Aresztowanie mecenasa Marka P., pełnomocnika kilkunastu parafii i zgromadzeń zakonnych w sprawach rekompensat majątkowych, posłużyło "Gazecie Wyborczej" i politykom lewicy do rozpętania antykościelnej histerii.
Skąd się wziął Marek P.?
W tej sprawie oddzielić należy aspekt ewentualnej przestępczej działalności Marka P., która zresztą musi mu zostać udowodniona, od problemu rekompensaty dla Kościoła za utracone w czasach PRL mienie. Rzecz jasna wszystkie wątki kryminalne tej sprawy powinny być do końca wyjaśnione, co oznacza tak-że, że wszystkie instytucje kościelne, które korzystały z usług Marka P., powinny w tej sprawie współpracować z organami ścigania. Zresztą taką deklarację złożyła już Metropolia Krakowska. Nie ulega jednak wątpliwości, że gdyby państwo polskie rzetelnie wywiązało się ze swych zobowiązań, które przyjęło na siebie w 1989 r., ustanawiając Komisję Majątkową, nie byłoby w procesie odzyskiwania majątków miejsca dla takich ludzi jak Marek P. Po prostu Komisja przyznawałaby mienie w naturze bądź mienie zastępcze, znajdujące się w zasobach Skarbu Państwa. Przez lata jednak tego nie czyniono, a sprawy zgłaszane przez poszczególne podmioty kościelne na początku lat 90. ub. wieku leżały przez całą dekadę bez skutecznego załatwienia. W tej sytuacji parafie bądź zgromadzenia zakonne same zaczęły dochodzić swych roszczeń. W tym celu musiały znaleźć mienie zastępcze, dokonać jego kwalifikacji oraz przedłożyć całą dokumentację Komisji Majątkowej. Wtedy właśnie pojawił się Marek P., oferując swe usługi prawnicze poszczególnym podmiotom kościelnym. Decyzja o daniu mu pełnomocnictwa była zawsze indywidualną decyzją poszczególnego proboszcza, bądź przełożonego wspólnoty zakonnej.
Nie Kościół wyceniał ziemię
Jednym z elementów przedstawianej Komisji dokumentacji były operaty, oceniające wartość mienia zastępczego – najczęściej gruntów znajdujących się w zasobach samorządów, bądź Skarbu Państwa. Gdyby MSWiA zamawiało te operaty, a w praktyce nie ma na to pieniędzy, nie byłoby potrzeby, aby takie czynności zlecały instytucje kościelne za pośrednictwem swego pełnomocnika. W żadnym wypadku także nie strona kościelna ponosi odpowiedzialność za ewentualną błędną wycenę w operatach, co nie przeszkadza GW twierdzić, że to „Kościół wyceniał ziemię”. To sprawa niezależnych rzeczoznawców, których praca podlega ocenie odpowiednich instytucji. Jeśli rzeczoznawcy świadomie zaniżali lub zawyżali wartość szacowanego mienia, powinni ponieść odpowiedzialność karną. To oni, a nie podmioty kościelne, które posługiwały się sporządzonymi przez nich dokumentami, ponoszą za ich treść odpowiedzialność.
Dla środowisk wrogich Kościołowi sprawa Marka P. stanowi dogodny pretekst do przedstawienia w fałszywym świetle całego procesu rewindykacji materialnych Kościoła. To także smakowity kąsek dla samorządowców, którzy dzisiaj występują jako obrońcy mienia wspólnego, a wcześniej uniemożliwiali skuteczną pracę Komisji, twierdząc, że nie mają dla podmiotów kościelnych żadnego mienia zastępczego, a jednocześnie wystawiali je na sprzedaż. Aresztowanie Marka P. jest dobrą okazją, aby wyjaśnić rzeczywiście wszystkie nieprawidłowości, jakie następowały w procesie zaspokojenia roszczeń materialnych Kościoła oraz umożliwić Komisji spokojne zakończenie wszystkich prac, tam gdzie to jest możliwe, a pozostałe wnioski skierować na drogę postępowania sądowego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.