O księdzu prof. Józefie Tischnerze w 90. rocznicę jego urodzin i o tym, co teraz jest najważniejsze, z Wojciechem Bonowiczem rozmawia Piotr Zworski.
Piotr Zworski: Bardzo często nie potrafimy nabrać dystansu, kiedy słyszymy, że Kościół jest atakowany. Tymczasem świat wytyka mu grzechy, a brak dystansu sprawia, że krytykę odbieramy jako atak. Pytanie brzmi, czy mamy w sobie na tyle dojrzałości, szerszej refleksji do czego namawia Tischner, aby z pewnego dystansu spojrzeć na Kościół? Powiedzieć, co jest dobre, a co jest złe, i próbować to zrównoważyć, nie wypierając się wiary? Często mamy do czynienia z dwiema postawami, albo ten Kościół ubóstwiamy z całym bagażem, albo dokonujemy apostazji.
Wojciech Bonowicz: Wydaje mi się, że większość z nas jest obecnie w takim rozdarciu, jakie opisałem. Wcale nie szykuje się do odejścia, ale nie zgadza się na to, co jest.
To wiąże się z dokonaniem pewnego wyboru. Nie można żyć w zawieszeniu.
Myślę, że bardzo wielu z nas odkrywa w ostatnich miesiącach, co jest istotne, co naprawdę spaja wspólnoty. Od lat obserwuję, że coraz więcej ludzi żyje wiarą, chrześcijaństwem „z dala” od biskupów. Tak nie powinno być, ale w jakimś sensie ci ludzie nie mają wyjścia. Żeby ocalić wiarę, idą do rozmaitych wspólnot, szukają ludzi myślących i czujących podobnie. To zjawisko nie jest jeszcze masowe, ale jest zauważalne. Np. wyraźnie narasta sprzeciw wobec upolitycznionego chrześcijaństwa. Niedawne badania pokazały, że aż 82% ludzi nie chce Kościoła zaangażowanego w politykę. Czyli także spora część ludzi, którzy głosowali na rządzącą obecnie koalicję, bardzo podkreślającą swoje związki z Kościołem. To jest bardzo znaczący sygnał: że także ludzie o poglądach bardziej konserwatywnych chcą zmiany, nie chcą już pokornie kiwać głową przy każdym kolejnym liście biskupów. W Krakowie obserwujemy takie zjawisko, że kiedy czytany jest list obecnego ordynariusza, to niektórzy wychodzą z kościoła, jeżeli w liście znajdują się treści, których nie akceptują. W ten sposób chcą pokazać, że nie zgadzają się na takie słowo. Znów przypomina się spostrzeżenie Tischnera: wierni przychodzą do świątyni, żeby usłyszeć Dobrą Nowinę, a słyszą same złe nowiny. Roztacza się przed nimi obraz świata pełnego zagrożeń i wrogów, skłaniający do pesymizmu, katastrofizmu. Większość nie chce takiego słowa, odrzuca je.
Może to się wiąże z pojęciem tischnerowskim „ludzi z kryjówek”. Ludzi, którzy są przepełnieni nieufnością, lękiem przed innymi ludźmi i zamiast wychodzić - chowają się do swoich kryjówek. Kryjówka natomiast jest źródłem rozmaitych cierpień, ale daje poczucie bezpieczeństwa, taką swoistą nieodpowiedzialność. Czy w Kościele nie schowaliśmy się do takiej właśnie kryjówki, żeby się chronić przed światem pełnym zagrożeń?
Są tacy kaznodzieje, a nawet jest takie wielkie przedsiębiorstwo medialne, które Kościół przedstawia jako miejsce, gdzie możesz uciec, schronić się przed całym złem tego świata. Tak kształtuje się „religijność z kryjówki”. Tischner pisze o prywatnych „kapliczkach”, wokół których samozwańczy obrońcy Kościoła gromadzą przestraszonych ludzi. Bardzo wiele jego tekstów jest krytyką takiej lękowej wersji chrześcijaństwa. Odwoływanie się do lęków bywa, niestety, skuteczne politycznie czy duszpastersko, jednak ludzi nie można nieustannie straszyć. Wyraźnie widać, że z młodymi już nie da się porozumieć, strasząc. Oni są bardzo wymagający, bardzo krytyczni, trzeba znaleźć inny język, który do nich trafi. A na to nakłada się główny problem Kościoła jako instytucji: rozdźwięk pomiędzy słowem a praktyką, o którym już wspominaliśmy.
Analiza Tischnera dotyczące kryjówek i ludzi w kryjówkach nie odnoszą się wyłącznie do wiary i sytuacji Polaka-katolika. Dotyczą także pewnych postaw społecznych, np. stosunku do Europy. Jest w tej książce piękny tekst, w którym Tischner w połowie lat 90. pyta o to, jak ma wyglądać Europa. Czy Polak może mieć wspólny dom z Niemcem, Holender z Belgiem, a Francuz z Włochem? Jak chcemy w tej Europie funkcjonować? Czy właśnie jak we wspólnym domu, czy też będzie to „Europa kryjówek”, gdzie każdy kraj będzie pilnował wyłącznie własnych interesów? Chcę pokazać, że ta metafora przydaje się Tischnerowi w opisie bardzo różnych zjawisk, z których wszystkie mają dość podobne źródło. Zawsze w punkcie wyjścia jest jakiś lęk, który powoduje, że człowiek wycofuje się, tworzy sobie swoiste schronienie, które daje mu poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej – pozwala na nieodpowiedzialność. Bo kryjówka to miejsce, w którym za nic się nie odpowiada. Niech tam sobie inni decydują, ja poczekam, popatrzę, najwyżej skrytykuję.
Jedną rzecz muszę tu podkreślić: Tischner opisuje takie fenomeny, czasami je przerysowując, po to, żeby dostarczyć nam obrazów, w których my sami będziemy mogli się przejrzeć. Nie chodzi o to, żeby szukać dookoła siebie „ludzi z kryjówek”, ale o to, żeby zapytać: czy to przypadkiem nie o mnie? Czy świat, który buduję, nie zaczyna przypominać kryjówki?
Innym sugestywnym obrazem, którym posługuje się Tischner, jest obraz targowiska. Żyjemy na świecie jak na wielkim targowisku, jesteśmy rozdzierani przez rozmaite sprzeczne idee, pomysły, światopoglądy. Czy to obraz współczesnego człowieka targanego wątpliwościami? Jak sobie poradzić w takiej sytuacji?
Myślę, że to bardzo prawdziwy obraz. Jesteśmy otoczeni przez całe mnóstwo ofert, a każda jest kusząca, każda zachęca, żeby to właśnie na nią zwrócić uwagę. I nie chodzi tu tylko o coś, co można kupić, ale także o wybory polityczne czy ideowe. Co ciekawe, ten sugestywny obraz targowiska Tischner nakreślił jeszcze u schyłku PRL-u, widząc bardzo przenikliwie, jaki świat nadchodzi. Że wraz z wolnością, zniesieniem cenzury, demokratyzacją wtargnie do nas potężna fala rzeczy i idei, które będą nas chciały sobą zainteresować, a my wpadniemy w szał gonitwy między stoiskami. Co zrobić, aby targowisko nie zapanowało nad nami i nas nie zniszczyło?
Zdaniem Tischnera, jest tylko jeden ratunek, jeden sposób, by wznieść się ponad targowisko. Tym sposobem jest myślenie. To myślenie „przypina nam skrzydła”. Żeby wyzwolić się z przemocy targowiska, musimy najpierw samych siebie zapytać, czego tak naprawdę chcemy. Czego szukamy? Jakie wartości są dla nas ważne? Inaczej będziemy całe życie gonić za rozmaitymi „promocjami” – także „promocjami” politycznymi czy dotyczącymi wiary. Brat ks. Józefa Tischnera, Kazimierz, który organizuje Tischnerowskie Dni Skupienia, czasem zachęca uczestniczki i uczestników do spowiedzi, obiecując, że pokuta będzie promocyjna… Potem się okazuje, że zniżka jest nieduża, ale… W każdym razie intencja jest szlachetna i taka „promocja” może być. Natomiast inne „promocje” sprawiają, że biegamy od straganu do straganu, od kupca do kupca, zapominając, po co właściwie przyszliśmy. Nie ma innej rady, jak w pewnym momencie zatrzymać się i zrobić w myślach „skok w górę”. To właśnie Tischner chce nam powiedzieć: w cokolwiek się angażujesz, potrzebujesz spojrzenia z dystansu, który pomoże ci ocenić, w jakim celu to robisz i dokąd zmierza twoja praca.
To oczywiste, że człowiek nie może zadawać takich pytań nieustannie. Ale jeśli brakuje momentów dystansu, namysłu, przychodzą kryzysy. Kryzysy osobiste – ale też kryzysy całych instytucji. Kryzys Kościoła, o którym mówiliśmy, to jest przede wszystkim kryzys myślenia o Kościele. Zabrakło dystansu, zwyciężyła taka wizja, że wszystko, co złe, jest na zewnątrz, i ewentualnie może wedrzeć się do Kościoła. Zresztą w kwestii ostatniego kryzysu moralnego, dotyczącego wykorzystywania osób nieletnich, też często pada taka odpowiedź: winien jest zseksualizowany świat, który wdziera się do Kościoła i niszczy. Taka odpowiedź bierze się z braku refleksji nad tym, w czym właściwie się uczestniczy, jaka odpowiedzialność wiąże się z władzą, czyje dobro powinno być na pierwszym miejscy, i tak dalej.
No więc tak na koniec chciałbym wszystkich zachęcić, żeby postawili sobie to pytanie, które i ja – za Tischnerem – sobie stawiam: co zrobić, żeby tego mojego życia nie spędzić na bezmyślnej gonitwie od straganu do straganu?
*
„To co najważniejsze” Ks. Józef Tischner, Wydawnictwo Znak
Książka dostępna TUTAJ: https://rcl.ink/tFbRt
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.