Bóg dał nam codzienność jako stały element życia, tak jak rybom dał wodę, a wszelkim ziemskim stworzeniom cielesność. Więc AMEN na tę świętą codzienność, nawet jeśli się nam wydaje nieciekawa, bo ona jest pełna obecności Boga, pełna Jego darów i Jego świateł.
I to nas po raz kolejny doprowadza do tematu modlitwy, tej stałej z Nim relacji, która trwa zarówno w kaplicy, w tajemnicy Jego Ofiary, jak i w klasztorze, w tajemnicy Wcielenia. Bo nasza codzienność jest właśnie w tajemnicy Wcielenia ukryta i przechowywana, a nasza modlitwa w tajemnicy Krzyża, tej ofiary przyjętej przez Ojca i zbawczej dla całego świata. Ale właśnie dlatego, że modlitwa jest dla nas codziennością wszechogarniającą, a nie jakąś imprezą raz na kwartał, musi być cicha jak ziarno rosnące w ziemi; a przez to jest żywa jak to ziarno i nie stawia granic życia i wzrostu. Musi także mówić prawdę i poznawać prawdę o Bogu i o nas: czasem bardziej o Bogu, czasem bardziej o nas, jak możliwości właśnie niosą. Oczywiście prędzej czy później dochodzimy do tej prawdy, że się modlić po prostu nie umiemy. I cóż z tego? Bóg nie przestaje być Bogiem, a Jego obietnice trwają. "Choćbym przechodził przez ciemną dolinę…" (Ps 23,4) i tak pozostaje prawdą, że "jeden dzień w przybytkach Bożych lepszy jest niż innych tysiące" (Ps 84,11).
A nigdy nie myślmy, że są takie okoliczności, w których modlitwa jest niemożliwa. Jakiś konkretny rodzaj modlitwy, owszem: nie odmawia się brewiarza, mając kompres na oczach, ani się nie odprawia rozmyślania podczas załatwiania spraw urzędowych. Ale wtedy jest doskonały czas i miejsce na inny rodzaj modlitwy, na pamięć o Bożej obecności, na akty strzeliste, na prośby i dziękczynienia… W chorobie, w wysokiej gorączce jest doskonała okazja, żeby Bogu ofiarowywać siebie i swoje losy, przyjmując wszystko, co daje, i wybierając Jego na swoją radość. Oczywiście – ale to całkiem inna sprawa – we wszelkich takich utrudnieniach może być zupełnie niemożliwa taka modlitwa, jaką my nazywamy udaną. Jaką sobie zaplanowaliśmy. Jaką lubimy zaliczać. Tylko zawsze pytanie: czy Bogu to się równie podoba jak nam. Czy On nie woli, przynajmniej czasem, szczerego, prostego okazywania Mu swojej udręki – od naszych ściśle według metody zaplanowanych rozmyślań; i czy nie daje nam czasem okazji do takiego właśnie uproszczenia modlitwy po to, żebyśmy mieli mniej okazji do samozadowolenia, a za to do Niego bliżej.
A w ogóle to cóż z tego, że nie umiem się modlić, że mi nie wychodzi, że moją modlitwę zasnuwają wszelkie możliwe rozproszenia jak gęsty smog? Niby co ja jestem takiego, żebym się miała modlić pięknie? Jeżeli prawdą o mnie jest słabość, to słabość moją Mu ofiaruję; zawsze lepsza na ofiarę Bogu prawda niż maska. Jeżeli On ma wzrastać, a ja się umniejszać (J 3,30), to wystarczy mi Jego chwała, bo jest ważniejsza od mojej – nieskończenie ważniejsza! Byleś Ty, Panie, był uwielbiony, to już nie takie ważne, co dalej będzie, ze mną i z moją modlitwą; ani co o mnie ludzie myślą, dobrze czy źle – za dobrze czy zbyt źle – zresztą, kto to wymierzy! – ani nawet co ja sama o sobie wiem – nie załamię się pod tym, bo to nieważne. Byleś Ty był uwielbiony. AMEN.
Fragment książki „Amen. Rekolekcje”
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora "honoris causa". Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).