Dzień Życia Konsekrowanego to idealny moment na premierę hymnu Kongresu Młodych Konsekrowanych

Jako organizatorzy i uczestnicy Kongresu postanowiliśmy, że chcemy wrócić wspomnieniami do doświadczenia naszego wrześniowego spotkania i właśnie 2 lutego podzielić się z innymi, tym co nas spotkało!

Reklama

Z okazji premiery utworu „Powstań i świeć”, stworzonego jako hymn IV Kongresu Młodych Osób Konsekrowanych chcielibyśmy porozmawiać z młodym konsekrowanym, autorem muzyki i jezuitą: Dominikiem Dubielem SJ.

Łukasz Wójcik SDB (Ł.W.): Z tego co wiem jesteś człowiekiem bardzo wszechstronnymi i raczej zajętym. Opowiedz proszę krótko o tym, czym się zajmujesz?

Dominik Dubiel SJ (D.D.): Studiuję teologię i przygotowuję się do święceń diakonatu.  Poza tym dzielę się duchowością w różnych formach: od towarzyszenia w rekolekcjach ignacjańskich po współprowadzenie Podcastu Jezuickiego, ponadto muzykuję: dyryguję, komponuję, gram i śpiewam. A poza tym po prostu żyję we wspólnocie, modlę się, pracuję, spotykam z różnymi ludźmi itd. Ot, zwyczajne jezuickie życie. (śmiech)

Ł.W.: Co dla Ciebie znaczy być młodym konsekrowanym? Z czym to się wiąże?

D.D.: To chyba znaczy być - według jakichś kryteriów - młodym i z całą pewnością należy być osobą konsekrowaną. (śmiech) Natomiast zupełnie serio, to konsekrację rozumiem w ten sposób, że wszystkie moje pragnienia, zdolności, ale też słabości, staram się integrować wokół osoby Jezusa Chrystusa. 
Natomiast przez śluby zakonne (idące w dużej mierze pod prąd temu, o co walczy się w tzw. „świecie”) mam nadzieję być dla ludzi, wśród których żyję, przynajmniej jakimś znakiem zapytania o Rzeczywistość, która wykracza poza to, co widzimy na co dzień. Ostatecznie, może ta „dziwność” wypływająca z faktu, że ktoś młody, mogący cieszyć się z tego co oferuje rzeczywistość, rezygnuje z części tych (bardzo dobrych!) rzeczy, bo wierzy, że warto tak żyć dla Królestwa Niebieskiego, okaże się dla niektórych jakimś rodzajem potwierdzenia, że ta Rzeczywistość jest realna? 

Ł.W.: Co jest najtrudniejsze a co najpiękniejsze w konsekrowanej młodości?

D.D.: Najpiękniejsze jest doświadczenie znalezienia się na swoim miejscu w świecie. Nie wiem czy najtrudniejsze, ale na pewno trudne jest pogodzenie się, że nigdy nie będę tak idealnym zakonnikiem, jak chciałbym i odkrywanie na nowo, że Pan Bóg wcale nie oczekuje, żebym był idealny, ale żebym był wpatrzony w Niego i robił co w mojej mocy, żeby się do Niego upodabniać. W sumie, chyba można by to wrzucić zarówno do kategorii „najtrudniejsze”, jak i „najpiękniejsze”. 

Ł.W.: Mówi się, że młodość odważnie i bezpardonowo bierze ze świata to, co najlepsze, a konsekracja to ofiara i dar z siebie. Jak połączyć bycie młodym i konsekrowanym? Rozwój i ofiarę? Pasję i rezygnację z siebie?

D.D.: Szczerze mówiąc, nie odbieram życia konsekrowanego, jako „ofiary” i „rezygnacji z siebie” większej, niż ta, którą podejmują nasze koleżanki i koledzy w świecie. Jak patrzę z jaką pasją i poświęceniem wielu moich niekonsekrowanych przyjaciół walczy o możliwość realizowania swoich pragnień związanych z wymarzonymi studiami, pracą, czy rodziną, to czuję się totalnie zawstydzony przeciętnością, jaką nieraz widzę w moim stylu życia.
Życie konsekrowane, to życie, w którym staram się upodabniać się do Jezusa Chrystusa: coraz lepiej poznawać Ojca i samego siebie, coraz bardziej kochać, być coraz bardziej wolnym. Różne formy rezygnacji z siebie, jasne, czasem bolą, ale tym bardziej wpisują się w realizowanie ideałów młodości, rozwoju i życia pasją. 

Ł.W.: W mediach społecznościowych opisałeś siebie jako „Jezuita – muzykant”, co to dla Ciebie znaczy? Czy te dwa słowa wyczerpują temat? Czemu muzykant a nie muzyk?

D.D.: Bycie jezuitą jest czymś wpisanym w moje duchowe DNA, w mój sposób myślenia i działania, więc chyba nie będę się nad tym dłużej rozwodził. 
A słowo muzykant bardzo lubię. Mam z nim dwa skojarzenia. Pierwsze, to muzykanci ludowi, których dziś już prawie nie ma, ale kiedyś byli spotykani wszędzie, głównie na wsiach. Byli zwykle samoukami, muzykowali w czasie wolnym od pracy, często przygrywali po prostu do tańca na wiejskich imprezach. Ci ludzie są dla mnie symbolem bezinteresownej radości z grania, śpiewania, muzykowania; symbolem miłości do muzyki i do ludzi, dla których grają.  
Drugie skojarzenie podchodzi z moich wczesnych czasów licealnych, kiedy zacząłem jeździć na warsztaty jazzowe. I tam usłyszałem jak wybitni muzycy prowadzący te warsztaty, mówią o samych sobie per muzykanci, ale mówią też tak o Milesie Davisie, Charliem Parkerze, czy o Krzysztofie Komedzie. W pierwszym momencie, jako porządny uczeń klasycznej szkoły muzycznej, byłem w szoku. Później odkryłem ten wcześniej wspomniany głębszy sens tego słowa i zacząłem się z nim utożsamiać. Bo chociaż dzisiaj poświęcam muzyce sporo czasu od strony teoretycznej, teologicznej, filozoficznej itd. i sprawia mi to dużo radości, to tym co najbardziej mnie cieszy, jest muzykowanie z innymi, na żywo, w różnych formach. 
A że socialmedia lubią chwytliwe hasełka, to Jezuita-muzykant dobrze pasuje do tej retoryki. 

Ł.W.: Czym dla Ciebie jest muzyka? Czym jest muzyka dla Twojej konsekracji?

D.D.: Często mówię, że muzyka jest dla mnie innym imieniem duchowości. Jedno i drugie rodzi się w sercu zranionym „nadmiarem” miłości, w sercu dotkniętym przez Boga, nawet jeśli ktoś nie nazywa Go po imieniu. Muzyka to dla mnie naturalny język, w którym próbuję wyrażać moje wewnętrzne doświadczenia, „moją teologię”.

Ł.W.: Jakbyś miał sobie wymarzyć „Dzień życia konsekrowanego”, to jak byś go spędził, świętował? Co wtedy powinno się robić, co Ty chciałbyś tego dnia robić, jeśli zależałoby to tylko od Ciebie?

D.D.: Chwila na cichą modlitwę, żeby pobyć sam na sam z Bogiem – dla przypomnienia sobie dla Kogo jestem tym, kim jestem; wspólna liturgia – dla przypomnienia sobie z kim przemierzam tę samą drogę; wspólne „nieoficjalne” świętowanie z bliskimi mi ludźmi. Przy całej specyfice życia konsekrowanego, im bardziej jest ono normalne i niezmanierowane, tym lepiej dla nas samych, dla Kościoła i dla ludzi, którzy nas spotykają. 

Ł.W.: Jesteś autorem muzyki do hymnu „Powstań i świeć” napisanego na IV Kongres Młodych Konsekrowanych w 2022 roku, co było Twoją inspiracją w komponowaniu? 

D.D.: Kiedy mój przyjaciel Rafał Maciejewski, odpowiedzialny za muzykę na Kongresie odezwał się do mnie z propozycją napisania hymnu na to wydarzenie, bardzo się ucieszyłem, bo uczestniczyłem w poprzedniej edycji i bardzo sobie cenię tę inicjatywę. Kiedy powiedział mi, że hasłem nadchodzącej edycji jest „Powstań i świeć”, więc hymn powinien nawiązywać do tych słów, zacząłem się zastanawiać co mi te słowa mówią w kontekście mojego rozumienia życia konsekrowanego. Praktycznie natychmiast przyszedł mi na myśl inny tekst biblijny, z Ewangelii św. Jana: „A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”. Życie konsekrowane to dla mnie życie nadzieją mimo wszystko: nie tyle świecenie jak gwiazda, która rozświetla horyzont, co raczej pielęgnowanie w codzienności nikłego płomyczka, który jednak daje na tyle ciepła i światła, żeby zrobić krok naprzód i dać się ogrzać komuś, kto znajduje się w zupełnej ciemności. Stąd taka synteza dwóch tekstów biblijnych w refrenie. Zwrotki natomiast są dziełem innego mojego przyjaciela, ks. Wojtka Koladyńskiego, duszpasterza, blogera i poety zakochanego w Panu Bogu i zanurzonego w popkulturze, z którym bardzo podobnie patrzymy na rzeczywistość. Opisałem mu całą sprawę, powiedziałem jak ja to czuję, a on zaproponował tekst zwrotek, z którym totalnie się utożsamiam. Co do muzyki, to komponując ją, po prostu starałem się, żeby podkreślała przekaz słowny.

Ł.W.: Śledziłeś relacje z Kongresu? Co myślisz słysząc o tym wydarzeniu?

D.D.: Tak, obserwowałem relacje na Instagramie, widziałem też kilka filmów na YouTube – mega profesjonalnie obsłużone wydarzenie. No i oczywiście odsłuchałem całą konferencję Krzysztofa Pałysa OP, bo od dawna jestem wielkim fanem jego aktywności. To bardzo ważna postać na drodze mojego powołania zakonnego. 
Szczerze mówiąc, jak to się mówi w slangu zakonnym, takie wielkie imprezy „to nie moja duchowość”, ale jak już wspomniałem, bardzo cenię ten Kongres jako przestrzeń, do spotkania z ludźmi, którzy z jednej strony żyją odmiennym charyzmatem, mają totalnie inną organizację itd., a z drugiej strony, na głębszym poziomie, wszyscy żyjemy tym samym pragnieniem. To jest bardzo ożywcze dla własnego powołania. 

Ł.W.: Przyjechałbyś na kolejny Kongres, gdybyś mógł?

D.D.: Pewnie! (śmiech)

Ł.W.: Dlaczego warto ofiarować swoje życie Bogu i ludziom jako zakonnik i konsekrowany?

D.D.: Pan Bóg jest naprawdę dobry, ma piękne pragnienia wobec świata – to naprawdę duża sprawa, móc z Nim współpracować w realizacji tych pragnień. 

Ł.W.: Bardzo dziękuję za rozmowę!
 

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama