Bawimy się w kolory. We dwoje: „Po po-dwór-ku cho-dzi paw. Kolorowe piór-ka ma. Jed-no mu wy-pad-ło. Jakie-go ko-lo-ru?”. Podchodzi szepnąć mi odpowiedź na ucho, żeby nie było oszukaństwa. A potem pyta, jaki kolor. Oczywiście nie udaje mi się odgadnąć. Śmiejemy się oboje.
Zwykła chwila zabawy. I pewnie nie ma co nadpisywać tego doświadczenia zawiłymi teoriami. Metafora w końcu zawsze okaże się ułomna, życie bogatsze. Uderza mnie jednak ta dziecięca umiejętność poprzestawania na tym, co jest, jakiś rodzaj życia chwilą, który oznacza zanurzenie w tym, co mamy blisko, pod ręką.
Czy święty Franciszek też był taki?
Przepisuję z książki (jedna z wydanych przez Księgarnię św. Jacka w 1949 roku: Gilbert K. Chesterton, Św. Franciszekz Asyżu, w tłumaczeniu Artura Chojeckiego) o Franciszkowym doświadczeniu bycia dzieckiem Boga: „To doznawanie wielkiej wdzięczności i wspaniałej zależności nie było frazesem ani nawet jakimś stanem uczuciowym; cała rzecz w tym, że to była opoka rzeczywistości (…) To, że zależymy w każdym szczególe, w każdym momencie od Boga (…) jest to fakt zasadniczy. (…) Ten, kto ujrzał cały świat wiszący na włosku miłosierdzia Boskiego, ten właśnie dojrzał prawdę (…) Może to wygląda na paradoks, jeśli powiemy, że jakiś człowiek niezmiernie ucieszył się, iż jest zadłużony. (…)Jest to najwyższy i najświętszy paradoks, że człowiek, który rzeczywiście wie, iż nie może długu spłacić, będzie go stale spłacał. (…) Będzie stale rzucał swe dobra w bezdenną przepaść dziękczynienia bez miary. Jesteśmy za mało hojni, aby być ascetami, można by niemal powiedzieć za mało weseli, aby być ascetami”.
Intuicyjnie wyczuwamy, że szczodrość, wdzięczność to cechy chrześcijaństwu bliskie. Być może nie da się tej postawy wdzięczności w sobie w prosty sposób zbudować (odbudować?).Już pisząc: „postawa wdzięczności” zaczynamy zresztą tworzyć ciut zbyt teoretyczna teorię, a przecież chodzi o życie, sam jego żywioł, trzon. Być może tylko zanurzenie w nim (w życiu) jakoś nas ratuje. Podsuwa nam ono przed oczy właśnie to, co jest, nie pozwala przeżyć się nazbyt – brakuje mi słowa – teoretycznie, wirtualnie, jakbyśmy latali trzy centymetry nad ziemią.
Czasami nas przeczołga, to prawda. Myślimy sobie z goryczą: to nam mi wystarczyć? Kamyki zamiast bułek, chusteczka zamiast chorągwi, kartonowe pudełko zamiast domku z ogródkiem?!... A może powinno wystarczyć? Przecież widzieliśmy nie raz: chłopców skaczących po morzach-kałużach, poduszkowe wigwamy, dziewczynkę prasującą z zapałem klockiem-żelazkiem kawałek papieru.
Mamy za mało do tej czy tamtej życiowej zabawy? Być może. Ale cieszymy się tym, co jest.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.