywór Opolskich, a stamtąd pieszo. W piątek dotarliśmy na miejsce, w sobotę rano mieliśmy parafialne obchody, a na Dróżki idziemy już ze wszystkimi. To nie tylko spotkanie z Bogiem, z Maryją, św. Anną, ale też pokazanie swojej wiary. A przykład idzie z góry, od rodziców... - wskazuje.
- Przyjechaliśmy trzeci raz, całą rodziną. Trochę obawialiśmy się pogody, ale na szczęście dopisała. Ja to wyniosłam z domu, jak byłam młodsza, częściej się pielgrzymowało z rodzicami, teraz dzieci były małe, było trudniej. - Ja jak się ożeniłem, też zacząłem. Tu jest i przyroda i modlitwa, łatwiej się skupić. Dzieciom też się podoba i dają radę bez problemu - mówią Paweł i Aneta Sobankiewiczowie z Mają i Nelką (6 i 3 lat).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.